Dojeżdżam do miasteczka Bluff w Utah gdzie tuz przy drodze widzę formacje skalna Twin Rocks. Dwie skały wyglądające jak gigantyczne zapałki górują nad okolica, pod nimi klimatyczna kawiarnia i Trading Post. Parę zdjęć i jadę dalej mam już 2,5 godz opóźnienia w stosunku do tego co zakładałem a do miejsca noclegu i kolejnych atrakcji jeszcze 150 km.
Jadę przez większą część dnia. Widoków nie będę opisywać bo brak słów. Okolica przepiękna, ogromne gołe skaly w oddali (koloru wiadomego) Z drugiej strony nieco jaśniejsze formy skalne formowane przez miliony lat w rożne dziwne kształty. Wszystkiego dopełniają wysokie góry z ośnieżonymi szczytami... Kraina znana jest miedzy innymi z parku narodowego Arc hes czyli po polsku łuki. Skały wyerodowały tu w ten sposób ze tworzą się łuki skalne, o rożnych kształtach i wielkościach. Widzę znak na parking przy drodze staje żeby zapalić, patrze w gore i widzę własnie taki ogromny łuk... Był on pod takim katem do drogi ze jadąc w ta strone pewnie bym go nie zauważył... Można podejść na gore pod niego, jako ze czasu nie mam wiec... idę
;) Szlak jest krotki ale ciężki, początek po płaskich skalach które są bardzo śliskie, później piaszczyste strome podejście i koniec znowu po płaskich skalach o nachyleniu kolo 45 stopni!! Do szczytu zabrakło mi 30 metrów... Skały są zbyt gładkie, nie dam rady w tych butach.... Zawracam. Tylko ze to tez nie takie proste, ale jakoś daje rade. Ruszam dalej, do Moab.
Moab to niewielkie miasteczko otoczone molochami skalnymi. Nieopodal miasta łącza się dwie rzeki Colorado river (płynąca później przez wielki kanion) i Green River (zielona rzeka). Ta konfluencja tworzy niezwykle zjawisko gdzie rzeki łącza się w jedna a ich wody nie mieszają się płynąc przez chwile w dwóch rożnych kolorach (zielonym i piaskowym). Niestety aby to zaobserwować trzeba poświecić 2 dni na dojście w miejsce łączenia się rzek... Uroki zwiedzania jeżdżąc samochodem sa takie ze nie jestem w stanie przewidzieć ile czasu dokładnie zejdzie mi na przejechanie odcinka trasy... Dzisiejsza 4 godz (w teorii) trasę pokonałem w 7 godz. Liczne postoje na zdjęcia, jakieś roboty drogowe i przybywam na miejsce noclegu dużo później niż się spodziewałem. A miałem w planie odwiedzić dzisiaj jeszcze 3 miejsca. D**a. Starczy czasu na jedno. Park Łuków odpada, bo widziałem jeden po drodze... Wystarczy. Zostaje Canyonlands albo Dead Horse. Oba w tej samej odległości. Wybór pada na martwego konia gdyż kiedyś wyczytałem ze widać z niego piękną panoramę rzeki kolorado. Ustawiam zgrywanie filmów na dropboxa, i jadę. Dojeżdżam. Parkuje. Wychodzę. Wow. Jest brązowo... Jak okiem sięgnąć brązowe skały kanionów, z drugiej strony ośnieżone szczyty. WOW. Nie da się tego opisać słowami a i zdjęcia tego nie oddadzą. Plusem tego miejsca jest to ze w przeciwieństwie do Horseshoe Bent i Wielkiego Kanionu jest tu pusto. Niedosyt który odczuwałem wczoraj z powodu tysięcy turystów tutaj nie istnieje. Parę osób spaceruje alejkami w ciszy, nikt nie drze japy, nikt się nie przepycha, w dole płynie leniwie rzeka Colorado.... Bajka. Spędzam tu kolo godziny dzień się kończy...
Nocleg mam w miejscowości Moab w Hotelu River Canyon Lodge w cenie 100 euro. Warunki bardzo przyzwoite (aczkolwiek chyba najwolniejsza winda jaką w życiu jechałem...). Jutro dzień typowo tranzytowy polegający na przemieszczeniu się w rejon Zion National Park. Nie planuje nic szczególnego po drodze (bardzo się mylę)
;)Dzień 5
Dzień zaczynam standardowym opóźnieniem poprzez nocno-poranne rozmowy (ach ta różnica czasu). Postanawiam się nie spieszyć, w końcu w założeniu nie mam dzisiaj nic do zobaczenia, jest to dzień typowo tranzytowy aby dostać się w okolice Zion National Park który będę zaliczał jutro. Wiec pomimo późnego startu, postanawiam zostać w Moab na śniadanie. Wybór pada na sprawdzona wczoraj jadłodajnię, zamawiam sprawdzony już omlet z szynka i serem (pycha) i po śniadaniu ruszam w drogę. Kieruje się ta sama trasa którą wczoraj wieczorem jechałem do Dead Horse State Park, mijam skręt na park i kieruje się dalej droga w stronę międzystanowej 70tki. Krajobraz zmienia się już po kilku momentach, robi się brzydko.... Szare gładkie ściany gór, praktycznie zero zieleni, taki trochę księżycowy
;)
Zjezdzam z autostrady dalej jest brzydko ksiezycowo, podjezdzam pod gorke i krajobraz zmienia sie jak za dotknieciem magicznej rozdzki. Powraca czerwona ziemia porosnieta gesto zielonymi krzewami, oraz pomaranczowe skaly dobrze juz mi znane z Arizony. Jade dalej. Droga choc jest to raczej boczna droga jest doskonale utrzymana, prosta jak strzala i tak szeroka ze spokojnie moga sie minac dwie wielkie ciezarowki. Mijam piekna formacje skalna, przypominajaca troche skaly Doliny Monumentow, jest gdzie sie zatrzymac, wiec staje, robie fotki i ruszam dalej.
Dzien jest nieco pochmurny ale temperatura oscyluje w granicy 25 stopni. Jest parno i duszno jakby mialo padac. Dojezdzam do niewielkiej miesciny o nazwie Hanksville, Jestem na glebokiej prowincji, i ta miescina tez takowa jest. Zatrzymana w czasie... Nie musze wspominac ze wszystkie samochody w okolicy to pickupy. Zatrzymuje sie na stacji, dolac Mustanga do pelna (kto wie kiedy bedzie nastepna stacja gdyz ta czesc Utah jest bardzo slabo "ucywilizowana") i przede wszystkim umyc szybe. Owady najwieksza bolaczka ostatnich dni... Szybe mylem wczoraj wieczorem w Moab a po przejechaniu zaledwie 150 km juz nic nie bylo przez nia widac... Przod mustanga jest istnym cmentarzyskiem owadow
:P
Stacja sama w sobie jest niesamowita, usytuowana obok wielkiej pomaranczowej skaly w ktorej jest wydrązony sklep.... Obok stoja dwa stare wozy strazackie, na oko z lat 50 tych. Przed stacja stoi szary pickup bez zadnych oznaczen jedynie naklejki na drzwiach informuja ze jest to County Sherrif
;) Tak jak powiedzialem prowincja zatrzymana w czasie.
W Hanksville skręcam na zachód kierując się na Capital Reef National Park. Miałem zamiar przejechać obrzeżem parku zrobić parę zdjęć i jechać dalej gdyż jak wyczytałem w przewodniku jest to miejsce głownie na piesze wędrówki a ja na takie nie mam czasu. Skończyło się na tym ze z planowanych 40 minut przez park jechałem grubo ponad 2 godz... Niesamowite miejsce, droga ciągnąca się serpentynami pomierzy górami w odróżnieniu od wcześniejszych klimatów skały są białe. Zatrzymałem się w kilku punktach widokowych i z bólem d**y mijałem inne... nie mam czasu żeby się zatrzymywać w na każdym parkingu (a tu o dziwo było ich dużo). W zachodniej części parku powróciły pomarańczowe góry tworzące najdziwniejsze formacje.
Od parku na południe wiedzie droga US Scenic Byway 12 czyli droga widokowa nr 12. Wyczytałem gdzieś ze jest to najpiękniejsza trasa widokowa w Utah, jest co prawda o 100 km dłuższa niż ta którą miałem jechać, ale mimo wszystko decyduje się na nią. I okazuje się to najlepsza decyzja jaka podjąłem podczas tego wyjazdu!! Droga szybko zaczyna się piąć w gore, i w ciągu 10 minut temperatura spada o 10 stopni!! jest zimno, wiec zatrzymuje sie zeby zalozyc dach i ruszam dalej. Wjezdzam w rejon o nazwie Dixie National Forest. Wow!! Dzikość tak to można opisać... Zatrzymuje się na punkcie widokowym, temperatura to już tylko 13 stopni, wieje niemiłosiernie, ale widok w dół na Capital Reef Park jest nieziemski.
Zimno. Bardzo. Jadę dalej, przez drogę przebiega zając, na skale obok drogi siedzi świstak (albo suseł) niestety nie mam szans się zatrzymać bo droga jest wąska i kreta a za mną jada samochody. Trasa idzie cały czas pod gore, a temperatura spada do 8 stopni... Przy drodze leży śnieg... Po wyjechaniu zza któregoś zakrętu widzę ze na drodze stoi samochód na awaryjnych... Co się stało? Nic takiego po prostu jelenie wyszły na drogę
:P Tym razem udaje mi się nakręcić filmik zanim uciekły
:) Dojeżdżam na szczyt gdzie znak wskazuje ze jestem 9600 stopach czyli 2926 metrów !! Generalnie las na tej wysokości jest brzydki, zniszczony od wiatru, mnóstwo powalonych drzew... Temperatura spada do zera... Zjeżdżam w dol, droga wije się serpentynami, po chwili mijam znak ze opuszczam Dixie National Forest (ale tylko na chwile
;)) Przez kilka km droga jest nijaka a potem wjeżdżam w obszar Grand Staircase - Escalante National monument... Widoków które tu zobaczyłem nie da się opisać... Droga wije się grzbietem grani po obu stronach głębokie kaniony z jasnej skały, gęsto porośnięte zielonymi krzewami.... Nie do opisania słowami a i zdjęcia tego nie oddadzą... Jadę powoli, zatrzymuje się na punktach widokowych, robię zdjęcia....
Dojeżdżam powoli do Bryce Canion National Park, widząc parking przy drodze postanawiam się zatrzymać. Kolejna dobra decyzja
;) Okazuje się ze jest to pieszy szlak ok półtora km długości, prowadzący wąwozem do jaskini i wodospadu. Środkiem płynie górski strumień, dookoła pomarańczowe góry o niezwykłych formacjach skalnych. Rosną tu niezbyt gęsto piękne iglaste drzewa. Generalnie przepięknie.... Jaskinia rozczarowuje za to wodospad jest piękny. Obok mostku w trawie biegają jaszczurki. O dziwo nic się nie boja i chętnie pozują do zdjęć. Biega kilka wiewiórek, nieco innego gatunku niż te które widziałem nad Wielkim Kanionem, maja dwa białe paski na grzbiecie. Nie chcą pozować do zdjęć szybko uciekają i nie udaje mi się uchwycić ani jednej.
Pora jest już pozna wiec ruszam w strone Kanab na nocleg. Dzieli mnie od niego jeszcze 100 km.Wyjeżdżam na główna trasę, wiec można jechać trochę szybciej
;) Droga jest dalej piękna i malownicza, wiedzie przez lasy i male miasteczka (już nie tak prowincjonalne). Im bliżej Kanab tym bardziej zmienia się krajobraz. Pojawiają się znowu czerwone góry znane mi już doskonale z Arizony. Nie ma się co dziwić granica stanowa jest zaledwie o kilka kilometrów stad. Kanab jest pięknym miasteczkiem otoczonym wyżej wymienionymi górami. Odnajduje lodge w którym zabukowałem pokój, muszę się pochwalić ze od dnia pierwszego od wyjazdu z Vegas nie użyłem jeszcze gpsa. Jazda po Ameryce jest przyjemna, drogi są szerokie dobrze oznaczone, poza tym przez ostatnie miesiące studiowałem ta trasę na mapach googla 500 razy
;) Melduje się lodgu (Aikens Lodge), który w przeciwieństwie do wczorajszego nie przypomina hotelu a raczej motel. Długi parterowy rząd szeregowych pokojów przed każdym miejsce parkingowe. Warunki bardzo przyzwoite, cena 82 euro czyli najtaniej do tej pory... Odpalam kompa zrzucam foty na Dropboxa (standardowy wieczorny rytuał). I idę coś zjeść. Pani w sklepie z pamiątkami poleca mi restauracje Huston. Zachowana w klimacie teksasu, wszystkie kelnerki to młode i zgrabne blondynki ( o dziwo bo jak do tej pory wszędzie spotykałem się raczej ze starszymi "typowymi" amerykankami). Dziewczyny maja przy pasach przypięte rewolwery ( ach ten texas...). Zamawiam stek z kurczaka (??), który jest całkiem smaczny choć nie smakuje jak kurczak. Porcja amerykańska
;) Zjadam mięsko zostawiam ziemniaczki
:P Nie idę spać bo gwiazdy nad Utah są piękne
:D (co okaże się zguba jutro).... Robię foty do późnej nocy
;)
Na razie tyle jutro postaram się dorzucić kolejne dni
;)
-- 15 Lis 2015 03:11 --
waldek99 napisał:
Ale szybki Roadtrip. W sierpniu tez odwiedziłem niektóre miejsca , byłem prawie 2 tygodnie i stanowczo za krótko . W przyszłym roku postanowiłem ze jadę na miesiąc
Dokładnie tak!! Pojechałem z nastawieniem żeby zobaczyć jak najwięcej w dwa tygodnie. Z jednej strony nie żałuje a z drugiej jest to mały błąd bo trasę którą zrobiłem w dwa tygodnie powinienem zrobić w miesiąc.... Ale kiedyś (mam nadzieję że w przyszłym roku) tam wrócę i nie będę tego robił na wariata tylko na spokojnie
;)No wiec chwile nie było dalszej części relacji ale brak czasu.... Dzisiaj postaram się wrzucić kolejnych kilka dni, a resztę za tydzień (jak będzie czas
;) )
Dzień 6
Wczorajsze nocne oglądanie gwiazd i rozmowy ze znajomymi do późnej nocy nie popłaciły... Budzę się o 10:30... Zapomniałem ustawić budzik :/ Pakowanie na jednej nodze i jadę w kierunku Zion National park. Zatrzymuje się jeszcze w miasteczku na śniadanie (kelnerka dwa razy przynosi mi złe zamówienie wiec kolejny znak że będzie to kiepski dzień). Parę fotek z miasteczka:
Wjazd do parku jest już piękny... Z boku drogi pasa się bizony (!!), zaczynają się góry... Droga z obu stron bez pobocza, gołe skały wiec muśże bardzo uważać, jeszcze tylko brakuje żebym przetarł auto... Przejeżdżam przez bramę parku (mój annual pass po raz kolejny się przydaje bo wjazd 25$) i jestem w innym świecie...
Bardziej toczę się niż jadę wiec dach w dół . Mijam dwa tunele wykute pod górami, z których jeden ma kolo 3 km długości, nie ma w nim oświetlenia generalnie ciemno jak w d***e. Za to po wyjeździe z tunelu widok urywa...
Spędzam kolo 10 minut na punkcie widokowym, Dodam ze jest już 12:30 a miałem tu być kolo 10... Zjeżdżam stromymi serpentynami w stronę wejścia do głównej doliny Zionu. Przy wjeździe do doliny jest tylko kolo 30 miejsc parkingowych oczywiście o tej godzinie wszystkie zajęte ale niczego innego się nie spodziewałem, około kilometra dalej jest Visitors Centre gdzie jest główny parking i skąd jeździ darmowy autobus do doliny. Dolinę generalnie można przejechać samochodem ale tylko poza sezonem (październik - kwiecień) przez resztę roku trzeba korzystać z autobusu. Jadę pod parking a tam tabliczka parking full... Wjeżdżam mimo to krążę z 10 minut ale nic nie ma... Pozastawiane nawet trawniki... Generalnie jak na tak wielka atrakcje to parking jest strasznie mały... Pytam Park Rangera a on mówi żebym wyjechał z parku (druga strona niż wjechałem) i pojechał do miasteczka Springdale tam zostawił auto i przyjechał darmowym autobusem tutaj. Jadę. Wyjeżdżam przez barem parku, a w springdale milion ludzi... jeżdżę po mieście skręcam w boczne uliczki. Nic. Wracam do parku na parking główny. Krążę. Nic. Jadę pod wjazd do doliny. Nic. Wjeżdżam z powrotem pod gore droga którą wjechałem do parku. Nic. Krążę tak w te i z powrotem do godz. 14.... Nigdy nie miałem takiej sytuacji żeby przez ponad godzinę nie móc znaleźć nawet jednego miejsca... Niby popularny park ale jest w końcu środa i to poza sezonem... Po 14 rezygnuje i zawijam do Vegas. Droga dalej zachwyca widokami ale nie będę się rozpisywał, największe wrażenie robi 30 milowy przejazd przez Arizone gdzie autostrada wiedzie przez góry oraz późniejszy zjazd z gór wprost na pustynie Nevady. Po minięciu tabliczki mówiącej że jestem w Newadzie wiedzę pierwsze kasyna
:) (dosłownie kilkaset metrów za granicą stanu
:P ) Dzisiaj śpię w hotelu Stratosphere, który ma najwyższa wieżę widokowa w Las Vegas. Goście Hotelowi maja na nią nie limitowany wjazd za darmo
;) Pokój zabukowany wcześniej kosztował mnie 33$ (najtańszy do tej pory!) z racji tego ze w tyg. ceny w Vegas są dużo niższe na weekendy. Zostawiam rzeczy w pokoju i jadę od razu na wieżę widokową. Widok super ale w dzień jest tu szaro...
Zjeżdżam z wieży i idę coś zjeść. Generalnie w każdym kasynie jest Mcdonald, Pizza Hut, Burger King i inne sieciówki. Ale nie chce tam jeść, znajduje knajpę stylizowana na amerykański Diner z lat 50. Skórzane miękkie czerwone siedzenia, czerwone neony super. Biorę burgera. WOW. Jest duży
;)
Wpadam na chwilę do pokoju, i lecę do kasyna
;) Jako, że wszędzie płacę banknotami uzbierała mi się już cała torebka monet więc wymieniam je w maszynie (prawie 11$). Szybko je przegrywam i lecę z powrotem na wieżę widokową. Po raz kolejny przechodzę przez kontrolę jak na lotnisku aby dostać się na górę. Ale widok nocnego Vegas z najwyższej wieży widokowej w USA jest niesamowity... Przypomina trochę nocne lądowanie samolotem z tą różnicą że nie musimy patrzeć przez maleńkie okienko
:D
Ale szybki Roadtrip. W sierpniu tez odwiedziłem niektóre miejsca , byłem prawie 2 tygodnie i stanowczo za krótko . W przyszłym roku postanowiłem ze jadę na miesiąc
Robiliśmy taką trasę we wrześniu tego roku (też niestety robiona w dwa tygodnie, więc wiem o czym mówicie:P) Drugi miesiąc zbieram się do napisania relacji..
:) Zdjęcia piękne, choć nie ma się co dziwić, bo zachodnie stany widokami bronią się same
:D czekam na ciąg dalszy!
:)
Chyba powinieneś zapytać tylko "czym je obrabiasz" i czemu suwak intensity i saturation zawsze jest prawie na maxa
:-D To nie zawsze działa na korzyść zdjęć (robią się cukierkowo-folderowe, tak jak wszystkie zdjęcia na głównej stronie f4f...)
No właśnie. Czy tylko ja nie lubię przerobionych zdjęć? Wyglądają jak widokówki, a takie mogę sobie kupić w sklepie czy na straganie. Zdjęcie to ma być zdjęcie. Jakie wyjdzie takie wyjdzie, a w tym cały urok.A relacja cacy!
almukantarant napisał:Bardzo ciekawa relacja no i fotki super. Jakim aparatem robisz zdjęcia, jakich obiektywów używasz i w czym je obrabiasz?Zdjecia robilem Sony Alpha 5000 ze standardowym obiektywem 16 - 50 mmMrMan napisał:Chyba powinieneś zapytać tylko "czym je obrabiasz" i czemu suwak intensity i saturation zawsze jest prawie na maxa
:-D To nie zawsze działa na korzyść zdjęć (robią się cukierkowo-folderowe, tak jak wszystkie zdjęcia na głównej stronie f4f...)Kwestia gustu, ja akurat lubię "pocztówkowe" zdjęcia
:P
Świetna relacja! Również byłem w Arizonie; Las Vegas, Wielki Kanion. Wszystko to co pokazujesz, to od razu mi się przypomina...
:) Cudowne miejsca. Byłeś może w Sedona obok Flagstaf? Fajna miejscowośc turystyczna
hmm, ja to możliwe ze w Vegas wypiłeś najdroższe małe piwo w życiu 7,57 $, przecież tam alko roznoszone jest przez kelnerki za free, powiedzmy za dolara bo jakiś napiwek wypada dać parking pod Hoover Dam za 10$? przecież tam było masę miejsc z parkingiem za free tylko wymagało to przejścia kawałek do tamy
Widoki nieziemskie! Super wyprawa
:) Ale dla mnie również suwak od nasycenia mógł pozostać trochę bliżej, wolę oglądać zdjęcia miejsc tak jak wyglądają w rzeczywistości (oczywiście nie mam nic przeciwko małej obróbce)
;)
luke_ro napisał:hmm, ja to możliwe ze w Vegas wypiłeś najdroższe małe piwo w życiu 7,57 $, przecież tam alko roznoszone jest przez kelnerki za free, powiedzmy za dolara bo jakiś napiwek wypada dać parking pod Hoover Dam za 10$? nie ma problemu z darmowym parkingiem tylko wymaga to przejścia kawałek , 500m do tamyTo chyba tylko na filmach
;) We wszystkich Hotelach/Kasynach w ktorych spalem w Vegas (Monte Carlo, Stratsphere i Treasure Island) kelnerki owszem chodzily ale jak zamowiles to przynosily drinka razem z rachunkiem i trzeba bylo normalnie zaplacic... Za free to daja chyba tylko w czesci dla "high rollerow".A odnosnie parking to wyczytalem ze jest parking pod Hoover Dam, ale jak juz wspomnialem w przewodniku nie napisali ze jest platny... A jak podjechalem to juz nie chcialo mi sie wracac, bo mialem malo czasu a duzo do przejechania...wiater napisał:Świetna relacja! Również byłem w Arizonie; Las Vegas, Wielki Kanion. Wszystko to co pokazujesz, to od razu mi się przypomina...
:) Cudowne miejsca. Byłeś może w Sedona obok Flagstaf? Fajna miejscowośc turystycznaSedone mialem w oryginalnym planie podrozy ale pozniej go musialem zmodyfikowac i nie starczylo na nia czasu... Moze w przyszlym roku
:Dolajaw napisał:Widoki nieziemskie! Super wyprawa
:) Ale dla mnie również suwak od nasycenia mógł pozostać trochę bliżej, wolę oglądać zdjęcia miejsc tak jak wyglądają w rzeczywistości (oczywiście nie mam nic przeciwko małej obróbce)
;)No u mnie obróbka raczej duza
:P Ale nic nie poradze takie wlasnie lubie
:DW weekend postaram sie wrzucic relacje z kolejnych dni jako ze ostatnio nie mialem czasu do tego przysiasc
:P -- 25 Lis 2015 23:12 -- luke_ro napisał:hmm, ja to możliwe ze w Vegas wypiłeś najdroższe małe piwo w życiu 7,57 $, przecież tam alko roznoszone jest przez kelnerki za free, powiedzmy za dolara bo jakiś napiwek wypada dać parking pod Hoover Dam za 10$? nie ma problemu z darmowym parkingiem tylko wymaga to przejścia kawałek , 500m do tamyTo chyba tylko na filmach
;) We wszystkich Hotelach/Kasynach w ktorych spalem w Vegas (Monte Carlo, Stratsphere i Treasure Island) kelnerki owszem chodzily ale jak zamowiles to przynosily drinka razem z rachunkiem i trzeba bylo normalnie zaplacic... Za free to daja chyba tylko w czesci dla "high rollerow".A odnosnie parking to wyczytalem ze jest parking pod Hoover Dam, ale jak juz wspomnialem w przewodniku nie napisali ze jest platny... A jak podjechalem to juz nie chcialo mi sie wracac, bo mialem malo czasu a duzo do przejechania...wiater napisał:Świetna relacja! Również byłem w Arizonie; Las Vegas, Wielki Kanion. Wszystko to co pokazujesz, to od razu mi się przypomina...
:) Cudowne miejsca. Byłeś może w Sedona obok Flagstaf? Fajna miejscowośc turystycznaSedone mialem w oryginalnym planie podrozy ale pozniej go musialem zmodyfikowac i nie starczylo na nia czasu... Moze w przyszlym roku
:Dolajaw napisał:Widoki nieziemskie! Super wyprawa
:) Ale dla mnie również suwak od nasycenia mógł pozostać trochę bliżej, wolę oglądać zdjęcia miejsc tak jak wyglądają w rzeczywistości (oczywiście nie mam nic przeciwko małej obróbce)
;)No u mnie obróbka raczej duza
:P Ale nic nie poradze takie wlasnie lubie
:DW weekend postaram sie wrzucic relacje z kolejnych dni jako ze ostatnio nie mialem czasu do tego przysiasc
:P
Czy ktoś może podać jakiś kontakt najlepiej mailowy do autora ? :) Wybieramy się w praktycznie identyczną trasę niedługo i chciałbym zapytać o parę wskazówek. Z góry dziękuje !
Czy ktoś może podać jakiś kontakt najlepiej mailowy do autora ?
:) Wybieramy się w praktycznie identyczną trasę niedługo i chciałbym zapytać o parę wskazówek. Z góry dziękuje !
JD1986 napisał:To chyba tylko na filmach
;) We wszystkich Hotelach/Kasynach w ktorych spalem w Vegas (Monte Carlo, Stratsphere i Treasure Island) kelnerki owszem chodzily ale jak zamowiles to przynosily drinka razem z rachunkiem i trzeba bylo normalnie zaplacic... Za free to daja chyba tylko w czesci dla "high rollerow".No to nie wiem może w takim razie występowałem w filmie
:) albo w weekend są jakieś inne zasady Nocowałem we wrześniu dwie noce w Monte Carlo od środy do piątku i czy bylismy na dole w kasynie czy każdym innym , black jack czy automaty na niby 1 centa nigdy nie dostałem rachunku.
Polecam dodanie White Pocket do listy miejsc do odwiedzenia. Też byłem dawno temu w HDR hole, na szczęście przeszło mi. Czekam na kolejną porcję raportu!
jaz99 napisał:Polecam dodanie White Pocket do listy miejsc do odwiedzenia. Też byłem dawno temu w HDR hole, na szczęście przeszło mi. Czekam na kolejną porcję raportu!White Pocket to mniej wiecej to samo co The Wave? o The Wave dowiedzialem sie bardzo pozno i nie bylo juz opcji na zwiedzanie.
luke-rojaz99 napisał:Polecam dodanie White Pocket do listy miejsc do odwiedzenia. Też byłem dawno temu w HDR hole, na szczęście przeszło mi. Czekam na kolejną porcję raportu!White Pocket to mniej wiecej to samo co The Wave? o The Wave dowiedzialem sie bardzo pozno i nie bylo juz opcji na zwiedzanie.
Polecam galerie i informacje na tej stronie: http://thewave.info/
Quote:Przejechanie 100 km zajęło mi prawie 3 godz i jest najgorszym przeżyciem jakie miałem w życiu.... Wszyscy zmieniają pasy jak wściekli co chwile korek generalnie trzeba mieć oczy dookoła głowy... Jeżeli ktoś kiedyś wjeżdżał do LA w godzinach szczytu to będzie wiedział o czym mówię...Polecam Marakesz
;-) wtedy docenisz co znaczy jazda po stanach
;-)Fajna relacja, końcem września wróciliśmy z takiej podróży właśnie żona jest na etapie pisania relacji wiec za chwilę może pojawi się i nasza historia
;-) czekam na więcej
;-)Pozdrawiam
Relacja super! Będe robił podobną tylko, że od SF. Mam pytanie - jaki to motel w Monterey wybrałeś? Napisz proszę, żebym z żoną nie trafił na minę
;) Dzięki
Ruben$ napisał:Relacja super! Będe robił podobną tylko, że od SF. Mam pytanie - jaki to motel w Monterey wybrałeś? Napisz proszę, żebym z żoną nie trafił na minę
;) DziękiMotel nazywal sie Bayside INN. Teraz jak patrze na zdjecia to wydaje sie calkiem przyzwoity.... Ale wtedy tez mi sie taki wydawal
:P
Dojeżdżam do miasteczka Bluff w Utah gdzie tuz przy drodze widzę formacje skalna Twin Rocks. Dwie skały wyglądające jak gigantyczne zapałki górują nad okolica, pod nimi klimatyczna kawiarnia i Trading Post. Parę zdjęć i jadę dalej mam już 2,5 godz opóźnienia w stosunku do tego co zakładałem a do miejsca noclegu i kolejnych atrakcji jeszcze 150 km.
Jadę przez większą część dnia. Widoków nie będę opisywać bo brak słów. Okolica przepiękna, ogromne gołe skaly w oddali (koloru wiadomego) Z drugiej strony nieco jaśniejsze formy skalne formowane przez miliony lat w rożne dziwne kształty. Wszystkiego dopełniają wysokie góry z ośnieżonymi szczytami... Kraina znana jest miedzy innymi z parku narodowego Arc hes czyli po polsku łuki. Skały wyerodowały tu w ten sposób ze tworzą się łuki skalne, o rożnych kształtach i wielkościach. Widzę znak na parking przy drodze staje żeby zapalić, patrze w gore i widzę własnie taki ogromny łuk... Był on pod takim katem do drogi ze jadąc w ta strone pewnie bym go nie zauważył... Można podejść na gore pod niego, jako ze czasu nie mam wiec... idę ;) Szlak jest krotki ale ciężki, początek po płaskich skalach które są bardzo śliskie, później piaszczyste strome podejście i koniec znowu po płaskich skalach o nachyleniu kolo 45 stopni!! Do szczytu zabrakło mi 30 metrów... Skały są zbyt gładkie, nie dam rady w tych butach.... Zawracam. Tylko ze to tez nie takie proste, ale jakoś daje rade. Ruszam dalej, do Moab.
Moab to niewielkie miasteczko otoczone molochami skalnymi. Nieopodal miasta łącza się dwie rzeki Colorado river (płynąca później przez wielki kanion) i Green River (zielona rzeka). Ta konfluencja tworzy niezwykle zjawisko gdzie rzeki łącza się w jedna a ich wody nie mieszają się płynąc przez chwile w dwóch rożnych kolorach (zielonym i piaskowym). Niestety aby to zaobserwować trzeba poświecić 2 dni na dojście w miejsce łączenia się rzek... Uroki zwiedzania jeżdżąc samochodem sa takie ze nie jestem w stanie przewidzieć ile czasu dokładnie zejdzie mi na przejechanie odcinka trasy... Dzisiejsza 4 godz (w teorii) trasę pokonałem w 7 godz. Liczne postoje na zdjęcia, jakieś roboty drogowe i przybywam na miejsce noclegu dużo później niż się spodziewałem. A miałem w planie odwiedzić dzisiaj jeszcze 3 miejsca. D**a. Starczy czasu na jedno. Park Łuków odpada, bo widziałem jeden po drodze... Wystarczy. Zostaje Canyonlands albo Dead Horse. Oba w tej samej odległości. Wybór pada na martwego konia gdyż kiedyś wyczytałem ze widać z niego piękną panoramę rzeki kolorado. Ustawiam zgrywanie filmów na dropboxa, i jadę.
Dojeżdżam. Parkuje. Wychodzę. Wow. Jest brązowo... Jak okiem sięgnąć brązowe skały kanionów, z drugiej strony ośnieżone szczyty. WOW. Nie da się tego opisać słowami a i zdjęcia tego nie oddadzą. Plusem tego miejsca jest to ze w przeciwieństwie do Horseshoe Bent i Wielkiego Kanionu jest tu pusto. Niedosyt który odczuwałem wczoraj z powodu tysięcy turystów tutaj nie istnieje. Parę osób spaceruje alejkami w ciszy, nikt nie drze japy, nikt się nie przepycha, w dole płynie leniwie rzeka Colorado.... Bajka. Spędzam tu kolo godziny dzień się kończy...
Nocleg mam w miejscowości Moab w Hotelu River Canyon Lodge w cenie 100 euro. Warunki bardzo przyzwoite (aczkolwiek chyba najwolniejsza winda jaką w życiu jechałem...). Jutro dzień typowo tranzytowy polegający na przemieszczeniu się w rejon Zion National Park. Nie planuje nic szczególnego po drodze (bardzo się mylę) ;)Dzień 5
Dzień zaczynam standardowym opóźnieniem poprzez nocno-poranne rozmowy (ach ta różnica czasu). Postanawiam się nie spieszyć, w końcu w założeniu nie mam dzisiaj nic do zobaczenia, jest to dzień typowo tranzytowy aby dostać się w okolice Zion National Park który będę zaliczał jutro. Wiec pomimo późnego startu, postanawiam zostać w Moab na śniadanie. Wybór pada na sprawdzona wczoraj jadłodajnię, zamawiam sprawdzony już omlet z szynka i serem (pycha) i po śniadaniu ruszam w drogę. Kieruje się ta sama trasa którą wczoraj wieczorem jechałem do Dead Horse State Park, mijam skręt na park i kieruje się dalej droga w stronę międzystanowej 70tki. Krajobraz zmienia się już po kilku momentach, robi się brzydko.... Szare gładkie ściany gór, praktycznie zero zieleni, taki trochę księżycowy ;)
Zjezdzam z autostrady dalej jest brzydko ksiezycowo, podjezdzam pod gorke i krajobraz zmienia sie jak za dotknieciem magicznej rozdzki. Powraca czerwona ziemia porosnieta gesto zielonymi krzewami, oraz pomaranczowe skaly dobrze juz mi znane z Arizony. Jade dalej. Droga choc jest to raczej boczna droga jest doskonale utrzymana, prosta jak strzala i tak szeroka ze spokojnie moga sie minac dwie wielkie ciezarowki. Mijam piekna formacje skalna, przypominajaca troche skaly Doliny Monumentow, jest gdzie sie zatrzymac, wiec staje, robie fotki i ruszam dalej.
Dzien jest nieco pochmurny ale temperatura oscyluje w granicy 25 stopni. Jest parno i duszno jakby mialo padac. Dojezdzam do niewielkiej miesciny o nazwie Hanksville, Jestem na glebokiej prowincji, i ta miescina tez takowa jest. Zatrzymana w czasie... Nie musze wspominac ze wszystkie samochody w okolicy to pickupy. Zatrzymuje sie na stacji, dolac Mustanga do pelna (kto wie kiedy bedzie nastepna stacja gdyz ta czesc Utah jest bardzo slabo "ucywilizowana") i przede wszystkim umyc szybe. Owady najwieksza bolaczka ostatnich dni... Szybe mylem wczoraj wieczorem w Moab a po przejechaniu zaledwie 150 km juz nic nie bylo przez nia widac... Przod mustanga jest istnym cmentarzyskiem owadow :P
Stacja sama w sobie jest niesamowita, usytuowana obok wielkiej pomaranczowej skaly w ktorej jest wydrązony sklep.... Obok stoja dwa stare wozy strazackie, na oko z lat 50 tych. Przed stacja stoi szary pickup bez zadnych oznaczen jedynie naklejki na drzwiach informuja ze jest to County Sherrif ;) Tak jak powiedzialem prowincja zatrzymana w czasie.
W Hanksville skręcam na zachód kierując się na Capital Reef National Park. Miałem zamiar przejechać obrzeżem parku zrobić parę zdjęć i jechać dalej gdyż jak wyczytałem w przewodniku jest to miejsce głownie na piesze wędrówki a ja na takie nie mam czasu. Skończyło się na tym ze z planowanych 40 minut przez park jechałem grubo ponad 2 godz... Niesamowite miejsce, droga ciągnąca się serpentynami pomierzy górami w odróżnieniu od wcześniejszych klimatów skały są białe. Zatrzymałem się w kilku punktach widokowych i z bólem d**y mijałem inne... nie mam czasu żeby się zatrzymywać w na każdym parkingu (a tu o dziwo było ich dużo). W zachodniej części parku powróciły pomarańczowe góry tworzące najdziwniejsze formacje.
Od parku na południe wiedzie droga US Scenic Byway 12 czyli droga widokowa nr 12. Wyczytałem gdzieś ze jest to najpiękniejsza trasa widokowa w Utah, jest co prawda o 100 km dłuższa niż ta którą miałem jechać, ale mimo wszystko decyduje się na nią. I okazuje się to najlepsza decyzja jaka podjąłem podczas tego wyjazdu!! Droga szybko zaczyna się piąć w gore, i w ciągu 10 minut temperatura spada o 10 stopni!! jest zimno, wiec zatrzymuje sie zeby zalozyc dach i ruszam dalej. Wjezdzam w rejon o nazwie Dixie National Forest. Wow!! Dzikość tak to można opisać... Zatrzymuje się na punkcie widokowym, temperatura to już tylko 13 stopni, wieje niemiłosiernie, ale widok w dół na Capital Reef Park jest nieziemski.
Zimno. Bardzo. Jadę dalej, przez drogę przebiega zając, na skale obok drogi siedzi świstak (albo suseł) niestety nie mam szans się zatrzymać bo droga jest wąska i kreta a za mną jada samochody. Trasa idzie cały czas pod gore, a temperatura spada do 8 stopni... Przy drodze leży śnieg... Po wyjechaniu zza któregoś zakrętu widzę ze na drodze stoi samochód na awaryjnych... Co się stało? Nic takiego po prostu jelenie wyszły na drogę :P Tym razem udaje mi się nakręcić filmik zanim uciekły :) Dojeżdżam na szczyt gdzie znak wskazuje ze jestem 9600 stopach czyli 2926 metrów !! Generalnie las na tej wysokości jest brzydki, zniszczony od wiatru, mnóstwo powalonych drzew... Temperatura spada do zera... Zjeżdżam w dol, droga wije się serpentynami, po chwili mijam znak ze opuszczam Dixie National Forest (ale tylko na chwile ;)) Przez kilka km droga jest nijaka a potem wjeżdżam w obszar Grand Staircase - Escalante National monument... Widoków które tu zobaczyłem nie da się opisać... Droga wije się grzbietem grani po obu stronach głębokie kaniony z jasnej skały, gęsto porośnięte zielonymi krzewami.... Nie do opisania słowami a i zdjęcia tego nie oddadzą... Jadę powoli, zatrzymuje się na punktach widokowych, robię zdjęcia....
Dojeżdżam powoli do Bryce Canion National Park, widząc parking przy drodze postanawiam się zatrzymać. Kolejna dobra decyzja ;) Okazuje się ze jest to pieszy szlak ok półtora km długości, prowadzący wąwozem do jaskini i wodospadu. Środkiem płynie górski strumień, dookoła pomarańczowe góry o niezwykłych formacjach skalnych. Rosną tu niezbyt gęsto piękne iglaste drzewa. Generalnie przepięknie.... Jaskinia rozczarowuje za to wodospad jest piękny. Obok mostku w trawie biegają jaszczurki. O dziwo nic się nie boja i chętnie pozują do zdjęć. Biega kilka wiewiórek, nieco innego gatunku niż te które widziałem nad Wielkim Kanionem, maja dwa białe paski na grzbiecie. Nie chcą pozować do zdjęć szybko uciekają i nie udaje mi się uchwycić ani jednej.
Pora jest już pozna wiec ruszam w strone Kanab na nocleg. Dzieli mnie od niego jeszcze 100 km.Wyjeżdżam na główna trasę, wiec można jechać trochę szybciej ;) Droga jest dalej piękna i malownicza, wiedzie przez lasy i male miasteczka (już nie tak prowincjonalne). Im bliżej Kanab tym bardziej zmienia się krajobraz. Pojawiają się znowu czerwone góry znane mi już doskonale z Arizony. Nie ma się co dziwić granica stanowa jest zaledwie o kilka kilometrów stad. Kanab jest pięknym miasteczkiem otoczonym wyżej wymienionymi górami. Odnajduje lodge w którym zabukowałem pokój, muszę się pochwalić ze od dnia pierwszego od wyjazdu z Vegas nie użyłem jeszcze gpsa. Jazda po Ameryce jest przyjemna, drogi są szerokie dobrze oznaczone, poza tym przez ostatnie miesiące studiowałem ta trasę na mapach googla 500 razy ;) Melduje się lodgu (Aikens Lodge), który w przeciwieństwie do wczorajszego nie przypomina hotelu a raczej motel. Długi parterowy rząd szeregowych pokojów przed każdym miejsce parkingowe. Warunki bardzo przyzwoite, cena 82 euro czyli najtaniej do tej pory... Odpalam kompa zrzucam foty na Dropboxa (standardowy wieczorny rytuał). I idę coś zjeść. Pani w sklepie z pamiątkami poleca mi restauracje Huston. Zachowana w klimacie teksasu, wszystkie kelnerki to młode i zgrabne blondynki ( o dziwo bo jak do tej pory wszędzie spotykałem się raczej ze starszymi "typowymi" amerykankami). Dziewczyny maja przy pasach przypięte rewolwery ( ach ten texas...). Zamawiam stek z kurczaka (??), który jest całkiem smaczny choć nie smakuje jak kurczak. Porcja amerykańska ;) Zjadam mięsko zostawiam ziemniaczki :P
Nie idę spać bo gwiazdy nad Utah są piękne :D (co okaże się zguba jutro).... Robię foty do późnej nocy ;)
Na razie tyle jutro postaram się dorzucić kolejne dni ;)
-- 15 Lis 2015 03:11 --
Dokładnie tak!! Pojechałem z nastawieniem żeby zobaczyć jak najwięcej w dwa tygodnie. Z jednej strony nie żałuje a z drugiej jest to mały błąd bo trasę którą zrobiłem w dwa tygodnie powinienem zrobić w miesiąc.... Ale kiedyś (mam nadzieję że w przyszłym roku) tam wrócę i nie będę tego robił na wariata tylko na spokojnie ;)No wiec chwile nie było dalszej części relacji ale brak czasu.... Dzisiaj postaram się wrzucić kolejnych kilka dni, a resztę za tydzień (jak będzie czas ;) )
Dzień 6
Wczorajsze nocne oglądanie gwiazd i rozmowy ze znajomymi do późnej nocy nie popłaciły... Budzę się o 10:30... Zapomniałem ustawić budzik :/ Pakowanie na jednej nodze i jadę w kierunku Zion National park. Zatrzymuje się jeszcze w miasteczku na śniadanie (kelnerka dwa razy przynosi mi złe zamówienie wiec kolejny znak że będzie to kiepski dzień). Parę fotek z miasteczka:
Wjazd do parku jest już piękny... Z boku drogi pasa się bizony (!!), zaczynają się góry... Droga z obu stron bez pobocza, gołe skały wiec muśże bardzo uważać, jeszcze tylko brakuje żebym przetarł auto... Przejeżdżam przez bramę parku (mój annual pass po raz kolejny się przydaje bo wjazd 25$) i jestem w innym świecie...
Bardziej toczę się niż jadę wiec dach w dół . Mijam dwa tunele wykute pod górami, z których jeden ma kolo 3 km długości, nie ma w nim oświetlenia generalnie ciemno jak w d***e. Za to po wyjeździe z tunelu widok urywa...
Spędzam kolo 10 minut na punkcie widokowym, Dodam ze jest już 12:30 a miałem tu być kolo 10... Zjeżdżam stromymi serpentynami w stronę wejścia do głównej doliny Zionu. Przy wjeździe do doliny jest tylko kolo 30 miejsc parkingowych oczywiście o tej godzinie wszystkie zajęte ale niczego innego się nie spodziewałem, około kilometra dalej jest Visitors Centre gdzie jest główny parking i skąd jeździ darmowy autobus do doliny. Dolinę generalnie można przejechać samochodem ale tylko poza sezonem (październik - kwiecień) przez resztę roku trzeba korzystać z autobusu. Jadę pod parking a tam tabliczka parking full... Wjeżdżam mimo to krążę z 10 minut ale nic nie ma... Pozastawiane nawet trawniki... Generalnie jak na tak wielka atrakcje to parking jest strasznie mały... Pytam Park Rangera a on mówi żebym wyjechał z parku (druga strona niż wjechałem) i pojechał do miasteczka Springdale tam zostawił auto i przyjechał darmowym autobusem tutaj. Jadę. Wyjeżdżam przez barem parku, a w springdale milion ludzi... jeżdżę po mieście skręcam w boczne uliczki. Nic. Wracam do parku na parking główny. Krążę. Nic. Jadę pod wjazd do doliny. Nic. Wjeżdżam z powrotem pod gore droga którą wjechałem do parku. Nic. Krążę tak w te i z powrotem do godz. 14.... Nigdy nie miałem takiej sytuacji żeby przez ponad godzinę nie móc znaleźć nawet jednego miejsca... Niby popularny park ale jest w końcu środa i to poza sezonem... Po 14 rezygnuje i zawijam do Vegas. Droga dalej zachwyca widokami ale nie będę się rozpisywał, największe wrażenie robi 30 milowy przejazd przez Arizone gdzie autostrada wiedzie przez góry oraz późniejszy zjazd z gór wprost na pustynie Nevady. Po minięciu tabliczki mówiącej że jestem w Newadzie wiedzę pierwsze kasyna :) (dosłownie kilkaset metrów za granicą stanu :P ) Dzisiaj śpię w hotelu Stratosphere, który ma najwyższa wieżę widokowa w Las Vegas. Goście Hotelowi maja na nią nie limitowany wjazd za darmo ;) Pokój zabukowany wcześniej kosztował mnie 33$ (najtańszy do tej pory!) z racji tego ze w tyg. ceny w Vegas są dużo niższe na weekendy. Zostawiam rzeczy w pokoju i jadę od razu na wieżę widokową. Widok super ale w dzień jest tu szaro...
Zjeżdżam z wieży i idę coś zjeść. Generalnie w każdym kasynie jest Mcdonald, Pizza Hut, Burger King i inne sieciówki. Ale nie chce tam jeść, znajduje knajpę stylizowana na amerykański Diner z lat 50. Skórzane miękkie czerwone siedzenia, czerwone neony super. Biorę burgera. WOW. Jest duży ;)
Wpadam na chwilę do pokoju, i lecę do kasyna ;) Jako, że wszędzie płacę banknotami uzbierała mi się już cała torebka monet więc wymieniam je w maszynie (prawie 11$). Szybko je przegrywam i lecę z powrotem na wieżę widokową. Po raz kolejny przechodzę przez kontrolę jak na lotnisku aby dostać się na górę. Ale widok nocnego Vegas z najwyższej wieży widokowej w USA jest niesamowity... Przypomina trochę nocne lądowanie samolotem z tą różnicą że nie musimy patrzeć przez maleńkie okienko :D