No jest tu po prostu pięknie, zdjęcia tylko trochę oddają zjawiskowość tych skał, błękit i przejrzystość wody i kolory.
Pływamy wśród tych skał zatrzymując się od czasu do czasu na snorkowanie przy rafie lub opalanie na plaży
Przy kolejnych skałkach przesiadamy się na kajaki. Są podwójne lub potrójne. No to jest jeden z hitów tej wycieczki
Krajobrazy niesamowite, pływamy też w grotach
W jednym miejscu można wyjść z kajaka bo jest bardzo płytko i porobić sobie fajne fotki
Po powrocie na łódź cumujemy przy Shmisu Island i załoga serwuje lunch na ciepło. Dopisują wszystkim apetyty. Pięknie tu dookoła
Znowu znajdujemy rafę i wszyscy wskakują do wody
Ostatnia atrakcja po południu to Secret Lagoon, gdzie można wpłynąć do podziemnych grot ukrytych wśród skał.
Cały dzień na łódce i na wodzie. Jak ktoś zostaje w El Nido dłużej to może odwiedzić wszystkie cztery trasy lub po prostu spędzać leniwie czas – to takie miejsce
My wracamy do naszej Bucany na ostatni nocleg i pożegnalne party na plaży.
Następnego dnia powrót do Puerto Princesa i przelot na Cebu.
c.d.n.Miałem w planach lecieć z El Nido bezpośrednio do Cebu linią AirSWIFT. Bardzo wygodnie bo nie trzeba wracać tych paru godzin do Puerto Princesa. Ale po pierwsze ten lot wcale taki tani nie jest - linia krzyczała 550zł od osoby. To jeszcze by moje towarzystwo jakoś przeżyło w zamian za ominięcie busa ale jak się już zabrałem do kupowania to okazało się, że pozostało …. 9 miejsc na mój zaplanowany rejs (a nas jest 10-tka). No ani chybi to znak ? Kupiłem więc grzecznie Cebu Pacific z Puerto Princessa do Cebu za ….. 70zł od osoby ? No i jak dołożymy koszt busika na osobę rzędu 50zł na łebka to nagle z powrotem towarzystwo zatęskniło do pięknych widoczków Palawanu w drodze – a to tylko 4,5 godziny jazdy od naszej kładki w Bucana. Lot mamy o 14 więc trzeba się w miarę rano zebrać do drogi. Stawiamy się rano z bagażami i czekamy na Nilo. Chłopak spędził trzy dni tylko jeżdżąc z nami i gdzieś tu musiał dwa razy przenocować. Dajemy mu oczywiście odpowiedni napiwek. Zanim Nilo się zjawi podjeżdża lokalny jeepney, który zbiera miejscowych
No za wygodnie na dalekie podróże to tam w środku nie ma…
Po drodze jeszcze spotykamy koliberka, który usiłował wlecieć nam do busika
Cebu Pacific jest punktualny i przy bramce nikogo nie interesują nasze trochę cięższe kabinówki plus nadprogramowe plecaki ? Lądujemy na Cebu po godzinnym locie
Tu załatwiłem przejazd kolejnym busikiem do naszego hotelu, który znajduje się blisko Oslob na południowym krańcu wyspy Cebu. To znowu prawie 5 godzin jazdy! Busiarza znalazłem po prostu w necie i po ugadaniu na whatsappie ceny i warunków czeka na nas pod terminalem. Za podróż one-way na południowe Cebu kierowca wziął 7000php od wszystkich.
W Cebu City po południu są niemiłosierne korki i to one najwięcej zjadają nam czasu z tej podróży. Jak oni tu żyją?
A to nowy most do Lapu-Lapu - nieprzypadkowe motywy na pylonach
Po drodze wstępujemy do jedynej czynnej po drodze knajpy – sieciówki z kurczakami Jolibee. Żarcie jest podłe ale już zrobiło się ciemno i wszystko dookoła pozamykane, na dodatek zaczął padać deszcz i słychać grzmoty.
W pewnym momencie błyska się mocno, wali grzmot i w całej mieścinie razem z naszą knajpą zapada ciemność. No pięknie – pioruny walą, my z kurczakami w dłoni i ciemno jak oko wykol ? Na szczęście trwa to tylko kilka minut i zasilanie wraca.
Dojeżdżamy późno w nocy do naszego następnego hotelu, gdzie spędzimy aż trzy noce. Co robić na południowym Cebu? No prochu nie wymyślimy – największą atrakcją jest obcowanie z rekinami wielorybimi w Oslob, do którego mamy niedaleko. Ponieważ dotarliśmy do hotelu późno w nocy nie mam wyjścia i proszę na recepcji o zorganizowanie na rano "rekinów" a potem przejazdu do Moalboal na snorkowanie z ławicami sardynek i żółwiami. Przeczytałem, że da to się ogarnąć w jeden dzień. No i oczywiście że da się od ręki. Mamy wstać o 4 rano bo to najlepszy czas na ogarnięcie rekinów a potem powrót na śniadanie do hotelu i ponowny wyjazd do Moalboal, gdzie będziemy mieć 2,5 godziny dojazdu. Z cenami to mamy niezłą rozkminkę, bo cena zależy od ilości osób a jak za dwie atrakcje to jeszcze dodatkowo taniej a nas jest spora grupa. Po trudnych negocjacjach płacimy w końcu po 3800php za dwie atrakcje na raz. Zdaję sobie sprawę, że hotel potrąca swoją prowizję i gdybym miał więcej czasu to z 10-15% było by taniej ale nas zawożą i przywożą i jeszcze się opiekują więc machamy ręką. No i wstajemy o tej 4 rano i jedziemy na tą przystań w Oslob
No i oczywiście możemy sobie tu uczciwie powiedzieć, że jest to „fabryka oglądania rekinów” i trochę przypomina typowe "delfinarium" pomimo tego iż rekiny są naprawdę dzikie i przypływają z morza. No ale interes musi się kręcić więc zrobiono z tego pływania i oglądania cały przemysł. Przyjeżdżamy tak rano aby stanąć w olbrzymiej kolejce po numerek. I nasz kierowca dobrze obeznany tłumaczy, że cała sztuka to załapać się do jednych z pierwszych łodzi bo już po godzinie kryształowe morze robi się bardzo mętne i nic tak naprawdę nie będzie widać przez tych co się chcieli wyspać. I tak się właśnie dzieje, poranne wstawanie i bliskość atrakcji dały nam bodajże czwartą łódź z kolejki. Za nami tłoczy się dobre kilkaset (!) osób. W międzyczasie nastaje świt, który jest dodatkową atrakcją.
Podziwiamy go z kubkiem kawy w ręce
Jak tylko robi się jasno około 6 rano rozpoczyna się nęcenie – kilka łódek pakuje zapas krylu i wypływają pierwsze. Rekiny wielorybie oczywiście wiedzą, że codzienne o tej porze jest darmowe karmienie (nie chce nawet myśleć co na to biolodzy morscy) i zjawiają się gromadnie całkiem niedaleko od brzegu.
Wsiadamy do naszej łodzi jeszcze w kapokach ale przewodnik sugeruje abyśmy – jak mamy tyle odwagi – wskakiwali bez, bo inaczej ciężko będzie coś zobaczyć pod wodą.
No i są rekiny a woda jeszcze jest naprawdę przejrzysta
W teorii mamy się nie zbliżać do rekina na 4 metry – praktyka wygląda tak:
Nad nami ciągle krąży łódka z krylem i te wielkie rekiny nie zwracają na nas żadnej uwagi aby tylko dostać więcej karmy…. Tak to wygląda, że to właśnie one nie trzymają żadnego dystansu do ludzi, ze dwa razy oberwałem płetwą!
No nie powiem, wrażenie jest nieeesamowite, one są naprawdę wielkie a my jesteśmy … no blisko!
Całość trwa może pół godziny i trzeba się zbierać na ląd bo nieprzebrany tłum czeka na swoją kolejkę aby popływać w coraz bardziej mętnej wodzie….
Nie ma lekko, szybkie śniadanie w hotelu i jazda z powrotem do busika na przejazd do Moalboal. Po drodze oglądamy widoczki nadbrzeżne. Droga całkiem w dobrym stanie.
Filipiny - piękna sprawa! Jak to mawiają miejscowi po Red Horsie się diabły i demony śnią - litrowy mi bardzo odpowiadał
:PCzyżby canyoning w Moalboal? Dla mnie tam był jeden z lepszych
:)
Jakby ktoś szukał moich filmików z Filipin, o których wspomniał @Hiszpan (byliśmy prawie w tym samym czasie i prawie udało się spotkać z Cebu City), to są u mnie na kanale YThttps://youtube.com/@jakub-w-podrozy?si ... WIX96I3xNP
Gdy wklejam link do kanału na Youtube to pokazuje się obrazek jak wyżej (film jest niedostępny). Więc spróbuję dać link tylko do jednego filmu z Bohol, a jak ktoś chciałby zobaczyć filmiki np z Siquijor czy Busunaga to zapraszam na kanał youtube o nazwie "jakub-w-podróży"https://www.youtube.com/watch?v=1Zxv2PU0-aw
Tak wygląda El Nido od strony wody
No jest tu po prostu pięknie, zdjęcia tylko trochę oddają zjawiskowość tych skał, błękit i przejrzystość wody i kolory.
Pływamy wśród tych skał zatrzymując się od czasu do czasu na snorkowanie przy rafie lub opalanie na plaży
Przy kolejnych skałkach przesiadamy się na kajaki. Są podwójne lub potrójne. No to jest jeden z hitów tej wycieczki
Krajobrazy niesamowite, pływamy też w grotach
W jednym miejscu można wyjść z kajaka bo jest bardzo płytko i porobić sobie fajne fotki
Po powrocie na łódź cumujemy przy Shmisu Island i załoga serwuje lunch na ciepło. Dopisują wszystkim apetyty.
Pięknie tu dookoła
Znowu znajdujemy rafę i wszyscy wskakują do wody
Ostatnia atrakcja po południu to Secret Lagoon, gdzie można wpłynąć do podziemnych grot ukrytych wśród skał.
Cały dzień na łódce i na wodzie. Jak ktoś zostaje w El Nido dłużej to może odwiedzić wszystkie cztery trasy lub po prostu spędzać leniwie czas – to takie miejsce
My wracamy do naszej Bucany na ostatni nocleg i pożegnalne party na plaży.
Następnego dnia powrót do Puerto Princesa i przelot na Cebu.
c.d.n.Miałem w planach lecieć z El Nido bezpośrednio do Cebu linią AirSWIFT. Bardzo wygodnie bo nie trzeba wracać tych paru godzin do Puerto Princesa. Ale po pierwsze ten lot wcale taki tani nie jest - linia krzyczała 550zł od osoby. To jeszcze by moje towarzystwo jakoś przeżyło w zamian za ominięcie busa ale jak się już zabrałem do kupowania to okazało się, że pozostało …. 9 miejsc na mój zaplanowany rejs (a nas jest 10-tka). No ani chybi to znak ? Kupiłem więc grzecznie Cebu Pacific z Puerto Princessa do Cebu za ….. 70zł od osoby ? No i jak dołożymy koszt busika na osobę rzędu 50zł na łebka to nagle z powrotem towarzystwo zatęskniło do pięknych widoczków Palawanu w drodze – a to tylko 4,5 godziny jazdy od naszej kładki w Bucana. Lot mamy o 14 więc trzeba się w miarę rano zebrać do drogi.
Stawiamy się rano z bagażami i czekamy na Nilo. Chłopak spędził trzy dni tylko jeżdżąc z nami i gdzieś tu musiał dwa razy przenocować. Dajemy mu oczywiście odpowiedni napiwek.
Zanim Nilo się zjawi podjeżdża lokalny jeepney, który zbiera miejscowych
No za wygodnie na dalekie podróże to tam w środku nie ma…
Po drodze jeszcze spotykamy koliberka, który usiłował wlecieć nam do busika
Cebu Pacific jest punktualny i przy bramce nikogo nie interesują nasze trochę cięższe kabinówki plus nadprogramowe plecaki ?
Lądujemy na Cebu po godzinnym locie
Tu załatwiłem przejazd kolejnym busikiem do naszego hotelu, który znajduje się blisko Oslob na południowym krańcu wyspy Cebu. To znowu prawie 5 godzin jazdy! Busiarza znalazłem po prostu w necie i po ugadaniu na whatsappie ceny i warunków czeka na nas pod terminalem. Za podróż one-way na południowe Cebu kierowca wziął 7000php od wszystkich.
W Cebu City po południu są niemiłosierne korki i to one najwięcej zjadają nam czasu z tej podróży. Jak oni tu żyją?
A to nowy most do Lapu-Lapu - nieprzypadkowe motywy na pylonach
Po drodze wstępujemy do jedynej czynnej po drodze knajpy – sieciówki z kurczakami Jolibee. Żarcie jest podłe ale już zrobiło się ciemno i wszystko dookoła pozamykane, na dodatek zaczął padać deszcz i słychać grzmoty.
W pewnym momencie błyska się mocno, wali grzmot i w całej mieścinie razem z naszą knajpą zapada ciemność. No pięknie – pioruny walą, my z kurczakami w dłoni i ciemno jak oko wykol ? Na szczęście trwa to tylko kilka minut i zasilanie wraca.
Dojeżdżamy późno w nocy do naszego następnego hotelu, gdzie spędzimy aż trzy noce.
Co robić na południowym Cebu? No prochu nie wymyślimy – największą atrakcją jest obcowanie z rekinami wielorybimi w Oslob, do którego mamy niedaleko. Ponieważ dotarliśmy do hotelu późno w nocy nie mam wyjścia i proszę na recepcji o zorganizowanie na rano "rekinów" a potem przejazdu do Moalboal na snorkowanie z ławicami sardynek i żółwiami. Przeczytałem, że da to się ogarnąć w jeden dzień. No i oczywiście że da się od ręki. Mamy wstać o 4 rano bo to najlepszy czas na ogarnięcie rekinów a potem powrót na śniadanie do hotelu i ponowny wyjazd do Moalboal, gdzie będziemy mieć 2,5 godziny dojazdu.
Z cenami to mamy niezłą rozkminkę, bo cena zależy od ilości osób a jak za dwie atrakcje to jeszcze dodatkowo taniej a nas jest spora grupa. Po trudnych negocjacjach płacimy w końcu po 3800php za dwie atrakcje na raz. Zdaję sobie sprawę, że hotel potrąca swoją prowizję i gdybym miał więcej czasu to z 10-15% było by taniej ale nas zawożą i przywożą i jeszcze się opiekują więc machamy ręką.
No i wstajemy o tej 4 rano i jedziemy na tą przystań w Oslob
No i oczywiście możemy sobie tu uczciwie powiedzieć, że jest to „fabryka oglądania rekinów” i trochę przypomina typowe "delfinarium" pomimo tego iż rekiny są naprawdę dzikie i przypływają z morza. No ale interes musi się kręcić więc zrobiono z tego pływania i oglądania cały przemysł.
Przyjeżdżamy tak rano aby stanąć w olbrzymiej kolejce po numerek. I nasz kierowca dobrze obeznany tłumaczy, że cała sztuka to załapać się do jednych z pierwszych łodzi bo już po godzinie kryształowe morze robi się bardzo mętne i nic tak naprawdę nie będzie widać przez tych co się chcieli wyspać.
I tak się właśnie dzieje, poranne wstawanie i bliskość atrakcji dały nam bodajże czwartą łódź z kolejki. Za nami tłoczy się dobre kilkaset (!) osób.
W międzyczasie nastaje świt, który jest dodatkową atrakcją.
Podziwiamy go z kubkiem kawy w ręce
Jak tylko robi się jasno około 6 rano rozpoczyna się nęcenie – kilka łódek pakuje zapas krylu i wypływają pierwsze. Rekiny wielorybie oczywiście wiedzą, że codzienne o tej porze jest darmowe karmienie (nie chce nawet myśleć co na to biolodzy morscy) i zjawiają się gromadnie całkiem niedaleko od brzegu.
Wsiadamy do naszej łodzi jeszcze w kapokach ale przewodnik sugeruje abyśmy – jak mamy tyle odwagi – wskakiwali bez, bo inaczej ciężko będzie coś zobaczyć pod wodą.
No i są rekiny a woda jeszcze jest naprawdę przejrzysta
W teorii mamy się nie zbliżać do rekina na 4 metry – praktyka wygląda tak:
Nad nami ciągle krąży łódka z krylem i te wielkie rekiny nie zwracają na nas żadnej uwagi aby tylko dostać więcej karmy…. Tak to wygląda, że to właśnie one nie trzymają żadnego dystansu do ludzi, ze dwa razy oberwałem płetwą!
No nie powiem, wrażenie jest nieeesamowite, one są naprawdę wielkie a my jesteśmy … no blisko!
Całość trwa może pół godziny i trzeba się zbierać na ląd bo nieprzebrany tłum czeka na swoją kolejkę aby popływać w coraz bardziej mętnej wodzie….
Nie ma lekko, szybkie śniadanie w hotelu i jazda z powrotem do busika na przejazd do Moalboal. Po drodze oglądamy widoczki nadbrzeżne. Droga całkiem w dobrym stanie.