Wciśnięta w wąską boczną uliczkę niepozorna malutka kawiarnia. A jakże wyjątkowa. Cabaret Voltaire. To tu narodził się dadaizm. Tu bywali również Paul Klee, Wassily Kandinsky (Wasilij Kandinski) - twórcy moim zdaniem najwspanialszego, obok architektury starożytnej Grecji, prądu architektonicznego w całej historii, czyli bauhausu. Lokal upadł w latach 60-tych, ale w 2004 został reaktywowany.
Udajemy się w kierunku najważniejszej katedry Zurychu, a w zasadzie i Szwajcarii, czyli Grossmünster:
Grossmünster to jeden z najstarszych kościołów w Zurychu. Zbudowany pomiędzy 1100 a 1250 rokiem na miejscu romańskiego kościoła z VIII w, którego postawił sam Karol Wielki na odnalezionyche grobach Feliksa i Reguli, rzymskich żołnierzy z Legionu Tebańskiego, zamordowanych tu w roku 302 po ucieczce z legionu w Agaunum (obecny St. Maurice). Jako że byli chrześcijanami, Watykan uznał ich później za świętych-męczenników, a Zurych obrał ich za swoich patronów. Grossmünster jest jednak ważny dla Szwajcarii z innego powodu. To właśnie tutaj zostały ogłoszone zasady nowej religii, czyli reformacji.
Sama idea reformacji oczywiście wpłynęła także na samą bryłę i wnętrze kościoła. Zwingli, ksiądz od którego wszystko się zaczęło, kazał usunąć nie tylko ozdoby czy rzeźby, ale także i krucyfiks. Krzyża nie zobaczymy więc ani w środku, ani na dwóch wieżach. Wnętrze jest bardzo surowe i skromne. Nawet ołtarz to po prostu stół z krzesłami. Jedyną ozdobą katedry (i w zasadzie tyczy się to i innych kościołów reformowanych) są witraże. A te w Grossmünster są rzeczywiście wyjątkowe - głównie abstrakcyjne. Autorstwa Giacomettiego (to ten od m.in. anonsowanego wcześniej najpiękniejszego posterunku policyjnego świata) i Sigmara Polke. Te ostatnie wykonane z... agatów:
W katedrze nie można robić zdjęć, ale zrobiłem takie dwa cichociemne zza węgła. Nawet ten zakaz się załapał:
Wychodzimy przed katedrę. Po katedrze mieliśmy w planie dworzec Stadelhofen i muzeum sztuki Kunsthaus, ale z powodu niedoczasu musieliśmy przejść na drugą stronę rzeki i udać się w drogę powrotną na przystanek Flixbusa.
Spoglądamy więc na drugą stronę i widzimy kościół Sankt Peterskirche. Słynie przede wszystkim z dzwonnicy na której umiejscowiony jest podobnież największy zegar w Europie:
W oddali na wodzie, przy łódkach i obok położonego po prawej Ratusza Miejskiego, widzimy Frauenbad. To wybudowane pomiędzy 1881-1887 publiczne łaźnie przeznaczone tylko i wyłącznie dla kobiet. Używane do dziś, łącznie z owym reglamentowaniem:
Docieramy do drugiej najważniejszej katedry w Zurychu, czyli Fraumünster. Nie ma ona tak dużego znaczenia duchowego dla wierzących jak Grossmünster, ale jest słynna z wyjątkowej urody witraży Chagalla. Na dzień dobry przywitała nas jednak niespodzianka (co ciekawe - o której nie spotkałem ani jednej wzmianki w Internecie): wstęp jest płatny. A dodatkowo nie można robić zdjęć. Noo... To my się na takie coś nie piszemy jednak. Płaciliśmy za wstęp do katedry Duomo w Mediolanie i to wcale niemało, ale można było robić zdjęcia swobodnie i w ilości nieograniczonej (to znaczy ograniczonej ilością pamięci w smartfonie rzecz jasna). W tył zwrot więc. Zostają nam na pamiątkę zdjęcia robione na zewnątrz:
Tuż obok katedry znajduje się plac Münsterhof. Na stałe jest on wybrukowany kostką w całości. Jednak corocznie w wakacje dzieją się na nim różne happeningi, czasowe wystawy itp. W zeszłym roku swoje instalacje wystawiał tu Paweł Althamer. My trafiliśmy na "Wyspę w mieście" autorstwa Heinricha Gartentora, czyli w skrócie kawał łąki. Trawy zostały ściągnięte ze specjalistycznej szkółki w Aargau, a na środku znajdują się wierzby wypożyczone z muzeum drzew w Rapperswil. Łąka kwietna będzie w tym miejscu przez 3 tygodnie, do połowy września:
Na Bahnhofstrasse weszliśmy od strony Paradeplatz. Teoretycznie nic na nim ciekawego nie ma, ale spójrzcie na te zdjęcia:
Tak, to na tym placu odbywały się ostatnie sceny "Vabanku II czyli riposty" - to tutaj Kwinto i Duńczyk pobierali pieniądze wykorzystując do tego celu czek podpisany przez Kramera. Dziś w tym, troszkę zmodernizowanym, budynku zamiast Schweizerische Kreditanstalt, znajduje się inny bank - Credit Suisse.
I już jesteśmy na Bahnhofstrasse, czyli po prostu na ulicy Dworcowej. Najbardziej elegancka ulica handlowa Szwajcarii, jedna z najbardziej prestiżowych na świecie, a jeśli chodzi o wysokość czynszów najdroższa na świecie:
Na chwilę pójdziemy w bok, by dojść do tego. James Joyce Pub:
Fajna relacja i zabawne, bo wczoraj obszedłem miasto prawie dokładnie twoją trasą z pierwszego posta.
:) Miasto nie jest ładne, ale faktycznie jest to sporo ciekawych miejsc.
Nie wiem, czy coś się zmieniło, ale nie da się teraz kupić biletów na Flixbusa między Bazyleą a Zurychem albo Lucerną - można jedynie dojechać z lotniska w Bazylei do Zurychu. Wie ktoś może, czy to kwestia sezonu zimowego czy czegoś takiego? Bo na mapie połączeń wszystko jest normalnie, a jak wybiorę daną linię to pusto.
" Do samej Bazylei prowadzą 4 kilometry eksterytorialnej autostrady. Port jest podzielony na dwie części: francuską (unijną) i szwajcarską, gdzie obowiązują inne przepisy odpraw - Szwajcaria nie należy do strefy Schengen." Ależ jak najbardziej, Szwajcaria należy do strefy Schengen i to już od 2008 a lotniska od 2009
Docieramy do tego miejsca:
Wciśnięta w wąską boczną uliczkę niepozorna malutka kawiarnia. A jakże wyjątkowa. Cabaret Voltaire. To tu narodził się dadaizm. Tu bywali również Paul Klee, Wassily Kandinsky (Wasilij Kandinski) - twórcy moim zdaniem najwspanialszego, obok architektury starożytnej Grecji, prądu architektonicznego w całej historii, czyli bauhausu. Lokal upadł w latach 60-tych, ale w 2004 został reaktywowany.
Udajemy się w kierunku najważniejszej katedry Zurychu, a w zasadzie i Szwajcarii, czyli Grossmünster:
Grossmünster to jeden z najstarszych kościołów w Zurychu. Zbudowany pomiędzy 1100 a 1250 rokiem na miejscu romańskiego kościoła z VIII w, którego postawił sam Karol Wielki na odnalezionyche grobach Feliksa i Reguli, rzymskich żołnierzy z Legionu Tebańskiego, zamordowanych tu w roku 302 po ucieczce z legionu w Agaunum (obecny St. Maurice). Jako że byli chrześcijanami, Watykan uznał ich później za świętych-męczenników, a Zurych obrał ich za swoich patronów. Grossmünster jest jednak ważny dla Szwajcarii z innego powodu. To właśnie tutaj zostały ogłoszone zasady nowej religii, czyli reformacji.
Sama idea reformacji oczywiście wpłynęła także na samą bryłę i wnętrze kościoła. Zwingli, ksiądz od którego wszystko się zaczęło, kazał usunąć nie tylko ozdoby czy rzeźby, ale także i krucyfiks. Krzyża nie zobaczymy więc ani w środku, ani na dwóch wieżach. Wnętrze jest bardzo surowe i skromne. Nawet ołtarz to po prostu stół z krzesłami. Jedyną ozdobą katedry (i w zasadzie tyczy się to i innych kościołów reformowanych) są witraże. A te w Grossmünster są rzeczywiście wyjątkowe - głównie abstrakcyjne. Autorstwa Giacomettiego (to ten od m.in. anonsowanego wcześniej najpiękniejszego posterunku policyjnego świata) i Sigmara Polke. Te ostatnie wykonane z... agatów:
W katedrze nie można robić zdjęć, ale zrobiłem takie dwa cichociemne zza węgła. Nawet ten zakaz się załapał:
Wychodzimy przed katedrę. Po katedrze mieliśmy w planie dworzec Stadelhofen i muzeum sztuki Kunsthaus, ale z powodu niedoczasu musieliśmy przejść na drugą stronę rzeki i udać się w drogę powrotną na przystanek Flixbusa.
Spoglądamy więc na drugą stronę i widzimy kościół Sankt Peterskirche. Słynie przede wszystkim z dzwonnicy na której umiejscowiony jest podobnież największy zegar w Europie:
W oddali na wodzie, przy łódkach i obok położonego po prawej Ratusza Miejskiego, widzimy Frauenbad. To wybudowane pomiędzy 1881-1887 publiczne łaźnie przeznaczone tylko i wyłącznie dla kobiet. Używane do dziś, łącznie z owym reglamentowaniem:
Docieramy do drugiej najważniejszej katedry w Zurychu, czyli Fraumünster. Nie ma ona tak dużego znaczenia duchowego dla wierzących jak Grossmünster, ale jest słynna z wyjątkowej urody witraży Chagalla. Na dzień dobry przywitała nas jednak niespodzianka (co ciekawe - o której nie spotkałem ani jednej wzmianki w Internecie): wstęp jest płatny. A dodatkowo nie można robić zdjęć. Noo... To my się na takie coś nie piszemy jednak. Płaciliśmy za wstęp do katedry Duomo w Mediolanie i to wcale niemało, ale można było robić zdjęcia swobodnie i w ilości nieograniczonej (to znaczy ograniczonej ilością pamięci w smartfonie rzecz jasna). W tył zwrot więc. Zostają nam na pamiątkę zdjęcia robione na zewnątrz:
Tuż obok katedry znajduje się plac Münsterhof. Na stałe jest on wybrukowany kostką w całości. Jednak corocznie w wakacje dzieją się na nim różne happeningi, czasowe wystawy itp. W zeszłym roku swoje instalacje wystawiał tu Paweł Althamer. My trafiliśmy na "Wyspę w mieście" autorstwa Heinricha Gartentora, czyli w skrócie kawał łąki. Trawy zostały ściągnięte ze specjalistycznej szkółki w Aargau, a na środku znajdują się wierzby wypożyczone z muzeum drzew w Rapperswil. Łąka kwietna będzie w tym miejscu przez 3 tygodnie, do połowy września:
Na Bahnhofstrasse weszliśmy od strony Paradeplatz. Teoretycznie nic na nim ciekawego nie ma, ale spójrzcie na te zdjęcia:
Tak, to na tym placu odbywały się ostatnie sceny "Vabanku II czyli riposty" - to tutaj Kwinto i Duńczyk pobierali pieniądze wykorzystując do tego celu czek podpisany przez Kramera. Dziś w tym, troszkę zmodernizowanym, budynku zamiast Schweizerische Kreditanstalt, znajduje się inny bank - Credit Suisse.
I już jesteśmy na Bahnhofstrasse, czyli po prostu na ulicy Dworcowej. Najbardziej elegancka ulica handlowa Szwajcarii, jedna z najbardziej prestiżowych na świecie, a jeśli chodzi o wysokość czynszów najdroższa na świecie:
Na chwilę pójdziemy w bok, by dojść do tego. James Joyce Pub: