Z kierowcą dogadaliśmy się, że przed godz. 16 ruszamy w drogę powrotną i zgodnie z ustaleniami - odwiózł nas do El Alto (w pobliżu ostatniej stacji Teleferico).
W drodze powrotnej (ale również w pierwszą stronę) jeśli pogoda dopisze, można zobaczyć najwyższy szczyt Boliwii - Huayna Potosi (6088 m n.p.m.).
Oczywiście z samego La Paz, czy El Alto również to jest możliwe.
Było przed godziną 17, więc postanowiliśmy jeszcze zrobić zakupy w lokalnym markecie i poczekać w galerii aż będzie zmrok - tak, aby skorzystać z Teleferiko po zmroku i zobaczyć nocną panoramę La Paz oraz El Alto.
Sama kolejka dowiozła nas do stacji Estacion Central, skąd dalej przeszliśmy na piechotę do The Rooftop Hostel (niecały kilometr). Przejście nie było jakoś super komfortowe (było trochę bezdomnych), ale w żadnej chwili nie czuliśmy się niebezpiecznie.
Kolejny dzień był bardziej techniczny - załatwienie swoich spraw i dalszych planów, ale nie zabrakło ponownego odwiedzenia centrum. Tego dnia ogarnęliśmy też nocny przejazd do Sucre - konstytucyjnej stolicy Boliwii. Start planowany był przed godz. 20.
Sucre, konstytucyjna stolica Boliwii, muszę przyznać, że jest to całkiem ciekawe oraz miłe miejsce. Może dlatego miło wspominam to miasto, bo po La Paz jest tu zdecydowanie cieplej - leży ono poniżej wysokości 2800 m n.p.m. Sucre nazywane jest również La Ciudad Blanca (Białe miasto), ponieważ wiele budynków ma taki właśnie kolor.
Zatrzymujemy się w Home Away, gdzie mamy 2 noclegi i przy okazji załatwiamy sprawy bieżące. Samo miasto bardzo ładne i oferuje kilka miejsc do odwiedzenia: - Catedral Basilica de Nuestra Senora de Guadalupe, - Plaza de Armas 25 de Mayo, - Casa de la Libertad (muzeum Wolności, gdzie przechowywana jest Deklaracja Niepodległości Boliwii), - Mercado Central, - Iglesia de Nuestra Senora de la Merced, - Iglesia de San Felipe de Neri.
W czasie, w którym jesteśmy w Sucre trafiamy na 14.02, czyli Waletynki, więc trzeba coś miłego zorganizować dla mojej drugiej, lepszej, połówki
:)
Na świecie jest wiele dobrych kuchni, ale do włoskiego menu wraca się z wielką przyjemnością
:) Zwłaszcza po spędzeniu 1,5 miesiąca na fasoli, kawie i kolumbijskich chicharon'ach ... Wybieram Aosta Caffe Ristorane, którą specjalnie dla nas otworzył tego dnia mieszkający w Sucre Włoch. Zamawiamy przystawkę, makarony oraz butelkę wina (oczywiście boliwijskiego z regionu Tarija)
:) To był dobry wybór na ten dzień
:)
W Sucre działa również lokalny browar (Cerveza Sureña), ale niestety nie można go zwiedzać (brak wycieczek, baru, czy sklepu). Za to w Pizzeria Napolitana Restaurante (przy Plaza de Armas 25 de Mayo) podają Cerveza Sureña oraz dobrą kawę
:)
Kolejne miasto, do którego zmierzaliśmy to oczywiście Uyuni, ale po drodze postanowiliśmy zatrzymać się jeszcze na jeden dzień w Potosi, które słynie głównie z góry Cerro Rico, kopalni Cerro Rico de Potosi, gdzie wydobywano srebro (obecnie cynk i ołów) oraz kolonialnej architektury, gdzie znajduje się kilka kościołów. Potosi jako miasto w całości zostało wpisane na listę UNESCO i jest jednym z 7 obiektów w Boliwii. Ciekawostką jest to, że zostało ono wpisane na listę światowego dziedzictwa "w zagrożeniu" (w sumie na świecie takich obiektów jest 56; stan na 2024 rok).
Wysiadamy niedaleko SERMA HOTEL i postanawiamy zapytać, czy mają dostępny nocleg. Oczywiście mieli i o dziwo dowiedzieliśmy się, że lepiej będzie jak nocleg zarezerwujemy przez Booking.com - wyjdzie taniej
:P Sam hotel ofertuje niezłą panoramę na Cerro Rico de Potosi.
Wieczorem postanawiamy wyskoczyć coś zjeść i przy okazji zwiedzić miasto. Poniżej lista ciekawych obiektów: - Templo de Jerusalen - Iglesia San Lorenzo de Carangas, - Torre de la Compania de Jesus, - Casa Nacional de Moneda de Bolivia, - Catedral Metropolitana Basilica de Nuestra Senora de la Paz, - Iglesia de San Francisco.
Następnego dnia organizujemy transport do Uyuni i tutaj była mała zamota. Wsiedliśmy do colectivo, które jechało do dworca autobusowego na samej północy Potosi (Terminal de Buses Potosi), a tam okazało się, że nie ma busów do Uyuni, ponieważ one odjeżdżają z Antigua Terminal de Buses, który ... znajduje się niecałe 200 m od SERMA HOTEL
:P Straciliśmy trochę czasu na dojazdy + odjechał nam zaplanowany bus, ale na szczęście były kolejne.
Do Uyuni docieramy jeszcze o sensowej porze, meldujemy się w Hotel Rey David i udajemy się na miasto w poszukiwaniu agencji, która organizuje wycieczki na Salar de Uyuni. Odwiedzamy 3 lub 4 agencje i od razu widzimy zależność - jeśli jesteś gringo i chcesz wycieczkę z przewodnikiem w języku angielskim, to musisz dodatkowo zapłacić
:) Różnica nie jest mała - przykładowo 6 osobowa wycieczka z współdzieloną łazienką i przewodnikiem w języku hiszpańskim to koszt 120 USD, a w języku angielskim to już koszt 190 USD + 30 USD za wjazd do parku narodowego (wszystko per osoba).
Przy wyborze wycieczki zastanawialiśmy się jeszcze, czy nie wynająć auta samemu i zwiedzić wszystkie atrakcje indywidualnie (m.in. tak zwiedzieliśmy w 2021 roku Pustynię Atacama w Chile), ale ostatecznie zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Aby dotrzeć we wszystkie fajne miejsca trzeba wynająć sensowe auto (zwykły sedan może nie wystarczyć na jazdę po słonym jeziorze i drodze szutrowej przez 3 dni), samemu wstawać przed świtem, ogarnąć tanio noclegi i jedzenie oraz nie utknąć po drodze to wyjdzie nawet drożej niż kupienie zorganizowanej wycieczki.
Ostatecznie decydujemy się na zakup od SKYLINE TRAVELLER UYUNI - wycieczka była tańsza niż ww. oferty, a Pani, z którą rozmawialiśmy była bardzo miła, nie krytykowała innych agencji oraz nie próbowała nam niczego wcisnąć (np. uczciwie wspomniała, że w danym okresie lub po większym deszczu nie da się dojechać do Isla Incahuasi). Start następnego dnia w okolicy godziny 10.
Tego dnia ogarniamy jeszcze gotówkę w Banco FIE, którego bankomaty były bezprowizyjne oraz udajemy się do restauracji Tika Restaurante en Uyuni, która znajduje bo drugiej stronie ulicy od hotelu Rey David. Zamawiamy tam bardzo dobre jedzenie: - K’alaphurka - typowa kukurydziana zupa z regionu Potosi, która podana na (bardzo) gorąco wgląda jak wulkan wyrzucający lawę, - Pasteo de llama - grillowane mięso lamy podane z ryżem i smażonymi warzywami.
Pozwolę sobie zapytać: po co stać w kolejce do wagonika 2,5h i stresować się czy się zdąży na samolot, jak można zejść do dolnej stacji na nogach w ~40 min?
@Gadekk: nie chce odpowiadać za Autora, ale za to podpowiem, że w podobnych sytuacjach z pomocą, bez konieczności poniesienia żadnych realnych kosztów, przychodzi np. Expedia.us
;-)
@elgigio, @Gadekk, @marek2011 proszę o chwilę cierpliwości i odpowiem na Wasze pytania - aktualnie we Wrocławiu przydaje się każda para rąk do pomocy, a wieczorem bez prądu nie mam już możliwości odpisania.
@tropikey dzięki za przypomnienie i mobilizację
:) Tyle co wróciłem z innej podróży, gdzie standardowo miałem ograniczony czas. Mamy teraz w PL dłuższy weekend, więc obiecuję, że nadrobię
:)
Być może mi to umknęło, ale chyba nie pisałeś nigdzie, w jakim dokładnie okresie tam byliście. W kontekście wspomnianej w ostatnim wpisie "ucieczki przed polską zimą" oraz obecność wody na solnisku, zakładam, że był to pewnie luty, ale czy mógłbyś doprecyzować? Interesuje mnie zwłaszcza, na kiedy przypadła wycieczka po Salar de Uyuni.
Z kierowcą dogadaliśmy się, że przed godz. 16 ruszamy w drogę powrotną i zgodnie z ustaleniami - odwiózł nas do El Alto (w pobliżu ostatniej stacji Teleferico).
W drodze powrotnej (ale również w pierwszą stronę) jeśli pogoda dopisze, można zobaczyć najwyższy szczyt Boliwii - Huayna Potosi (6088 m n.p.m.).
Oczywiście z samego La Paz, czy El Alto również to jest możliwe.
Było przed godziną 17, więc postanowiliśmy jeszcze zrobić zakupy w lokalnym markecie i poczekać w galerii aż będzie zmrok - tak, aby skorzystać z Teleferiko po zmroku i zobaczyć nocną panoramę La Paz oraz El Alto.
Sama kolejka dowiozła nas do stacji Estacion Central, skąd dalej przeszliśmy na piechotę do The Rooftop Hostel (niecały kilometr). Przejście nie było jakoś super komfortowe (było trochę bezdomnych), ale w żadnej chwili nie czuliśmy się niebezpiecznie.
Kolejny dzień był bardziej techniczny - załatwienie swoich spraw i dalszych planów, ale nie zabrakło ponownego odwiedzenia centrum. Tego dnia ogarnęliśmy też nocny przejazd do Sucre - konstytucyjnej stolicy Boliwii. Start planowany był przed godz. 20.
Sucre, konstytucyjna stolica Boliwii, muszę przyznać, że jest to całkiem ciekawe oraz miłe miejsce. Może dlatego miło wspominam to miasto, bo po La Paz jest tu zdecydowanie cieplej - leży ono poniżej wysokości 2800 m n.p.m. Sucre nazywane jest również La Ciudad Blanca (Białe miasto), ponieważ wiele budynków ma taki właśnie kolor.
Zatrzymujemy się w Home Away, gdzie mamy 2 noclegi i przy okazji załatwiamy sprawy bieżące. Samo miasto bardzo ładne i oferuje kilka miejsc do odwiedzenia:
- Catedral Basilica de Nuestra Senora de Guadalupe,
- Plaza de Armas 25 de Mayo,
- Casa de la Libertad (muzeum Wolności, gdzie przechowywana jest Deklaracja Niepodległości Boliwii),
- Mercado Central,
- Iglesia de Nuestra Senora de la Merced,
- Iglesia de San Felipe de Neri.
W czasie, w którym jesteśmy w Sucre trafiamy na 14.02, czyli Waletynki, więc trzeba coś miłego zorganizować dla mojej drugiej, lepszej, połówki :)
Na świecie jest wiele dobrych kuchni, ale do włoskiego menu wraca się z wielką przyjemnością :) Zwłaszcza po spędzeniu 1,5 miesiąca na fasoli, kawie i kolumbijskich chicharon'ach ... Wybieram Aosta Caffe Ristorane, którą specjalnie dla nas otworzył tego dnia mieszkający w Sucre Włoch. Zamawiamy przystawkę, makarony oraz butelkę wina (oczywiście boliwijskiego z regionu Tarija) :) To był dobry wybór na ten dzień :)
W Sucre działa również lokalny browar (Cerveza Sureña), ale niestety nie można go zwiedzać (brak wycieczek, baru, czy sklepu). Za to w Pizzeria Napolitana Restaurante (przy Plaza de Armas 25 de Mayo) podają Cerveza Sureña oraz dobrą kawę :)
Kolejne miasto, do którego zmierzaliśmy to oczywiście Uyuni, ale po drodze postanowiliśmy zatrzymać się jeszcze na jeden dzień w Potosi, które słynie głównie z góry Cerro Rico, kopalni Cerro Rico de Potosi, gdzie wydobywano srebro (obecnie cynk i ołów) oraz kolonialnej architektury, gdzie znajduje się kilka kościołów. Potosi jako miasto w całości zostało wpisane na listę UNESCO i jest jednym z 7 obiektów w Boliwii. Ciekawostką jest to, że zostało ono wpisane na listę światowego dziedzictwa "w zagrożeniu" (w sumie na świecie takich obiektów jest 56; stan na 2024 rok).
Wysiadamy niedaleko SERMA HOTEL i postanawiamy zapytać, czy mają dostępny nocleg. Oczywiście mieli i o dziwo dowiedzieliśmy się, że lepiej będzie jak nocleg zarezerwujemy przez Booking.com - wyjdzie taniej :P Sam hotel ofertuje niezłą panoramę na Cerro Rico de Potosi.
Wieczorem postanawiamy wyskoczyć coś zjeść i przy okazji zwiedzić miasto. Poniżej lista ciekawych obiektów:
- Templo de Jerusalen
- Iglesia San Lorenzo de Carangas,
- Torre de la Compania de Jesus,
- Casa Nacional de Moneda de Bolivia,
- Catedral Metropolitana Basilica de Nuestra Senora de la Paz,
- Iglesia de San Francisco.
Następnego dnia organizujemy transport do Uyuni i tutaj była mała zamota. Wsiedliśmy do colectivo, które jechało do dworca autobusowego na samej północy Potosi (Terminal de Buses Potosi), a tam okazało się, że nie ma busów do Uyuni, ponieważ one odjeżdżają z Antigua Terminal de Buses, który ... znajduje się niecałe 200 m od SERMA HOTEL :P Straciliśmy trochę czasu na dojazdy + odjechał nam zaplanowany bus, ale na szczęście były kolejne.
Do Uyuni docieramy jeszcze o sensowej porze, meldujemy się w Hotel Rey David i udajemy się na miasto w poszukiwaniu agencji, która organizuje wycieczki na Salar de Uyuni. Odwiedzamy 3 lub 4 agencje i od razu widzimy zależność - jeśli jesteś gringo i chcesz wycieczkę z przewodnikiem w języku angielskim, to musisz dodatkowo zapłacić :) Różnica nie jest mała - przykładowo 6 osobowa wycieczka z współdzieloną łazienką i przewodnikiem w języku hiszpańskim to koszt 120 USD, a w języku angielskim to już koszt 190 USD + 30 USD za wjazd do parku narodowego (wszystko per osoba).
Przy wyborze wycieczki zastanawialiśmy się jeszcze, czy nie wynająć auta samemu i zwiedzić wszystkie atrakcje indywidualnie (m.in. tak zwiedzieliśmy w 2021 roku Pustynię Atacama w Chile), ale ostatecznie zrezygnowaliśmy z tego pomysłu. Aby dotrzeć we wszystkie fajne miejsca trzeba wynająć sensowe auto (zwykły sedan może nie wystarczyć na jazdę po słonym jeziorze i drodze szutrowej przez 3 dni), samemu wstawać przed świtem, ogarnąć tanio noclegi i jedzenie oraz nie utknąć po drodze to wyjdzie nawet drożej niż kupienie zorganizowanej wycieczki.
Ostatecznie decydujemy się na zakup od SKYLINE TRAVELLER UYUNI - wycieczka była tańsza niż ww. oferty, a Pani, z którą rozmawialiśmy była bardzo miła, nie krytykowała innych agencji oraz nie próbowała nam niczego wcisnąć (np. uczciwie wspomniała, że w danym okresie lub po większym deszczu nie da się dojechać do Isla Incahuasi). Start następnego dnia w okolicy godziny 10.
Tego dnia ogarniamy jeszcze gotówkę w Banco FIE, którego bankomaty były bezprowizyjne oraz udajemy się do restauracji Tika Restaurante en Uyuni, która znajduje bo drugiej stronie ulicy od hotelu Rey David. Zamawiamy tam bardzo dobre jedzenie:
- K’alaphurka - typowa kukurydziana zupa z regionu Potosi, która podana na (bardzo) gorąco wgląda jak wulkan wyrzucający lawę,
- Pasteo de llama - grillowane mięso lamy podane z ryżem i smażonymi warzywami.