Dodaj Komentarz
Komentarze (30)
singielka-1976
21 kwietnia 2016 11:08
Odpowiedz
jdfbjbdsafjkbadkbfc'kdlbv'kldbv'kldbs'klvbd'slbv'dbtest
:)
cypel
22 kwietnia 2016 09:07
Odpowiedz
Co tu taka cisza
:roll: Moim zdaniem relacja by była lepsza gdyby było trochę mniej zdjęć.@singielka_1976, nie zrozum mnie źle i nie ma w tym złośliwości, ale ilość zdjęć trochę przytłacza i powoduje, że tekst znika.Hint, niepotrzebne jest 4,5 zdjęć tego samego obiektu, tylko z innej pozycji albo z inną ogniskową
;) Generalnie większość ludzi po kilkudziesięciu zdjęciach zaczyna się nudzić.Podziękowania za włożony trud i chęć podzielenia się z innymi.
okowita
22 kwietnia 2016 09:37
Odpowiedz
Niepotrzebnie przeczytałem tę relację przy porannej kawie zamiast zwyczajowej prasówki. Teraz nie chce mi się brać za robotę.Mnie zdjęcia jak najbardziej odpowiadają. Wyczytuję z nich więcej niż z tekstu. Jeszcze, jeszcze! Pozdrawiam
:-)
singielka-1976
22 kwietnia 2016 10:58
Odpowiedz
@cypel dziękuję za konstruktywną krytykę
:).@Okowita dziękuję za Twoją opinię
:).Jeszcze się taki nie narodził co by wszystkim dogodził
:D .Długie relacje mają to do siebie, że jest mnóstwo zdjęć, starałam się wybrać te najciekawsze i wg mnie w pewnym sensie najlepsze.Zapewniam, że będą posty gdzie tych zdjęć będzie dużo mniej.Cieszę się, że ktoś poświęca swój czas i to czyta, bo to dopinguje do dalszej publikacji, którą postaram się zamieszczać sukcesywnie.
dziabag131
22 kwietnia 2016 11:46
Odpowiedz
Bardzo prosimy o dalszy ciąg!Co prawda mnie tez się wydaje że jest trochę bardzo podobnych zdjęć, ale przeczytałem i obejrzałem wszystko od początku do końca.Do niektórych bardziej trafiają zdjęcia do innych tekst.Gratuluję wyprawy!
maarcin1938
22 kwietnia 2016 11:47
Odpowiedz
Wzruszyłem się jak napisałaś, że sie popłakałas pod Opera
:cry:
:D Mam nadzieję, że bedize mi dane też to osobiście zobaczyć.Bardzo dobra relacja ! Tak trzymaj.
gosiagosia
22 kwietnia 2016 18:30
Odpowiedz
Oooooo @singielka_1976 - w końcu
:D A odnośnie ilości zdjęć.... To nie jest takie proste. Fajne jest kiedy z relacji,zawartych tam wskazówek i informacji skorzystają inni na forum. Ale jej pisanie zajmuje masę czasu a dodatkowym bonusem jest spisanie swoich wspomnień z podróży, podzielenie się nimi ze wspolpodrozujacymi, wydrukowanie i zostawienie sobie "na wieczność".
sranda
22 kwietnia 2016 18:33
Odpowiedz
singielka_1976 napisał:Kolejną rzeczą jaka mi się tu podoba to zadaszone centrum miast, wszędzie tam gdzie są budynki są daszki jako jeden ciąg, proste rozwiązanie, które ma dwojakie zastosowanie: chroni od słońca ale i od deszczu i tym sposobem można przejść pół miasta w deszczu suchą stopą.Odwiedź kiedyś Bolonię.
;)
jacakatowice
22 kwietnia 2016 20:16
Odpowiedz
To do mnie ? Jestem tym "ktosiem" ?Cóż za poświęcenie i altruizm.
:D Znalazłam 100 dolarów na ulicy i nie schowałam TYLKO dla siebie. Postanowiłam coś postawić ( kawę ? Lody ?) Ludziom którzy goszczą mnie w Australii.Podziwiam. Cóż za poświęcenie. Szkoda tylko , że kochasz tak bardzo zwierzątka w ZOO, a dzieci dalej nienawidzisz. W każdym poście jest wzmianka o tych wstrętnych cudzych "bachorach", które nie dają SINGLOM / SINGIELKOM( de facto nic nie noszącym dla ludzkości) "spokojnie" podróżować.
okowita
22 kwietnia 2016 21:35
Odpowiedz
Eh, też zwrócił moją uwagę ten passus o dzieciach i też odebrałem go przykro. Ale wiesz, @jacakatowice, spotkałem w życiu sporo kobiet, które mówiły, że dzieci to nie, nigdy w życiu, a fe i w ogóle, a wszystko tylko do czasu, aż się doczekały własnych, a potem odchył w tym samym kierunku tylko o przeciwnym zwrocie, więc @singielka_1976 trzymam kciuki
;-)A relacja bardzo fajna, przeczytałem jeszcze raz od początku, bo jednak w biurze musiałem koniec końców trochę popracować :p
singielka-1976
22 kwietnia 2016 23:30
Odpowiedz
@Okowita, żeby była jasność: nie mam nic przeciwko dzieciom ale jak wsiadasz do cichego wagonu i przez 1,5h masz naprawdę głośne rozmowy i przekrzykiwania to chyba można się zirytować, prawda?Mam mnóstwo znajomych, którzy mają dzieci, w różnym wieku i jakoś potrafią się zachować (nie tylko w domu ale także w podróży czy w sklepie) a trusiami nie są, więc myślę, że nie ma powodu żeby Ci było przykro z powodu tego co napisałam
;) .Poza tym chyba nie ma obowiązku uwielbienia wszystkich dzieci, mam swoje 4 ulubienice i One mi w zupełności wystarczają
:P .
tiktak
24 kwietnia 2016 13:45
Odpowiedz
Groźnie wyglądają te koale.
:lol: Bardzo fajna relacja.Uprzejmie bardzo proszę, jak już będzie kamper, o dużo zdjęć kampera.Ze szczególnym uwzględnieniem instrukcji, jak żyć w tym wynalazku.
tomgsm
27 kwietnia 2016 13:12
Odpowiedz
Odpowiem za Singielkę. Stek z kangura (dostępny w każdym większym sklepie) ma konsystencję jak każdy stek. Smak? Chyba najbliższy smakowi wieprzowiny marynowanej w dużej ilości cukru z niewielką ilością przypraw. Na pewno zjadalny, chociaż (moim zdaniem) na kolana nie rzuca.
slotherin
27 kwietnia 2016 13:36
Odpowiedz
@Don_Bartoss można kupić w Makro i czasami w Lidlu (pojawiają się razem ze strusiem i krokodylem). Zarówno mięso z kangura jak i z krokodyla nie zachwyca
:Dświetna relacja, zazdroszczę, w pozytywnym sensie oczywiście
;)
mackoz
27 kwietnia 2016 13:43
Odpowiedz
Dodam, że największym atutem takiego mięsa jest brak tłuszczu. Smak, jak napisano wyżej, jest ok. Chociaż ja jadłem Skippiego tylko w Europie. W PL mięso jest do kupienia w Lidlu
:D (Trochę żart, bo tylko czasami się pojawia. W normalnej sprzedaży we Frisco).
pestycyda
30 kwietnia 2016 16:50
Odpowiedz
Świetna wyprawa i super relacja!Quote: Leniwiec jest w pawilonie po ciemku, wisi taki kołtun i nie widać mu mordki
:cry:
:D najlepszy opis leniwca, jaki czytałam
:DNo i domagam się zdjęcia diabła tasmańskiego i sarongu, co to go "koniecznie musi się mieć" !
singielka-1976
30 kwietnia 2016 19:58
Odpowiedz
EPILOGPisząc tę relację miałam świetną zabawę
:) , siłą rzeczy wracały wspomnienia ale właściwie dopiero teraz w całości przeniosłam na mapę naszą trasę, wcześniej były to tylko jakby urywki, dlatego w tekście co rusz są linki do map, zarówno ze względów praktycznych -może ktoś z tego skorzysta a także dla mnie samej.Wyjazd w liczbach:4 stany: NSW, VIC, SA, QLD,4350km2 campery29 dni7lotówponad 10000 zdjęć z 3 aparatów.Przed wyjazdem zastanawiałam się jak dam radę wytrzymać z innymi 24h przez miesiąc, bo mówiąc krótko: nie nawykłam ale na szczęścia dla wszystkich dość szybko się przestawiłam na tryb koegzystencji w grupie.Miałam lekkie obawy czy znajdę wspólny język z prawie dorosłą nastolatką. Od naszego poprzedniego wspólnego wyjazdu minęło 10 lat i trudno porównywać 2tyg. urlop z 6 latką do miesiąca z 16latką. Powiem tak: oby rówieśnicy Natalii byli tacy rozsądni i oryginalni jak Ona, to jest jakaś nadzieja dla tego kraju
:P . Natalia była świetną towarzyszką podróży, momentami rozumiałyśmy się bez słów
:) .Gdzieś z tyłu głowy cały czas pojawiał się znak zapytania
:?: czy aby cały nasz misterny plan podróży uda się zrealizować? Szczęście nam dopisywało, bo nie zadziało się nic takiego co bym nam skutecznie pokrzyżowało plany, no może z wyjątkiem tego załamanie pogody na koniec trasy i pominięcie Port Stephens. Co nam się nie udało, na co brakło czasu aby zrealizować to co było w planie:=> pochodzić po Otway w poszukiwaniu koali na wolności,=> GOR -więcej czasu aby nacieszyć się widokami uroczych zatoczek, Kenneth River i druga wioska (zamknięta droga),=> Port Stephens z powodu załamania pogody,=> Melbourne -żeby więcej zobaczyć i utwierdzić się w opinii co do tego miasta,=> zobaczyć katedrę w Sydney i Taronga Zoo,=> Coastalwalk z Bondi do Coogee,=> pobyczyć się na plaży cały dzień,=> Royal National Park niedaleko Sydney.Australia jest absolutnie fantastycznym miejscem, wywarła na nas niesamowite wrażenie, co rusz pozytywnie zaskakiwała nas po drodze zarówno krajobrazami, zwierzętami, ludźmi, rozwiązaniami, infrastrukturą, to jest po prostu inny świat
:) .I jeszcze taka ciekawostka: jako, że intensywnie myślę aby do Australii pojechać drugi raz to mam takie poczucie, że skraca mi się dystans, że to wcale nie jest na końcu świata, że magiczna kraina OZ nie jest aż tak daleko, przecież to tylko dwa loty po ca.9h
:mrgreen: Już kiedyś pisałam o tym moim paradoksie: jestem mieszczuchem ale duże miasta, metropolie mnie przerażają i przytłaczają. Sydney to bardzo duże miasto ale również bardzo przyjazne dla ludzi, nie odczuwa się tego pędu, pośpiechu, codziennej gonitwy. Miasto rozległe, pełne przestrzeni i bardzo zielone a w dodatku ze wzorową komunikacją tak miejską jak i podmiejską, gdzie od czasu do czasu wystarczy auto pożyczane na godziny.Sydney bezapelacyjnie skradło moje serce
:) ale tuż za nim jest Brisbane, a tak naprawdę to jestem rozdarta między SYD a BNE, lecz w tym drugim spędziłam za mało czasu aby jednoznacznie się określić, poza tym SYD to taka miłość od pierwszego wrażenia i tym samym kompletnie zdeklasowało moje do tej pory ulubione miasta zagraniczne czyli Barcelonę i St.Petersbug.Rozwiązania i infrastruktura: powala na kolana, w dużej części jest bezpłatna i ogólnodostępna, strefy dla dzieci w centrum miasta, parki wodne, parki linowe, ławki, leżaki, plaża, w miejscach turystycznych podesty, kosze na śmieci, poidełka, łazienki, samo meldowanie się na campingu, itd.
;) Gdyby ktoś musiał wybrać tylko jedno miasto jakie mógłby odwiedzić w Australii to koniecznie powinno to być właśnie Sydney, za to, że w pewnym sensie jest taką Australią w pigułce jak napisała @Japonka76.Ale żeby nie było tak idealnie to dodam do tej beczki miodu odrobinę dziegciu.Minusami wyjazdu w okresie świąteczno-noworocznym są kolejki i tłumy głównie Azjatów oraz krótkie godziny otwarcia atrakcji (głównie do g.17) ale cała reszta fantastycznych wrażeń rekompensowała te małe niedogodności. Podsumowanie +praktyczne porady, które już umieściłam na forum:plan podróży:miesiac-w-australii-niekoniecznie-budzetowo,1545,91510pogoda:pogoda-kiedy-jechac-i-dokad,849,91534W Sydney było ładnie, pogoda iście wakacyjna, temperatury od 22-30C, zdarzył się raz, że przez 2-3h padało i raz wieczorem, po wyjeździe pogoda była różna, właściwie aż do Adelajdy to marzliśmy, nie cały czas ale często.W górach było i zimno i mokro, w Melbourne całkiem ciepło może 22-23C, w Cape Jervis zimnica i wietrzysko, dopiero na KI poczuliśmy lato, choć tak naprawdę najcieplej a nawet upalnie było w Adelajdzie, Brisbane i Gold Coast.ceny w sklepach:ceny-i-zakupy-w-australii,849,87070karta SIM Lebara – 50$, bez limitu na rozmowy krajowe i międzynarodowe ale bez smsów,karta OPAL – 45$paliwo -1 pełny bak to 72-75$, za pierwszą trasę czyli odcinek od Sydney do Adelajdy koszt paliwa to 960$ do podziału na 4osoby.za pierwsze 9dni na trasie koszt noclegów+paliwo+jedzenie bez wydatków osobistych i wstępów to 240$/os.jak wypisać Passenger Incoming Cardpassenger-incoming-card-kwitek-wjazdowy-do-australii,849,83173dla poszerzenia horyzontówksiazki-o-australii,849,88505blogi-o-australii,849,87895Odwiedzone zwierzaki – mój subiektywny ranking - ocena w skali 1-6Sealife Sydney i Manly - 5/6Wildlife Sydney -nie warto jeśli ktoś będzie w innych miejscach ze zwierzętami, 4/6Featherdale Wildlife park Doonside -6/6Seal bay-KI -5/6Pardana wildlife park-KI -5/6Hanson Bay koala walk KI -6/6Cape du Couedic – foki na wolności 6/6ZOO Adelajda –słabe, 3/6Lone Pine Koala Sanctuary Brisbane – 6/6Koala hospital Port Macquaire- 6/6Kangury na wolności Morisset 5/6 –warto ale jeśli ktoś już karmił kangury w jakimś parku to można sobie odpuścić. Niebezpieczna fauna - mimo obaw stad pająków nie uświadczyliśmy, jedynie karaczany trochę dały się we znaki w Sydney.Potem na obu trasach nie było ani komarów ani innych insektów.Znając specyfikę forum zapewne prędzej czy później padnie pytanie o koszty
;) . Nie odkryję Ameryki jak napiszę, że Australia jest dla nas- przeciętnych Polaków droga. Nie ukrywam, że dopisało mi szczęście, bo gdyby nie bilet w prezencie i premia, to bym do tej pory spłacała ten wyjazd. Z drugiej strony gdyby nie kilka innych dużych wydatków, których nijak nie można było uniknąć (np.leczenie kanałowe) zbieranie funduszy poszłoby szybciej. Plusem jest to, że sama sobie udowodniłam, iż jestem w ciągu roku odłożyć naprawdę niemałe pieniądze, oczywiście kosztem wielu wyrzeczeń i zgodnie z zasadą: rachunki, jedzenie, dentysta i paliwo, cała reszta o ile jakaś została szła na specjalne konto pod tytułem Australia
:) .Powiem tylko tyle: absolutnie było warto, Australia jest warta każdych wyrzeczeń żeby tylko uzbierać $.Ten wyjazd miał jeszcze jeden aspekt, z całą premedytacją totalny detoks informacyjny, zero netu (tylko do sprawdzenia pogody albo godzin otwarcia atrakcji), zero informacji co się działo w Polsce i Europie, naprawdę odpoczęłam mimo iż mieliśmy maraton.Być może ktoś uzna, że bez sensu ten pośpiech i dokładnie zaplanowany każdy dzień wyjazdu ale wyszłam z założenia, że jadę tam po raz pierwszy i ostatni. Już w trakcie pobytu zorientowałam się iż muszę tam wrócić i zrobię wszystko aby to zamierzenie spełnić, przy dobrych wiatrach powinno się udać w najbliższej 5latce
:D .Koszty:bilet: 4500złpolisa biletu: 143złpolisa turystyczna: 550złbilet ADL-BNE 205$zakupy PRZED wyjazdem i na wyjazd: 1300złprom 150$/os.wynajem obu camperów – 1380$/os.gotówka 1020$,której de facto mi brakło
:D , jak dobrze że są kkinne wydatki na miejscu: paliwo,wstępy, jedzenie, pamiątki ( a tu naprawdę zaszalałam
:D )all in = 18.500zł Zamieszczone zdjęcia pochodzą z naszych wspólnych zbiorów a na ich publikację autorzy wyrazili zgodę
;) .Podziękowania
:) .Z tego miejsca chciałabym bardzo podziękować:Adamowi – za bezpieczne obwiezienie nas przez pół Australii, za przepyszne posiłki i za to, że wytrzymał w tym babińcu
:D Gosi – że mnie ze sobą wzięła i była dobrym duchem tej wyprawy oraz niezmąconą oazą anielskiej cierpliwości do nas wszystkich
;) Natalii – za towarzystwo i humor
;) Elwirze i Pawłowi oraz Ewie z Rodziną za gościnę i pomoc
;) Rodzicom i Siostrze – za najpiękniejszy prezent i wyrozumiałość
:) Kasi – mojej pierwszej czytelniczce wszystkich tu publikowanych relacji za doping i korektę tego co tu zamieściłam
;) Kamilowi - za ciekawość i chęć oglądania zdjęć live już podczas wyjazdu
;) I dziękuję również Wam drodzy forumowicze, za to, że poświęciliście czas, duuużo czasu na przeczytanie mojej relacji
;) . KONIEC
singielka-1976
30 kwietnia 2016 19:58
Odpowiedz
EPILOGPisząc tę relację miałam świetną zabawę
:) , siłą rzeczy wracały wspomnienia ale właściwie dopiero teraz w całości przeniosłam na mapę naszą trasę, wcześniej były to tylko jakby urywki, dlatego w tekście co rusz są linki do map, zarówno ze względów praktycznych -może ktoś z tego skorzysta a także dla mnie samej.Wyjazd w liczbach:4 stany: NSW, VIC, SA, QLD,4350km2 campery29 dni7lotów.Przed wyjazdem zastanawiałam się jak dam radę wytrzymać z innymi 24h przez miesiąc, bo mówiąc krótko: nie nawykłam ale na szczęścia dla wszystkich dość szybko się przestawiłam na tryb koegzystencji w grupie.Miałam lekkie obawy czy znajdę wspólny język z prawie dorosłą nastolatką. Od naszego poprzedniego wspólnego wyjazdu minęło 10 lat i trudno porównywać 2tyg. urlop z 6 latką do miesiąca z 16latką. Powiem tak: oby rówieśnicy Natalii byli tacy rozsądni i oryginalni jak Ona, to jest jakaś nadzieja dla tego kraju
:P . Natalia była świetną towarzyszką podróży, momentami rozumiałyśmy się bez słów
:) .Gdzieś z tyłu głowy cały czas pojawiał się znak zapytania
:?: czy aby cały nasz misterny plan podróży uda się zrealizować? Szczęście nam dopisywało, bo nie zadziało się nic takiego co bym nam skutecznie pokrzyżowało plany, no może z wyjątkiem tego załamanie pogody na koniec trasy i pominięcie Port Stephens. Co nam się nie udało, na co brakło czasu aby zrealizować to co było w planie:=> pochodzić po Otway w poszukiwaniu koali na wolności,=> GOR -więcej czasu aby nacieszyć się widokami uroczych zatoczek, Kenneth River i druga wioska (zamknięta droga),=> Port Stephens z powodu załamania pogody,=> Melbourne -żeby więcej zobaczyć i utwierdzić się w opinii co do tego miasta,=> zobaczyć katedrę w Sydney i Taronga Zoo,=> Coastalwalk z Bondi do Coogee,=> pobyczyć się na plaży cały dzień,=> Royal National Park niedaleko Sydney.Australia jest absolutnie fantastycznym miejscem, wywarła na nas niesamowite wrażenie, co rusz pozytywnie zaskakiwała nas po drodze zarówno krajobrazami, zwierzętami, ludźmi, rozwiązaniami, infrastrukturą, to jest po prostu inny świat
:) .I jeszcze taka ciekawostka: jako, że intensywnie myślę aby do Australii pojechać drugi raz to mam takie poczucie, że skraca mi się dystans, że to wcale nie jest na końcu świata, że magiczna kraina OZ nie jest aż tak daleko, przecież to tylko dwa loty po ca.9h
:mrgreen: Już kiedyś pisałam o tym moim paradoksie: jestem mieszczuchem ale duże miasta, metropolie mnie przerażają i przytłaczają. Sydney to bardzo duże miasto ale również bardzo przyjazne dla ludzi, nie odczuwa się tego pędu, pośpiechu, codziennej gonitwy. Miasto rozległe, pełne przestrzeni i bardzo zielone a w dodatku ze wzorową komunikacją tak miejską jak i podmiejską, gdzie od czasu do czasu wystarczy auto pożyczana na godziny.Sydney bezapelacyjnie skradło moje serce
:) ale tuż za nim jest Brisbane, a tak naprawdę to jestem rozdarta między SYD a BNE, lecz w tym drugim spędziłam za mało czasu aby jednoznacznie się określić, poza tym SYD to taka miłość od pierwszego wrażenia i tym samym kompletnie zdeklasowało moje do tej pory ulubione miasta zagraniczne czyli Barcelonę i St.Petersbug.Rozwiązania i infrastruktura: powala na kolana, w dużej części jest bezpłatna i ogólnodostępna, strefy dla dzieci w centrum miasta, parki wodne, parki linowe, ławki, leżaki, plaża, w miejscach turystycznych podesty, kosze na śmieci, poidełka, łazienki, samo meldowanie się na campingu, itd.
;) Gdyby ktoś musiał wybrać tylko jedno miasto jakie mógłby odwiedzić w Australii to koniecznie powinno to być właśnie Sydney, za to, że w pewnym sensie jest taką Australią w pigułce jak napisała @Japonka76.Ale żeby nie było tak idealnie to dodam do tej beczki miodu odrobinę dziegciu.Minusami wyjazdu w okresie świąteczno-noworocznym są kolejki i tłumy głównie Azjatów oraz krótkie godziny otwarcia atrakcji (głównie do g.17) ale cała reszta fantastycznych wrażeń rekompensowała te małe niedogodności. Podsumowanie +praktyczne porady, które już umieściłam na forum:plan podróży:miesiac-w-australii-niekoniecznie-budzetowo,1545,91510pogoda:pogoda-kiedy-jechac-i-dokad,849,91534W Sydney było ładnie, pogoda iście wakacyjna, temperatury od 22-30C, zdarzył się raz, że przez 2-3h padało i raz wieczorem, po wyjeździe pogoda była różna, właściwie aż do Adelajdy to marzliśmy, nie cały czas ale często.W górach było i zimno i mokro, w Melbourne całkiem ciepło może 22-23C, w Cape Jervis zimnica i wietrzysko, dopiero na KI poczuliśmy lato, choć tak naprawdę najcieplej a nawet upalnie było w Adelajdzie, Brisbane i Gold Coast.ceny w sklepach:ceny-i-zakupy-w-australii,849,87070karta SIM Lebara – 50$, bez limitu na rozmowy krajowe i międzynarodowe ale bez smsów,karta OPAL – 45$paliwo -1 pełny bak to 72-75$, za pierwszą trasę czyli odcinek od Sydney do Adelajdy koszt paliwa to 960$ do podziału na 4osoby.za pierwsze 9dni na trasie koszt noclegów+paliwo+jedzenie bez wydatków osobistych i wstępów to 240$/os.jak wypisać Passenger Incoming Cardpassenger-incoming-card-kwitek-wjazdowy-do-australii,849,83173dla poszerzenia horyzontówksiazki-o-australii,849,88505blogi-o-australii,849,87895Odwiedzone zwierzaki – mój subiektywny ranking - ocena w skali 1-6Sealife Sydney i Manly - 5/6Wildlife Sydney -nie warto jeśli ktoś będzie w innych miejscach ze zwierzętami, 4/6Featherdale Wildlife park Doonside -6/6Seal bay-KI -5/6Pardana wildlife park-KI -5/6Hanson Bay koala walk KI -6/6Cape du Couedic – foki na wolności 6/6ZOO Adelajda –słabe, 3/6Lone Pine Koala Sanctuary Brisbane – 6/6Koala hospital Port Macquaire- 6/6Kangury na wolności Morisset 5/6 –warto ale jeśli ktoś już karmił kangury w jakimś parku to można sobie odpuścić. Niebezpieczna fauna - mimo obaw stad pająków nie uświadczyliśmy, jedynie karaczany trochę dały się we znaki w Sydney.Potem na obu trasach nie było ani komarów ani innych insektów.Znając specyfikę forum zapewne prędzej czy później padnie pytanie o koszty
;) . Nie odkryję Ameryki jak napiszę, że Australia jest dla nas- przeciętnych Polaków droga. Nie ukrywam, że dopisało mi szczęście, bo gdyby nie bilet w prezencie i premia, to bym do tej pory spłacała ten wyjazd. Z drugiej strony gdyby nie kilka innych dużych wydatków, których nijak nie można było uniknąć (np.leczenie kanałowe) zbieranie funduszy poszłoby szybciej. Plusem jest to, że sama sobie udowodniłam, iż jestem w ciągu roku odłożyć naprawdę niemałe pieniądze, oczywiście kosztem wielu wyrzeczeń i zgodnie z zasadą: rachunki, jedzenie, dentysta i paliwo, cała reszta o ile jakaś została szła na specjalne konto pod tytułem Australia
:) .Powiem tylko tyle: absolutnie było warto, Australia jest warta każdych wyrzeczeń żeby tylko uzbierać $.Koszty:bilet: 4500złpolisa biletu: 143złpolisa turystyczna: 550złbilet ADL-BNE 205$zakupy PRZED wyjazdem i na wyjazd: 1300złprom 150$/os.wynajem obu camperów – 1380$/os.gotówka 1020$,której de facto mi brakło
:D , jak dobrze że są kkinne wydatki na miejscu: paliwo,wstępy, jedzenie, pamiątki ( a tu naprawdę zaszalałam
:D )all in = 18.500zł Zamieszczone zdjęcia pochodzą z naszych wspólnych zbiorów a na ich publikację autorzy wyrazili zgodę
;) .Podziękowania
:) .Z tego miejsca chciałabym bardzo podziękować:Adamowi – za bezpieczne obwiezienie nas przez pół Australii, za przepyszne posiłki i za to, że wytrzymał w tym babińcu
:D Gosi – że mnie ze sobą wzięła i była dobrym duchem tej wyprawy
;) Natalii – za towarzystwo i humor
;) Elwirze i Pawłowi oraz Ewie z Rodziną za gościnę i pomoc
;) Rodzicom i Siostrze – za najpiękniejszy prezent i wyrozumiałość
:) Kasi – mojej pierwszej czytelniczce wszystkich tu publikowanych relacji za doping i korektę tego co tu zamieściłam
;) Kamilowi - za ciekawość i chęć oglądania zdjęć live już podczas wyjazdu
;) I dziękuję również Wam drodzy forumowicze, za to, że poświęciliście czas, duuużo czasu na przeczytanie mojej relacji
;) . KONIEC P.S. Wiem jedno: zrobię wszystko aby tam wrócić, przy dobrych wiatrach powinno się udać w najbliższej 5latce
:D .
jarekgdynia
6 maja 2016 11:30
Odpowiedz
Ale serca włożyłaś w swoją relacje.
:D Widać, że naprawde musiałaś się zakochać w Australii.Gratuluje super wycieczki. Miesiąc czasu to już naprawdę można solidnie odpocząć i zapomnieć o pracy, codzienności itp.
japonka76
6 maja 2016 12:34
Odpowiedz
Nie da się ukryć, że @singielka_1976 zwariowała, w pozytywnym tego słowa znaczeniu na punkcie Australii.Ale wyprawa była super, relacja super.
apaczka
6 maja 2016 20:23
Odpowiedz
Przeczytałam relację z zapartym tchem! Wspaniała podróż, pozytywnie zazdroszczę. Też marzę o takiej wyprawie ale nie wiem czy to realne...może kiedyś. Dzięki Tobie poczułam jakbym tam była, dziękuję
:)
olajaw
7 maja 2016 22:35
Odpowiedz
Relacja fajna, dość szczegółowa
:D i wiele fajnych zdjęć
:)Po przeczytaniu nie pozostaje nic innego jak.. ustawić sobie na awatara jedno ze zdjęć przeuroczych koali
:D
:D
:D
glasvegas
13 maja 2016 22:55
Odpowiedz
Super relacja, dzieki Tobie moglem wrocic na chwile w miejsca, ktore odwiedzilem. Az sie lezka zakrecila. Dzieki!
gosiagosia
22 czerwca 2016 00:08
Odpowiedz
@singielka_1976 - tak mi się przypomniało: co z listem
:?: Mam nadzieję, że dasz znać jak dostaniesz odpowiedź
;)
singielka-1976
22 czerwca 2016 07:55
Odpowiedz
@gosiagosia na razie cisza, nikt się nie odezwał ale jeśli tylko coś się w tej kwestii zmieni to na pewno o tym napiszę
:)
Póki co to jest najmniejsze z dużych miast w jakich byliśmy.
Podjeżdżamy pod dom naszych wybawicieli, gorące przywitanie, prezentacja i gościmy się u nich. Wcześniej nie znałam Remika ani małego Benia, z Ewą tworzą przesympatyczną rodzinkę :) .
W sumie na odświeżaniu, ładowaniu baterii, zgrywaniu zdjęć i filmów oraz korzystaniu z neta na bieżące potrzeby (odprawa online, pogoda) schodzą nam ponad 3h, czas uciekać dalej.
Jeszcze pamiątkowe zdjęcie, pożegnanie z Remikiem i Beniem a Ewa zabiera nas na Geleng gdzie ja zapraszam wszystkich na pizzę –jest to dokładnie na miesiąc przed moimi urodzinami :) . TYMI urodzinami.
Kuchnia w knajpie czynna do g.22 więc składamy zamówienie niemal last minute, w dodatku kelner przyjmujący zamówienie myli się co chwilę. Moją carbonarę chciałam w wersji ze spaghetti a zapisywał lub czytał z penne i takie też dostałam. Z 3 pizzami też miał problem, żeby dobrze zanotować :roll: .
Co ciekawe po raz pierwszy płaciłam za posiłek PRZED podaniem na stół :lol: .
Jako, że przed g.23 delikatnie informują o zamknięciu lokalu (typowy deptak pełen knajp i dyskotek, multum ludzi a oni zamykają knajpę, wtf? ) to idziemy z Ewą i Natalią na molo podczas gdy Gosia i Adam szukają kartki z Adelajdy.
Nie możemy się z Ewą nagadać, zwłaszcza na tematy zawodowe choć każda z nas pracowała w innym oddziale.
Po g.23 Ewa pilotuje nas w drodze na miejsce naszego noclegu.
Okazuje się, że automatyczna toaleta przy tym parkingu jest nieczynna a sam parking nie do końca płaski. Nie zrażona tym Ewa prowadzi nas w drugie miejsce i tutaj to samo tzn. teren płaski, tuż przy samej plaży w dzielnicy willowej dość zamożnej sądząc po zabudowie ale Wc mruga na czerwono z napisem „closed”. Dochodzimy do wniosku, że te toalety w nocy się czyszczą, trudno jakoś będziemy musieli dotrwać do rana bez toalety.
Żegnamy się z Ewą dziękując wylewnie za okazaną pomoc, gościnę i poświęcony nam czas ;) , bo przecież nie sądziliśmy, że to wszystko tyle potrwa.
No nic jest g. 1 w nocy a my musimy się spakować i przygotować campera do oddania za mniej niż 12h.
Wyciągamy torby na chodnik pod samą latarnię, wykładamy manatki nie przymierzając jak menele ale no worries :D , oprócz pakowania samych bagaży zostaje jeszcze opróżnianie campera z jedzenia i innych przydatnych w trasie rzeczy.
Pakowanie się -jest to czynność, której nie lubię delikatnie rzecz ujmując. No nie dzierżę po prostu, zawsze mam z tym problem, zwłaszcza, że tutaj były większe ograniczenia bagażu niż przy przylocie :cry: .
Jakoś jednak mieszczę wszystko do mojej walizki ale mam za to dwa bagaże podręczne: mały plecak miejski i siatka na ramię, w której mam swoje powłoczki na pościel. Jak się doczepią do tego to założę je na siebie jak allah akbar i tyle, (w końcu w tym kraju ludzie do sklepów chodzą w szlafrokach czy piżamach), prawie to sobie wykrakałam ale o tym później.
CDN10 styczeń-dzień 21
Po 3h snu jeszcze przed wschodem słońca bezlitośnie dzwoni budzik.
Ekspresowo porządkujemy auto, kończymy pakowanie a w międzyczasie co rusz mijają nas biegacze i amatorzy porannego joggingu w każdym wieku :) .
To niesamowite, bo jest niedzielny wczesny poranek a na „naszym” kawałku chodnika ruch jak w Rzymie, co któraś z tych osób mówi nam dzień dobry i życzy miłego dnia, ech ta cudowna Australia :P .
Zbieramy się i jedziemy w kierunku lotniska, po drodze szybki postój na dotankowanie auta i upragnione WC. Zostawiamy Gosię z Natalią i bagażami pod terminalem a ja z Adamem jedziemy do Britza oddać auto, zastanawiamy się czy procedura oddania auta jest równie czasochłonna co wynajęcie auta.
Stan licznika wskazuje: 36986km, czyli przejechaliśmy: jakieś 3220km.
Na szczęście odbiór był szybki i bezproblemowy, tak szybki, że z rozpędu oddałam kluczyki na naszym karabińczyku ale zorientuję się dopiero w Brisbane :cry: .
Adam zamawia taxi, za przejechanie 2km płacimy 7,40$.
Lotnisko przyjemne, terminal krajowy nie jest na szczęście molochem. Wc , przepakowanie reszty rzeczy i udajemy się na górę na odloty. Nadajemy bagaże z kolejnym małym przepakowaniem, bo plecak Adama waży 25kg ale miła Pani z VA dopuszcza 24kg, moja walizka ledwo się zmieściła z wagą 23,3kg.Podręcznego nikt nie sprawdzał, nikomu nie przeszkadzały moje 2 sztuki.
Potem długaśna ale bardzo szybka kontrola bezpieczeństwa. Nikt nie sprawdza płynów ani kosmetyków, bramkę przechodzę w traperach i z zegarkiem na ręku i o dziwo nie piszczę, wszystko ok :) .
Choć raz –myślę sobie-normalna kontrola bezpieczeństwa, bez ściągania butów i macania. Podczas gdy zbieram manatki z taśmy inna pani z security prosi mnie na bok-losowo zostałam wybrana do kontroli na posiadania materiałów wybuchowych :lol: , w jeansach, w normalnej koszulce raczej nie wyglądam na allah akbar? :mrgreen:
Pani zadaje dość szybko kilka standardowych jak się domyślam pytań: skąd jestem, dokąd lecę i w jakim celu? czy mi się podoba w Australii, czy jestem tu sama czy z rodziną :?: .
Kontrolowanie zakończone, to można się udać do sklepu, magnes z Adelajdy bardzo by się przydał nie tylko na moją lodówkę, w międzyczasie dzwonię do Polski i zdaję relację gdzie jesteśmy i dokąd jedziemy dalej. Trójca idzie coś zjeść a ja pilnuję naszych bagaży i uzupełniam dziennik ;) .
Z cyklu obserwacje lotniskowe: siedzi przy ogólnodostępnym stoliku para ok.30 latków. Obok nich na podłodze leży torba turystyczna, podchodzi strażnik (ochroniarz?) z psem, który wykazuje lekkie zainteresowanie torbą –pokręcił się przy niej, pomachał ogonem i odchodzą dalej, po chwili wracają i ta sama reakcja psa. Strażnik odszedł z psem ale po chwili wraca w towarzystwie policjanta, który uwaga: przywitał się z właścicielem torby, przedstawił się i zaczął rozmowę o zawartości torby.
Natalia bardzo chciała mieć zdjęcie z tym psiakiem, więc zostałam wydelegowana żeby się ładnie uśmiechnąć i zapytać, oczywiście w odpowiedzi słyszmy słynne australijskie „no worries” i obie mamy fotki z przystojnym panem mundurowym i czarnym labradorem :P .
Zaczyna się nasz boarding, więc idziemy do bramki nr 15,
skan kart pokładowych i rękawem wchodzimy do B737-800, startujemy o czasie.
Kolorowe zagłówki wzbudziły moje zainteresowanie: :D
Niezwykle uprzejmy personel pokładowy serwuje (za free-co nas mocno dziwi, bo bilety mieliśmy w najtańszej taryfie) małą babeczkę z jabłkiem i do wyboru: kawę, herbatę lub wodę.
Przez cały lot uzupełniam mój dziennik podróży, lądujemy punktualnie i przestawiamy zegarki o pół godziny do tyłu, odbieramy bagaże z karuzeli nieświadomi stanu torby (sprawdziliśmy pobieżnie bagaże i uszkodzeń nie zauważyliśmy :evil: ) i pakujemy się do taksówki, która zawozi nas 7km dalej do Britza, gdzie już czeka nasz drugi camper.
Tym razem formalności związane z odbiorem auta nie zajmują dużo czasu, robimy dokładne zdjęcia auta, stan licznika 10751km. Miła Pani z obsługi nawet robi nam telefoniczną rezerwację campingu :) .
Ważne:
w Brisbane prawo zabrania spania w samochodzie, taką ulotkę dostaliśmy w wypożyczalni, czyli spanie na dziko tu odpada.
Przyjeżdżamy pod bramę campingu ale nie wjeżdżamy tylko ja z Natalią idziemy na przeszpiegi – sprawdzamy jaka jest toaleta i czy są stanowiska z prądem, nasz szybki audyt zatwierdza to miejsce na nocleg :) i zjawiamy się w recepcji żeby się zameldować – 59$/4os. +auto oraz 20$ depozytu za kartę wjazdową.
http://www.newmarketgardens.com.au/ , autobusem do centrum jedzie się ok.15minut.
Taka dygresja odnośnie campingów: najlepsze są takie z podłożem jak niżej na zdjęciu czyli betonowym, wtedy nie nosi się piachu ani ziemi do środka, ta mozaikowa nawierzchnia też była bardzo fajna żeby na niej postawić stolik i krzesła.
Od razu jedziemy na zakupy spożywcze, bo z Adelajdy przywieźliśmy niewiele. Lokujemy się na wyznaczonym miejscu na campingu, słonko mocno przyświeca a tu ani grama cienia, no w końcu lato na całego 8-) .
Adam z Gosią przygotowują pyszne steki z jagnięciny :) a my w tym czasie rozpakowujemy się w camperze i korzystamy z prysznica.
Po obiedzie, późnym popołudniem a właściwie to już pod wieczór wszyscy jedziemy do centrum, niedaleko campingu jest przystanek autobusowy.
Miasto zaskakuje bardzo pozytywnie swoją niesamowitą architekturą i ciekawym łączeniem stylów.
Oczywiście po raz kolejny dopada nas szaleństwo zakupu pamiątek :D , w Sydney możemy nie mieć już na to czasu. Brisbane by night wygląda cudownie, zresztą dość dobrze widać to na zdjęciach:
Galeria sztuki z bardzo ciekawą, metalową elewacją, która co jakiś czas była podświetlana
Spacerując po Brisbane dzwonię do siostry ;) by zdać relację co, gdzie, jak i kiedy.
Korzystamy z hotspotów w centrum i nadrabiamy zaległości w kontakcie z bliskimi z Polski.
Zostawiam dziewczyny i trochę sama kręcę się po ulicach, robiąc zdjęcie biblioteki w kadr wszedł mi starszy Pan, oczywiście nie przeszkodził mi w zdjęciu (w końcu w dobie aparatów cyfrowych to żaden problem) ale bardzo przeprosił i zaczął mi opowiadać o budynku stojącym obok biblioteki, niesamowite jest to ich życzliwe podejście do turystów.
Street art:
Kolejna użyteczna idea a mianowicie na słupie od sygnalizatora przy przejściu dla pieszych jest taka nakładka, na której jest nazwa ulicy, kierunek a całość również w alfabecie Braill'ea:
Późnym wieczorem wracamy na camping padnięci, zarwana noc, wczesna pobudka, męczący dzień i duchota mocno dają się nam we znaki.
Na drzewie tuż obok naszego miejsca urzędują oposy, są one nieco inne niż te z Sydney, mają inne umaszczenie i są dużo bardziej płochliwe ale jednak udaje nam się je nakarmić marchewką.
Na campingu panuje cisza nocna, co rusz przerywana głośnymi jękami wydobywającymi się z sąsiedniego campera :lol: .
Na dobranoc pijemy winko.
P.S. Darmowy tramwaj wodny-niestety dowiedziałam się o nim już po powrocie do PL ale może ktoś inny skorzysta ;)
https://www.brisbane.qld.gov.au/traffic ... cityhopper
CDN11 styczeń - dzień 22
Wstaję już o 7, bo na górze w aucie zaczyna się robić piekarnik, więc kletruję się na krzesło przed auto i delektuję się ciszą i cudownym porankiem :) , szkoda, że nie mam na wierzchu czytnika, ale za to mam bikini :P , grzeję się w słonku w oczekiwaniu aż reszta się wyśpi.
Dzisiaj mamy dzień na spokojnie, bez pośpiechu i gonitwy, taki prawdziwie wakacyjny dzień 8-) .
Po tradycyjnie późnym śniadaniu zbieramy się i jedziemy do Pine Koala Sanctuary,
http://www.koala.net/
który znajduje się raptem 15km od campingu
https://goo.gl/maps/UZqKhgtRQ8r
Nie wdając się w szczegóły koniec końców do parku idę sama, a reszta czeka przy aucie.
Park nie jest rozległy ani specjalnie duży, ale JEST SUPER.
Upał niemiłosierny, słonko naprawdę mocno operuje, nawet zwierzaki są zmęczone upałem.
Koali jest milion pińcset, a poważnie: reklamują się że są jedynym parkiem, który ma 130 koali i faktycznie tych torbaczy mają dużo, są podzielone na młode, młode z matkami, emeryci, chore koale, te koale, które pozują do zdjęć za 18$/os. itd.
A propos koali to już po powrocie zgłębiłam nieco temat i niestety, ale Australia boryka się problemami trochę podobnymi do naszych. A mianowicie chodzi o rozbudowę miast i zabieranie terenów zwierzętom, to niestety jest powodem obrazków: koala przyszedł na osiedle domków, by szukać pożywienia.
Nie tylko my protestujemy przeciwko wycince w Puszczy Białowieskiej, w Australii wycinka eukaliptusów oznacza zagładę dla koali i innych zwierząt.
W jednym z parków-bodajże w Doonside była tablica informacyjna o koalach i bardzo wymowny napis: ”chronimy zwierzęta, ale ich naturalne środowisko już nie.”
Skoro już się tak wymądrzam o tych torbaczach, to jeszcze tylko dodam, że one nie są naćpane ;) .
Owszem mają "slow motion" ale wynika to wyłącznie z tego, że eukaliptus ma bardzo mało wartości energetycznych, więc siłą rzeczy one zwyczajnie nie mają siły żeby biegać i skakać przez pół dnia.
Poza koalami w parku są oczywiście inne zwierzaki: dużo różnych kangurów, dziobak, wombaty, diabeł tasmański-jedyny jakiego widziałam, który nie biega a leży zmorzony upałem :D .