0
Ancyna 1 stycznia 2025 15:28
1.jpg


Godziny otwarcia to 10:00 am - 2:00 pm, ceny:


20241108_102107.jpg


Po drodze mijamy Hamelin Pool, gdzie znajdują się jedne z najstarszych organizmów na Ziemi – stromatolity. Brzmi kosmicznie, ale niestety - pomost widokowy został zniszczony przez cyklon Seroja w 2021 roku i do tej pory nie został naprawiony. Można co prawda zobaczyć stromatolity z brzegu, ale my decydujemy się jechać dalej.

Kolejny przystanek – Shell Beach. To jedno z niewielu miejsc na świecie, gdzie plaża nie jest z piasku, a z miliardów maleńkich muszelek. Miejsce wygląda naprawdę bajecznie.


2.jpg


Warto przystanąć jeszcze kawałek za plażą. Z punktu widokowego Eagle Bluff Lookout naprawdę widać rekiny:)


20241108_155655.jpg


Nie mogę pominąć polecajki - tankując w Danham można ogarnąć i paliwko i obiad w wyjątkowej cenie i nawet magnes:) (Wbrew pozorom nie żywimy się tylko fish&chips. Ale prawie ;-)


20241108_164557.jpg



20241112_212327.jpg


Wreszcie docieramy do Monkey Mia. To miejsce znane z dzikich delfinów, które od lat przypływają tu, by dostawać rybki od ludzi. Historia zaczęła się w latach 60., gdy pewien rybak zaczął dzielić się połowem, a teraz stoi tu spory kurort z basenami, barami i hotelem.


20241108_182249.jpg


Wieczorem obserwujemy żółwie, pelikany i papugi. Galah, czyli różowe kakadu, przesiadują na drzewach, kręcą się po okolicy i głośno skrzeczą.


20241108_183752.jpg


Rano sprawdzamy na własnej skórze, czy warto płacić za "dolphin experience". W skrócie – niekoniecznie.


20241109_075148.jpg


Ludzie stoją po kostki w zimnej wodzie, czekając, aż łaskawie wybrani zostaną do nakarmienia delfinów (właściwie to chyba nikogo nie wybrano). My poszliśmy na pomost – widok ten sam, a za darmo! Być może w sezonie, gdy tłumy się kłębią, może to mieć jakiś większy sens.


20241109_081149.jpg



Po delfinach czas ruszyć w dalszą drogę. Po 200 km zatrzymujemy się w Billabong Roadhouse – klasycznym przystanku na trasie. To jedno z tych miejsc, gdzie można zatankować, zjeść coś ciepłego i chwilę odpocząć przed dalszą drogą. Przeglądając menu,


20241109_115700.jpg


dochodzimy do wniosku, że po takiej skondensowanej dawce atrakcji w ostatnich dniach nie mamy już sił na kolejne intensywne zwiedzanie. Planowaliśmy odwiedzić Kalbarri National Park, ale zmęczenie daje się we znaki. To podobno jedno z najpiękniejszych miejsc w regionie – spektakularne wąwozy, formacje skalne jak Nature’s Window, platforma widokowa Kalbarri Skywalk oraz klify na wybrzeżu, skąd można podziwiać wieloryby (w odpowiednim sezonie). Ale nie mamy chwilowo siły robić nic spektakularnego ;-) Poza tym, na jakiś porządny trekking po wąwozach i punktach widokowych zwyczajnie nie starczyłoby nam już czasu. Może kiedyś tu wrócimy!
Wieczorem docieramy w okolice Geraldton, na darmowy kemping (właściwie plac dla kamperów z dostępem do łazienek z zimnym prysznicem) nad oceanem, znaleziony dzięki aplikacji WikiCamps. Nasza podróż byłaby znacznie trudniejsza bez tej apki. Można w niej znaleźć darmowe lub tanie miejsca na nocleg, z opiniami i zdjęciami użytkowników, ciekawe punkty, stacje benzynowe. Działa oflajnowo, w odróżnieniu od darmowego Camper Mate. Warto wydać te parę dolarów. Tymczasem instalujemy się tutaj
https://maps.app.goo.gl/RzTULify2kpNEUV79 i idziemy nad ocean.


20241109_160246.jpg


Plaża wygląda trochę bardziej jak nad Bałtykiem – fale, morska bryza i trochę chłodniejsze powietrze. Na piasku leży coś dziwnego – przezroczyste, galaretowate… Meduza? Jakiś morski stwór? Nie wiem, ale wygląda tajemniczo. Ktoś podpowie? Sporo ich tam.


20241109_160536.jpg



10 listopada - Stromatolity, pustynia i pierwszy kangur


Kolejny dzień w drodze.


Screenshot_20241110_123538.jpg


Po drodze mijamy Coolimba & Leeman Lake, które wygląda jak miejsce z innej planety. Doczytuję później, że to okresowe, słone jezioro.


20241110_123457.jpg


Dojeżdżamy do Lake Thetis, czyli jednego z niewielu miejsc na świecie, gdzie można zobaczyć stromatolity – żywe skamieniałości sprzed tysięcy lat. Są jednymi z najstarszych form życia na Ziemi. Były tu zanim pojawiły się dinozaury!


20241110_135452.jpg


Całe jezioro można obejść dookoła – to około 2 km przyjemnego spaceru.

https://youtu.be/wHFgxaHqhuE


20241110_141253.jpg


I wreszcie! Pierwszy żywy kangur :) Do tej pory wszystkie, które widzieliśmy, leżały na poboczach australijskich dróg:( W końcu jednak trafiamy na żywego osobnika. A nawet trzy, wszystkie w okolicy Thetis.


20241110_160645.jpg


Wjeżdżamy do Pinnacles Desert, jednej z najbardziej niezwykłych atrakcji Australii Zachodniej. Setki wapiennych kolumn wyrastają z żółtego piasku, tworząc krajobraz rodem z innej planety. Park Narodowy Nambung, w którym się znajdujemy, oferuje zarówno piesze trasy, jak i trasę samochodową, którą można przejechać pomiędzy formacjami. Bilet wstępu jest liczony za samochód.


20241110_143654.jpg


Naukowcy nie są zgodni co do genezy tych skał. Jedna z teorii mówi, że powstały z muszli morskich sprzed milionów lat, inna – że to pozostałość po dawnych lasach, gdzie wapienne osady zastąpiły drewno.


20241110_152155.jpg


Przy Pinnacles Desert znajduje się niewielkie muzeum poświęcone ekosystemowi regionu i jego geologii. Poza eksponatami związanymi z fauną i florą natrafiamy na… wystawę karaluchów.


20241110_144611.jpg


Tym razem są martwe i za szkłem, co stanowi pewne udogodnienie w porównaniu do tych, które spotkaliśmy pierwszej nocy ;-)
Dzień kończymy w Caravan Park Lancelin, gdzie za 45 AUD mamy standardowy plac z prądem i dostępem do łazienek. Kemping położony tuż przy plaży z takim bajkowym do niej dojściem.


20241110_184853.jpg



11 listopada – Wydmy Lancelin, Yanchep National Park i finał relokacji kampera

Caravan Park Lancelin, w którym się zatrzymaliśmy, nie był przypadkowym wyborem. To świetna baza wypadowa do słynnych wydm Lancelin, które znajdują się tuż obok – można dojść pieszo, ale my, mając jeszcze do dyspozycji kampera, podjeżdżamy na parking.


20241111_090431.jpg


Pierwszy postój – Lancelin Sand Dunes, największe wydmy Australii Zachodniej. Śnieżnobiały piasek, który wygląda jak krajobraz rodem z Sahary.
Można tu wypożyczyć deski do sandboardingu, ale my już chyba mieliśmy wystarczająco dużo przygód w tym tygodniu.
Robimy krótki spacer, podziwiamy panoramę i ruszamy dalej – w kierunku Perth.


IMG_20241111_085621506.jpg



Kolejny przystanek – Yanchep National Park, jedno z nielicznych miejsc w Zachodniej Australii, gdzie można zobaczyć koale. Wstęp to 17 AUD za samochód, w pakiecie dostajemy nie tylko widok na te słodkie futrzaki, ale też kilka tras spacerowych oraz możliwość zobaczenia kangurów i emu.


IMG_20241111_105615176.jpg


Koale są w swoim żywiole - 90% czasu śpią, a resztę jedzą ;)
A my? No cóż… koale wyglądają na zrelaksowane, ale nasz kamper zaczyna się sypać – dosłownie. Na ostatniej prostej odpada element trzymający dach. Na szczęście konstrukcja się trzyma, ale lekki stres jest – czy wypożyczalnia się przyczepi?


20241111_122616.jpg


W Perth kończy się nasza przygoda z kamperem. NIe wiem jak to się stało, że przejechaliśmy 3400 km – 600 km więcej, niż przewidywał darmowy limit! Z lekką obawą oddajemy pojazd, ale okazuje się, że… Australijczycy naprawdę są wyluzowani. Pracownik patrzy na kampera, widzi usterkę i rzuca „No worries, mate”. Na licznik kilometrów chyba w ogole nie patrzy albo uznaje, że „It happens” ;-)
Zleca też zwrot pełnego depozytu – 1028 AUD (wraz z prowizją pobraną przy blokadzie na Revolucie) oraz 300 AUD za paliwo, które było częścią umowy relokacyjnej.
Pieniądze nie wróciły od razu – całość trafiła na konto po kilku dniach, co jest standardową procedurą w przypadku depozytów blokowanych na kartach. Na szczęście wszystko odbyło się bez żadnych problemów, a finalnie koszt całej relokacji zamknął się w symbolicznych kwotach.
Czy warto relokować kampera?
Po tygodniu możemy już uczciwie podsumować tę formę podróży.

Plusy
- Oszczędność pieniędzy
- Swoboda podróżowania – brak konieczności szukania hoteli, własny środek transportu, możliwość spania w pięknych miejscach.
- Unikalne miejsca – Ningaloo Reef, Pinnacles Desert, Zatoka Rekina, Lake Thetis – zobaczyliśmy mnóstwo rzeczy w krótkim czasie.

Minusy
- Czasu zawsze za mało – musieliśmy trzymać się harmonogramu, zamiast delektować się miejscami dłużej.
- Koszty paliwa – kamper 4WD to paliwożerna bestia.
- Brak elastyczności – terminy są sztywne, trzeba odebrać i oddać auto na czas.

Drive4free – czy to faktycznie kamper za 1 AUD dziennie?
No… prawie ).
- 6 dni – faktycznie 1 AUD/dzień
- Dodatkowy (opcjonalny) dzień – 75 AUD (więcej się nie dało dokupić)
- Opłata pośrednika – 39 AUD ( choć pośrednik https://coseats.com/campervan-relocation - chwali się, że jest to opłata zwrotna, to w praktyce nie jest to takie proste)
- Paliwo – 852 AUD, z czego 300 AUD wróciło

No ALE. Gdybyśmy chcieli tego kampera wynająć na taką trasę… to sam koszt wynajmu wyniósł by około 10 000 PLN. O połowę taniej byłoby gdyby wynająć w Perth i oddać w Perth, ale to nadal zdecydowanie więcej niż to co wydaliśmy;-)


Britz.PNG


https://www.britz.com/au/en

Podsumowanie – dla kogo relokacja?
- Dla oszczędnych podróżników – jeśli ktoś chce przejechać kawał Australii minimalnym kosztem, to świetna opcja.
- Dla tych, którzy nie boją się jeździć pod presją czasu – relokacja to wyścig z terminem, a nie leniwa podróż.
- Dla tych, którzy nie mają innego sposobu na transport – relokacje zdarzają się na trasach, gdzie komunikacja publiczna jest kiepska.

A dla kogo nie?
- Jeśli ktoś chce zatrzymywać się wszędzie na długo i planować trasę bez ograniczeń.
- Jeśli ktoś nie chce ryzykować z limitem kilometrów i terminami.
- Jeśli komuś przeszkadza „życie w kamperze” – spanie, gotowanie i organizacja dnia w małej przestrzeni.
Czy zrobilibyśmy to jeszcze raz? Tak, ale chętnie z większym zapasem czasu!
Bo Australia jest piękna, ale wymaga przestrzeni – nie tylko na mapie, ale i w planowaniu podróży.


20241108_183650.jpg


Tymczasem ruszamy do dobrze znanego nam Fremantle – miejsca, gdzie wreszcie możemy zwolnić tempo, odetchnąć i zastanowić się, co dalej.@AgaGy Powiem Ci, że to ciężka praca z tymi relacjami, nie wiem czy jeszcze się kiedyś zdecyduję ;-) Ale dzięki za miłe słowo.Fremantle Prison, Wave Rock, York, Perth

Siedzimy we Fremantle, miała być jedna noc na regenerację, ale przedłużyliśmy do dwóch. Wypoczywamy. Szacun dla Szoniego za prowadzenie auta przez te tysiące km … ja optymistycznie wyrobiłam sobie międzynarodowe prawo jazdy...ale nie odważyłam się zasiąść za kierownicą. No cóż, lepiej wychodzi mi prowadzenie na samolot ;-)
Po raz kolejny zmieniamy bezkosztowo rezerwację auta, za które ostatecznie płacimy w http://www.nobirds.com.au 272 AUD za “small hatchback”na 4 dni (w tym pełne ubezpieczenie).
Włóczymy się po miasteczku i odwiedzamy jego najsłynniejszy zabytek – Fremantle Prison. Więzienie zbudowane przez zesłanych tu w XIX wieku skazańców. Działało do 1991 roku.To największa budowla w Australii Zachodniej, wpisana na listę UNESCO.


Fremantle.jpg


Jest kilka wariantów wycieczek, nie można zwiedzać bez przewodnika. Koszt https://fremantleprison.com.au/tours/tour-prices/


20241112_150433.jpg


Po analizie prognozy porzucamy pomysł jazdy na zimniejsze południe i ruszamy do Golden Outback. Listopad to tu środek wiosny – w Perth jeszcze przyjemne temperatury, ale w głębi kontynentu będzie gorąco. Idealnie pod namiot:)


20241114_183248.jpg


I znowu w drodze! W sklepach grudzień, na polach sierpień, a na drogach wielkie brokuły. Taka to listopadowa Australia ;-)


2.jpg


Docieramy do Hayden, gdzie…
surfujemy w granicie,


IMG_20241113_184802038_HDR.jpg



20241113_184851.jpg


kąpiemy się w słonym basenie i Magicznym Jeziorze,


20241114_115057.jpg



20241114_121225.jpg


wchodzimy do paszczy hipopotama,


20241114_105701.jpg


a kangury to nam z ręęęki jedzo;)


IMG_20241114_130939988.jpg


I coś mi się tak zdaje, że stąd to już niedaleko do Narni... :)


20241113_183511.jpg


PS. tam pewnie jest tak samo...tylko bez much;)

Szczerze polecam te okolice, tu naprawdę jest co robić.

20241114_183143.jpg



Wave Rock to jedno z tych miejsc, gdzie można poczuć się jak na innej planecie. 15-metrowa i 110-metrowa skalna fala, którą natura rzeźbiła przez miliony lat, to dla ludu Noongar ślad wielkiego węża Wagyl, który według mitologii Aborygenów stworzył rzeki i jeziora. Geolodzy tłumaczą jej kształt nierównomierną erozją i działaniem wody, ale niezależnie od wersji, robi ogromne wrażenie.

Bardzo ciekawa jest 3,6-kilometrowa pętla wokół Wave Rock. Szlak prowadzi przez jeziora solne i pustynny krajobraz, mija się też malutkie lotnisko:)


20241114_111207.jpg



20241114_110805.jpg



20241114_122216.jpg



Po spacerze odwiedzamy Wildlife Park, gdzie kiedyś można było zobaczyć koale (choć niestety już ich tu nie ma). Park ma trochę przygnębiający klimat, choć daje możliwość zobaczenia lokalnej fauny – kangurów, emu i innych zwierząt. Ale drugi raz bym nie poszła, wolę je w naturze. Koszt biletu - 15 AUD.


20241114_125000.jpg


Zatrzymujemy się w Wave Rock Caravan Park na dwie noce, co jest naprawdę dobrym pomysłem. Nie mamy już ochoty na pośpiech. Zwiedzamy okolicę, zaprzyjaźniamy się z liczniejszymi tu pająkami


IMG_20241114_102940639.jpg


i chillujemy :)


20241114_140031.jpg



Nocowanie na campingach w namiocie jest jeszcze korzystniejsze cenowo niż w kamperze. Warto się tu https://waverock.com.au/accommodation/w ... avan-park/ zatrzymać, bo płacąc za nocleg opłacamy już też bilety na Wave Rock, Magic Lake i Mulca Cave. Dwie noce i te wszystkie atrakcje kosztują nas łącznie 90 AUD.

Powoli wracamy... Po drodze jeszcze Jaskinia Mulka

20241115_100737.jpg



20241115_100854.jpg


i cmentarz dla psów.


20241115_115946.jpg


I jednego kotka. Ja to rozumiem.


20241115_120441.jpg


Ostatnią noc postanawiamy spędzić w uroczym York, pierwszym mieście wewnątrz kontynentu w Zachodniej Australii. Osada miała być rolniczym zapleczem dla Perth, ale dziś zachwyca kolonialną architekturą.



Dodaj Komentarz

Komentarze (10)

ancyna 4 stycznia 2025 23:08 Odpowiedz
Szybko zauważyłam pewną niewygodną prawidłowość – nowe pojazdy pojawiają się na tych stronach zazwyczaj około 1 w nocy naszego czasu, kiedy w Australii właśnie zaczyna się dzień i Jack czy Lizzie wypiją już pierwszą kawę. Zdarzało mi się budzić w środku nocy, odświeżać stronki na telefonie, a potem wracać do łóżka. Sprawdzałam je także w ciągu dnia, w różnych miejscach i momentach. Nawet gdy trafiała się odpowiadająca mi oferta, samo kliknięcie „zarezerwuj” nie wystarczało – to był dopiero pierwszy krok. Rezerwacja musiała zostać zaakceptowana przez pośrednika i przekazana do wypożyczalni kamperów do ostatecznego zatwierdzenia. Minął tydzień, a ja wciąż bez sukcesu.Na dwa tygodnie przed terminem podróży zapadły decyzje: lecimy!Zabookowałam dwa noclegi w okolicach Perth: https://www.tripadvisor.com.au/Hotel_Re ... ralia.html - teoretycznie za 145 euro, ale wykorzystując 2 rewardsy od hotels zapłaciłam całe 112 zł ?, aktywując przy okazji ubezpieczenie turystyczne z karty Paribas Gold. Na drugi dzień po planowanym przylocie kupiłam bilety na prom na Rottnest Island - wyspę, którą koniecznie chciałam odwiedzić: https://www.sealink.com.au/ . Na 9 dni przed terminem dało się je kupić w całkiem promocyjnej cenie - 160 zł za osobę w dwie strony (płacąc Revolutem), w kwocie tej zawarta jest już opłata za wstęp. Zarezerwowałam też rowery na dzienny pobyt: https://ria.rentrax.io/nine, 86 zł pax. Odpowiedniego kampera nadal nie było, zaczęłam nastawiać się na wynajem auta na prawie cały okres pobytu i spokojną podróż wzdłuż oceanu aż do Exmouth. Właściwie to zaczęła mnie pociągać wizja jazdy bez większego planu, przed siebie, tyle ile będzie się chciało. Nie pędzić, a powoli delektować się tym ogromnym krajem. I tak całego nie zobaczę, chcę odpocząć - myślałam. Wtedy przyszło mi do głowy by pogadać o tej wyprawie z AI. Co się okazało? Że to co robiłam wcześniej godzinami (a nawet czasem tygodniami), Sztuczna Inteligencja ogarnia w parę sekund. Że moją rolą jest tylko odpowiednio zdefiniować swoje potrzeby, klarownie jej to wytłumaczyć i zweryfikować czy nie gada głupot. Muszę stwierdzić, że jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tej nowej rzeczywistości, w której rzucam hasło typu “atrakcje po drodze” i dostaję obszerny plan podróży i na koniec jeszcze dobrotliwe rady typu:"Sprawdzajcie prognozy pogody i warunki drogowe przed wyjazdem.Pamiętajcie o odpowiednim zapasie paliwa, zwłaszcza w mniej zaludnionych rejonach.Dajcie znać, jeśli potrzebujecie jeszcze jakichś zmian lub dodatkowych informacji!"Świat oszalał ;-) Tymczasem AI pstryknęła cyfrowymi palcami i wyrzuciła z siebie:Dzień 1: 3 listopada – Perth do Cervantes09:00 – Wyjazd z Perth.11:00 – Wydmy w Lancelin – przystanek na krótki spacer po imponujących białych wydmach.12:00 – Wyjazd do Cervantes (60 km, 45 min).12:45 – Lunch w Cervantes (np. Lobster Shack – znana z lokalnych owoców morza).14:00-16:00 – Zwiedzanie Pinnacles Desert w Nambung National Park (unikalne formacje skalne w piasku).16:30 – Zakwaterowanie: Cervantes Pinnacles Motel lub alternatywa: Cervantes Lodge Backpackers (tańsza opcja, od 50 AUD/os.).18:00 – Kolacja: Seafood Delights – popularne miejsce z owocami morza i lokalną kuchnią.Dzień 2: 4 listopada – Cervantes do Geraldton09:00 – Wyjazd z Cervantes.10:30 – Lesueur National Park (krótka wycieczka po parku, słynącym z bogactwa roślinności, zwłaszcza dzikich kwiatów).12:00 – Wyjazd do Geraldton (100 km, 1 godzina).13:15 – Lunch w Salt Dish – budżetowe dania z lokalnymi składnikami.14:30-15:30 – Zwiedzanie: HMAS Sydney Memorial – imponujący pomnik marynarki wojennej.16:00-17:00 – Zwiedzanie Point Moore Lighthouse – krótki spacer i wizyta przy latarni morskiej.17:30 – Zakwaterowanie: Geraldton Backpackers on the Foreshore lub alternatywa: Chapman Valley Eco Farm Stay – budżetowy nocleg na farmie (od 60 AUD/os.).18:30 – Kolacja: Jaffle Shack – lokalna knajpka serwująca niedrogie dania.Dzień 3: 5 listopada – Geraldton do Hamelin Pool09:00 – Wyjazd z Geraldton.12:00 – Toolonga Nature Reserve (krótka wycieczka, jeśli są asfaltowe drogi, malownicze tereny naturalne, dobre na krótki postój).13:00 – Przejazd do Hamelin Pool (100 km, 1 godzina).14:00-15:30 – Zwiedzanie stromatolitów w Hamelin Pool (najstarsze żywe organizmy na świecie).16:00 – Zakwaterowanie: Hamelin Pool Caravan Park lub alternatywa: Monkey Mia Dolphin Resort).18:30 – Kolacja w restauracji kempingowej.Dzień 4: 6 listopada – Hamelin Pool do Monkey Mia09:00 – Wyjazd z Hamelin Pool.09:30-10:00 – Shell Beach (niesamowita plaża pokryta miliardami muszelek, spacer wzdłuż brzegu).10:30 – Eagle Bluff Lookout (krótki przystanek na widoki z klifu na Shark Bay).12:00 – Lunch w Denham (polecana knajpa: Shark Bay Takeaway – niedrogie ryby i frytki).14:00 – Przyjazd do Monkey Mia.15:00-16:00 – Relaks na plaży, ewentualnie krótki spacer.17:00 – Zakwaterowanie: Monkey Mia Dolphin Resort lub Denham Seaside Tourist Village (alternatywa w Denham).18:30 – Kolacja w hotelowej restauracji.Dzień 5: 7 listopada – Monkey Mia - Carnarvon06:30-07:30 – Poranne karmienie delfinów w Monkey Mia (organizowane przez WA’s Department of Parks and Environment).09:00 – Wyjazd do Carnarvon (300 km, 3,5 godziny).12:30 – Lunch w Carnarvon (np. Harbourside Cafe – popularna lokalna kawiarnia z widokiem na port).14:00-16:00 – Spacer po Fascine – malowniczy nadbrzeżny deptak, i wizyta na One Mile Jetty (historyczny pomost).17:00 – Zakwaterowanie: Carnarvon Motel lub alternatywa: Farmstay w Carnarvon (np. Outback Oasis Caravan Park, opcje budżetowe).18:30 – Kolacja w Gascoyne Junction Pub & Cafe.Dzień 6: 8 listopada – Carnarvon do Coral Bay09:00 – Wyjazd z Carnarvon.12:00 – Przyjazd do Coral Bay.12:30 – Lunch w Bill's Tavern – budżetowa restauracja, popularna wśród turystów.13:00-17:00 – Relaks i snorkelling na plaży w Coral Bay.17:00 – Zakwaterowanie: Ningaloo Coral Bay Backpackers lub alternatywa: Coral Bay Eco Lodge.18:30 – Kolacja w Ningaloo Reef Cafe.Dzień 7: 9 listopada – Coral Bay (Ningaloo Marine Park)09:00 – Dzień wycieczek: snorkelling w Turquoise Bay, kajakowanie w Osprey Bay.12:00 – Lunch na plaży (piknik).13:00-17:00 – Eksploracja Jurabi Turtle Center.17:00 – Powrót na nocleg: Ningaloo Coral Bay Backpackers.Dzień 8-9: 10-11 listopada – Coral Bay do Exmouth09:00 – Wyjazd do Exmouth (200 km, 2 godziny).11:00-17:00 – Zwiedzanie Cape Range National Park.17:00 – Zakwaterowanie: Potshot Hotel Resort.18:30 – Kolacja: Whalebone Brewing Company Dzień 10: 12 listopada – Exmouth do Kalbarri09:00 – Wyjazd z Exmouth.15:00 – Przyjazd do Kalbarri (snorkelling, papugi).17:00 – Zakwaterowanie: Kalbarri Palm Resort.Dzień 11: 13 listopada – Kalbarri National ParkCały dzień na zwiedzanie parku (szlaki, punkty widokowe).Dzień 12: 14 listopada – Kalbarri do Yanchep09:00 – Wyjazd do Yanchep.Dzień 13: 15 listopada – Yanchep National Park- PerthPrzyznam, że czasu na szczegółową weryfikację mi zabrakło ale i tak nie zamierzałam się trzymać sztywno tego pieczołowicie rozpisanego harmonogramu ;-) Tymczasem na 5 dni przed wylotem obudziłam się bladym świtem i jak co dzień zajrzałam na strony z relokacjami. I.. JEST! Wymarzony, wyczekany, teraz już się uda, czuję to! Co prawda nie z Exmouth, a z Broome, ale to nawet lepiej – stamtąd łatwiej ogarnąć lot powrotny. Po szybkim sprawdzeniu, że Virgin Australia proponuje akceptowalną cenę, w moim zaspanym mózgu wszystko złożyło się w jedną całość. Dobra, klikam! Serce bije mi tak mocno jakbym jakimś cudem zdecydowała się przebiec maraton, mijają długie sekundy. Nerwowo odświeżam skrzynkę i jest:) Mail od Transfercar z info: “Your relocation request has been accepted” :)) i za chwilę drugi z oficjalnym potwierdzeniem Britza o zaakceptowaniu relokacji. Yess!Odbiór dwuosobowego kampera 2 listopada z Broome, zdanie 8 listopada w Perth. No dobra, to teraz lot Perth-Broome, ceny nie powalają, 900 zł za osobę (z bagażem), no ale na parę dni przed datą podróży raczej niczego lepszego spodziewać się nie mogę. Pierwszego listopada jesteśmy na Rottnest, to wybieram na drugiego. Kupuję. I wtedy się budzę ;-) A właściwie dobudzam i przyglądam się wnikliwiej temu co ja właściwie zrobiłam. Uświadamiam sobie, że:- przylot do Broome jest o 13:55, a wypożyczalnia Britza czynna jest do 15, w dodatku wcale nie jest na samym lotnisku a kilka km od niego (choć Transfercar oznaczył ją jako Broome Airport), więc najmniejsze opóźnienie może pokrzyżować nasze plany- mamy tylko 7 dni na dotarcie do Perth, a w ten sposób tracimy prawie cały pierwszy, jechać można tylko do zachodu słońca, potem jazda nie jest bezpieczna (zwierzęta na drogach) i nie działa ubezpieczenie- właśnie zapłaciłam 1800 zł za bilety do Broome, którego nawet nie zdążymy zobaczyć, bo natychmiast trzeba ruszać w trasęMoja radość ulotniła się bezpowrotnie ale liczyłam jeszcze na możliwość odkręcenia całej sytuacji, wysłałam na wszelkie możliwe maile wiadomość z pytaniem czy może moglibyśmy odebrać to auto choć dzień później, jednak niestety nie doczekałam się żadnej odpowiedzi. Postanowiłam szukać dalej i w ostateczności anulować tę niefortunną rezerwację, co wiązałoby się jednak z utratą opłaty, którą pośrednik pobrał w ramach zabezpieczenia - 90 AUD (ok. 240 zł), pobrane po zaakceptowaniu relokacji. No trudno, cóż zrobić. Ale póki co żadna nowa oferta na trasę z Broome się nie pojawiała i radość ze zbliżającego wyjazdu zatruła mi wizja opóźnień Virgin Airlines, odbiór auta prawie tuż przed zmrokiem, a gdzie tu jeszcze jakieś zakupy na drogę, nie mówiąc już o pozwiedzaniu okolicy :( A potem pędzenia przed siebie by zdążyć na czas do Perth, bo jak nie dotrzemy do 8 listopada, to musimy liczyć się z karą - 150 AUD jeśli nie dotrzemy ostatniego dnia do 15:00, a 1000 jeśli będzie to po 16:00 lub później. A trasa, którą mieliśmy pokonać to około 2800 km, niemało jak się chce jeszcze coś zobaczyć, a nie być tylko kierowcą Britza, w dodatku bez pensji i za swoje paliwo ;-) No to sobie załatwiłam chillout i odpoczynek w Australii ;-) Nie wiedząc co nas tam ostatecznie czeka i czy nie będziemy musieli wracać z tego Broome np. na stopa, postanowiliśmy odświeżyć trochę nasz ekwipunek turystyczny i ostatecznie do Australii wybraliśmy się z ogromnymi (jak na dzieci tanich linii i bagaży podręcznych) plecakami, namiotem szybkorozkładalnym, pompowanymi materacami, a także płetwami, maskami i całą resztą “normalnego” bagażu. Trochę koszmar ;-) Plecaki ważyły 13 i 15 kg (plus podręczny) – zdecydowanie nie mój styl pakowania.Zbliżał się dzień wylotu.
tropikey 5 stycznia 2025 12:08 Odpowiedz
Napięcie rośnie :)Z niecierpliwością czekam na wyjaśnienie: "zdążą, czy nie?". Tak, czy inaczej wyczuwam tu bogate źródło inspiracji na kolejny wyjazd :)
mania-turowska 12 stycznia 2025 23:08 Odpowiedz
To jest jak dziennik pokładowy jakiegoś Cooka czy Amundsena!!! :o I wiecie co? Jeśli ktoś z Was wybiera się do Australii, to może zaufać Ancynie w 200%. Wiem, bo to moja osobista siostra. Jak ona coś zaplanuje, to nawet "bieg wydarzeń" (nieoczekiwane zwroty akcji, które też przecież lubimy w podróżach) się nie przeciśnie! Ale akurat pośród interioru lepiej, by nic się nie popsuło. Jeszcze nie wiem jak, ale w końcu odwiedzę Land Down Under. Byłoby głupio przeżyć życie i nie zobaczyć ani jednej kuoki.
ancyna 12 stycznia 2025 23:08 Odpowiedz
Dzięki Sorella, miło Cię tu widzieć :* :)
bbartekk2 19 stycznia 2025 12:08 Odpowiedz
-- 19 Sty 2025 11:24 -- Świetnie się czyta i ogląda zdjęcia szczególnie że byliśmy na zachodzie Australii w listopadzie 2024. Niestety nie udało się z relokacją, natomiast może następnym razem. -- 19 Sty 2025 11:35 -- Świetnie się czyta i ogląda zdjęcia szczególnie że byliśmy na zachodzie Australii w listopadzie 2024. Niestety nie udało się z relokacją, natomiast może następnym razem.
ancyna 19 stycznia 2025 17:08 Odpowiedz
@bbartekk2 Może się gdzieś minęliśmy:)Dzięki za komentarz, motywujące. To również do @tropikey :)Siadam do kolejnego odcinka, choć już wena juz gdzieś w kolejnych podróżach ;-) Ale nie chcę by szczegóły tej podróży zaginęły gdzieś w odmętach mojej pamięci.
agagy 25 stycznia 2025 23:08 Odpowiedz
Oszczędnie dozujesz odcinki, a tak fajnie piszesz. Super podróż.
ancyna 28 stycznia 2025 12:08 Odpowiedz
@AgaGy Powiem Ci, że to ciężka praca z tymi relacjami, nie wiem czy jeszcze się kiedyś zdecyduję ;-) Ale dzięki za miłe słowo.
klapio 8 lutego 2025 17:08 Odpowiedz
Skończyłem czytać, super relacja :) Ale narobiłaś ochoty na Australię! :)
ancyna 8 lutego 2025 23:08 Odpowiedz
@klapio Ja już mam ochotę wracać, ma to COŚ :) Dzięki za przeczytanie i miłe słowo.