Rano nie spieszymy się, mamy dużo czasu. Trzeba się spakować, co nie jest takie proste, bo mamy tylko 2 bagaże podręczne, a kupiliśmy już sporo pamiątek. Jeszcze ostatnie pożegnanie z rybkami:
Jedziemy taxi do Da Nang. Na dłuższe zwiedzanie nie mamy czasu, prosimy kierowcę by zostawił nas przy moście z smokiem:
I idziemy do dworca na piechotę. Jest tak sobie, duży ruch i hałas. Nie wiem skąd dobre opinie o Da Nang, że to takie przyjazne i zielone miasto. Szkoda, że akurat dziś jest najlepsze słońce:
Docieramy w okolice dworca z dużym wyprzedzeniem więc siadamy w pobliskiej kawiarni. Niestety nasz pociąg ma przynajmniej pół godziny opóźnienia, ale gdy wreszcie ruszył ogłoszono, że w składzie jest wagon z lokalną kulturą i zapraszają.
Idziemy więc do wagonu rozrywkowego, a tam prawie sala balowa: sklepik z jedzeniem i pamiątkami oraz śpiewy na żywo:
Nawet to fajne. Potem wjeżdżamy w najciekawszy widokowo odcinek w którym pasmo górskie wchodzi w morze. Dużo tuneli, zakrętów i zielono. Droga przez to pasmo górskie prowadzi wyżej, przez przełęcz Hai Van. I droga i trasa kolejowa mają opinię bardzo malowniczych. Na drodze dawno temu kręcono jeden z odcinków Top Gear:
Dojeżdżamy do Ga Lang zaraz za górami i mamy długi postój. Wyjaśniło się dlaczego nasz pociąg jedzie dłużej niż inne. Ma niższy priorytet i puszcza wszystkie inne. Gdy inne mają opóźnienia nasz też bierze je na siebie. Dzielny jest. Mamy więc czas na spacer.. dużo czasu:
Do Hue docieramy już po zmroku. Idziemy na piechotę do hotelu bo to blisko.
Nie, nie do tego powyżej, to nie nasz. Ale nasz też jest niezły. Mamy apartament na 8 piętrze z fajnym widokiem:
Nasz hotel nazywa się Biały Lotos
;) Upatrzyłem go już dawno temu, bo wyróżniał się relacją jakości do ceny, ale polowałem na jakieś zniżki i w końcu upolowałem. Mamy pokoje łączone z widokami na 3 strony świata.
Hue rano wita nas widokami na miasto. Hue znajduje się blisko dawnej granicy pomiędzy Wietnamem pólnocnym i południowym, wielokrotnie było areną bitew i dlatego dużo jest tutaj nowych budynków, a ulice szersze:
Śniadanie hotelowe jest bardzo dobre, duży wybór, duża sala. Widzimy, że większość gości hotelowych to Chińczycy. Obojętnie jakie będą prognozy niebo rano i tak zrobi się zamglone. Nie wybrzydzamy i idziemy zwiedzać. Podczas trwającej wiele wieków okupacji Wietnamu przez Chiny tutaj była rezydencja cesarzy. Podczas wojen większość zabudowy pałacu została zniszczona, oglądać można raczej rekonstrukcje, ale i te robią wrażenie:
Wizualnie ciekawsze są poukrywane w okolicach Hue mauzolea. Zachowały się lepiej i otoczone są zielenią, a nie ogromnymi placami. Odwiedzamy jedno z bardziej znanych, poświęcone cesarzowi Tu Duc:
Połowę czasu przeznaczonego na zwiedzanie poszło na karmienie rybek:
Wracając zatrzymujemy się jeszcze w pobliskiej starej buddyjskiej świątyni Chua Tu Hieu:
@FUX Nasz wyjazd to był 16-29 stycznia
;)
Nastepnego dnia po sniadaniu mamy lot do Hanoi. Na śniadanie idziemy wcześniej, właśnie wschodzi słońce.
Potem szybko Grab na lotnisko. Hue to niewielkie miasto, lotnisko jest blisko. Odlatujemy z nowego terminala, wygląda dobrze. Z ciekawości czytam o kosztach budowy i są stosunkowo niskie jak na ten rozmach, a nie korzystano przy tym z pomocy inwestorów zagranicznych. Poznań mógłby się uczyć:
Lot trwa około 1h, dostajemy tylko napoje. Gdy lądujemy w Hanoi miasto pogrążone jest w chmurach. Lotnisko jest dosyć daleko od miasta, po jego północnej stronie, ale dojazd jest dobry. Łapiemy Graba i jedziemy do centrum. Obrazy miasta przy tej pogodzie nieco przerażają:
Większość ludzi szuka noclegu w starej dzielnicy, ale nam był potrzebny w zasięgu spaceru od dworca i to był dobry wybór. Hotel dał nam upgrade do apartamentu i od razu wszystko wygląda lepiej:
To bardzo fajny i przyjemny hotel:
Idziemy na miasto. Hanoi potrafi przytłoczyć i zauroczyć jednocześnie. Z jednej strony jest hałas i duży nieskoordynowany ruch na ulicach, nie jest zbyt czysto, a z drugiej jest dużo zieleni i niektóe miejsca są bardzo klimatyczne. To miasto tętni życiem.
Blisko hotelu mamy kolejową uliczkę. W Hanoi są dwie takie. Oryginalna to ta na południe od dworca, tam pociągi jeżdżą często i dlatego miasto niechętnie widzi tam turystów. Dla turystów jest druga uliczką, gdzie pociąg jedzie tylko 2-3x dziennie i dużo tam knajp, dużo turystów. Wygląda kiczowato, dlatego uciekamy.
Później zwiedzamy cytadelę. Obszar gdzie kiedyś stało zakazane miasto z pałacem cesarskim. Tutaj była siedziba chińskiego cesarza do czasu przeniesienia stolicy do Hue na przełomie XVIII i XIX wieku, być może z powodu zniszczeń wojennych w tym okresie. Pozostałości rozebrali francuzi.
W oddali widać pałac prezydencki (wybudowany jako dom dla francuskiego gubernatora):
Największe w Hanoi jezioro:
Wracamy przechodząc obok mauzoleum Ho Chi Minha. Podobno regularnie robią mu wycieczki do Moskowy gdzie podawany jest zabiegom bardziej doświadczonych balsamistów.
I nowu mgła zaczyna się przerzedzać, ale już tak nie do końca. Świątynia na jednej nóżce:
Niektóre ulice Hanoi wyglądają nieco nieprzyjaźnie:
Najfajniejsza jest Świątynia Literatury gdzie udaje się nam wejść jako ostatnim, bo właśnie zamykali. Obecny kompleks to koniec XVIIIw, ale świątynia i związana z nią szkoła dla urzędników zaczęły działać prawie 1000lat temu. Zbliża się wietnamski nowy rok i z tej okazji wszyscy robią sobie zdjęcia.
Gwiazdki na mapie porobione. Wszędzie nie dało się być. Wietnam jest ok.W samym Hanoi było mgliście ale bez deszczu. Bardzo nam się podobało. Inny świat.
Jak wyjazd odbierały dzieci? Co dzieciom najbardziej podobało się w trakcie wyjazdu?Czy dzieci doceniały inność kultury, jedzenia , zabytków etc i fakt bycia w egzotycznej Azji?
Zauwazylem ze oni totalnie nie czytaja odmiennosci kulturowej. Wiekszosc tego co widza nie odbieraja jako duza odmiennosc. Czasem pytaja o jakis szczegol ale dla nich nie jest to cos bardzo odmiennego. Szoku nie ma.W ogole dzieci z roznych czesci swiata potrafia szybko sie porozumiec i od razu razem bawic.Dzieci podchodza do wyjazdow zupelmie inaczej.Przynajmniej moje. Im wisi gdzie leca. Liczy sie to co ich wkreci i rozbawi. Wiec (kolejnosc przypadkowa)- ekrany w SQ- ryby w stawach (szczeglnie karmienie i jak ryby sie bija o jedzenie)- malpy kradnace jedzenie, a najbardziej te napadjace na tuktuki- robot zbierajcy naczynia na tace w saloniku na Changi- dojazd otwartym elektrycznym samochodzikiem z parkingu do ruin My Son- jaskinie w gorach Marmurowych- wagon kulturalny w pociagu ale tylko przez chwile- przypadkowo znaleziony lisc w formie maski na twarz- szlafroki w hotelach- kotki ktore machaja lapka w taksowkach- jazda rowerem w ninh binh- punkt widokowy w ninh binh (to ze sie spieszylismy zeby zdazyc przed zachodem slonca)- angkor wat (chyba jedyna powazna rzecz)- szukanie dinozaura w Ta Prohm- wlazenie na wysokie swiatynie- jazda tuk tukiem- wodospad na ChangiCo im sie nie podobalo?- lokalne jedzenie - ich zdaniem bylo obrzydliwe - za to lokalna pizza dla nich byla ok- zwiedzanie starych budynkow (poza Siem Reap)- halas i ruch na drogach w HanoiCiagnac watek to rok temu na wypadzie przez Hawaje, Guam i Japonie, podobalo im sie:- zwierzeta chodzace dookola domu w okolicy Hilo: kury, psy, male DZIKI - corka wspomina to jako swoje najwieksze przezycie wakacyjne, skonczylo sie na tym ze wszystkie psy z okolicy czekaly pod drzwiami.- plaze i fale na Oahu z taka mala deska do.plywania na brzuchu- mustang ale tylko przez chwile- komora w ktora sie wchodzilo a w niej byl wentylator niby symulujacy tornado (LA)- akwarium na Okinawie- przejazd kolejka z HanedyTego chyba nie da sie przewidziec, ani zaplanowac. Co dziwne w ogole nie rusza ich jetlag. Ich zdaniem to problem starych ludzi.
@AgaGy Ceny są zazwyczaj w miarę równe między 2200 a 3 200 zależy od serwisu myśmy w ubiegłym roku kupowali za 2700 z Poznania do Bangkoku na Singapur airlines więc godziwy serwis za rozsądne pieniądze
Trzeba polowac. BKK zwykle jest tanszy, ale potem trzeba dokupic osobne bilety. Na jednym bilecie Wietnam i Kambodze z regionow juz ciezki wylapac w dobrej cenie.
Problem z dolotem do innego państwa niż od razu do Wietnamu jest taki, że czasowo to ciut dłużej wychodzi, a my musimy się zmieścić w 13/14 dniach łącznie z lotami, wtedy już na miejscu zostaje mniej czasu. Ale może lepszy rydz niż nic.
;)
Dokladni z tego powodu szukalem lotow tylko na jednym bilecie i uznalem ze nieco ponizej 2900 na osobe jest ok.Wyszukiwarki srednio sobie radza z biletami SQ - czasem w ogole ich nie widza. Lepiej szukac bezposrednio na stronie SQ.
Dzięki za relację, jedziemy na ferie 2026. W kwestii lotów to braliśmy TK za niecałe 3000 z BER (było też WAW ale dla nas dalej) z wygodnymi przesiadkami i łącznym czasem podróży 15-17 godzin. Teraz tylko przyczaić się na loty wewnętrzne.
Świetny opis podróży i piękne zdjęcia. My wybieramy się z mężem i wnukiem (my 60+, wnuk 16 lat) do Azji w tegoroczne ferie zimowe. Już kilka razy podróżowaliśmy razem i jest fajnie. Podróżujemy z mężem sporo ale nie udało mi się do tej pory rozgyżć wizyt w salonikach lotniskowych. Czy ponosicie za to dodatkowe opłaty, czy korzystacie z nich bonusowo?
I tak I nie. Upraszczając:Są saloniki na karty dodatkowe (jak priority pass) I saloniki linii lotniczych. Te drugie można odwiedzić mając odpowiedni status w danym sojuszu bardzo lecąc w Business Class (lub first). Te pierwsze wymagają dodatkowej karty uprawniającej do wstępu. Część osób ma ją jako dodatek do karty kredytowej, część kupuje osobno. No i do niektórych z takich saloników można dokupić dostęp za gotówkę.
My w lutym zrobilśmy podobną trasę: Wroclaw-Singapur-Kambodża- Malezja-Singapur-Wrocław ale z Air France/KLM. Ciekawa wskazówka z Singapore Airlines, wyszukiwarka nie pokazywała nam takiej opcji, moze dlatego że szukalismy Premium Economy.
alag napisał:Podróżujemy z mężem sporo ale nie udało mi się do tej pory rozgyżć wizyt w salonikach lotniskowych. Czy ponosicie za to dodatkowe opłaty, czy korzystacie z nich bonusowo?Niektóre saloniki (te prowadzone przez linie głónie) są dostępne tylko dla pasażerów lecących w biznesie lub posiadających status w danej linii lub sojuszu (warunki zależą od programu lojalnościowego). Tak jest z salonikiem Polonez w WAW i salonikami LH w MUC, FRA.Są tez saloniki prowadzone przez lotniska lub w ogóle podmioty trzecie. Tam wstęp jest regulowany indywidualnie. Można wejśc płacąć (nie opłaca sie zwykle). Albo mając jakąś wejściówkę. I tu pojaia się najszerszy temat, bo istnieje wiele programów które dają takie wejściówki limitowane lub nie. Można je zdobyć kupując abonament lub są one dodatkiem do produktów bankowych. Najbardziej znanym jest chyba program Priority Pass. By móc wchodzić z rodziną mamy łącznie aż 5 takich kart, ja mam 3, żona ma 2. Chodzi o to, że mamy po 1 takiej bez limitów wejść, ale wtedy gość (dziecko) płaci i to się nie opłaca. Na wejścia limitowane, mamy pozostałe 3 karty i tam łącznie 18 wejść które można współdzielić z kimkolwiek. To co jak i gdzie się opłaca to już kwestia indywidualna.
Ja się właśnie zastanawiam bo pokazały się loty z POZ do HKG w RT na AF i KL za 542€ taryfa lite (bez rejestrowego) myślę ze bez problemu w granicach 120-150 $ uda się doloty do SGN lub HAN upolować i będzie całkiem fajna cena w feryjnym okresie. ( czy w ogóle taka cena 120-150$ jest osiągalna?)
Jedziemy taxi do Da Nang. Na dłuższe zwiedzanie nie mamy czasu, prosimy kierowcę by zostawił nas przy moście z smokiem:
I idziemy do dworca na piechotę. Jest tak sobie, duży ruch i hałas. Nie wiem skąd dobre opinie o Da Nang, że to takie przyjazne i zielone miasto. Szkoda, że akurat dziś jest najlepsze słońce:
Docieramy w okolice dworca z dużym wyprzedzeniem więc siadamy w pobliskiej kawiarni.
Niestety nasz pociąg ma przynajmniej pół godziny opóźnienia, ale gdy wreszcie ruszył ogłoszono, że w składzie jest wagon z lokalną kulturą i zapraszają.
Idziemy więc do wagonu rozrywkowego, a tam prawie sala balowa: sklepik z jedzeniem i pamiątkami oraz śpiewy na żywo:
Nawet to fajne. Potem wjeżdżamy w najciekawszy widokowo odcinek w którym pasmo górskie wchodzi w morze. Dużo tuneli, zakrętów i zielono. Droga przez to pasmo górskie prowadzi wyżej, przez przełęcz Hai Van. I droga i trasa kolejowa mają opinię bardzo malowniczych. Na drodze dawno temu kręcono jeden z odcinków Top Gear:
Dojeżdżamy do Ga Lang zaraz za górami i mamy długi postój. Wyjaśniło się dlaczego nasz pociąg jedzie dłużej niż inne. Ma niższy priorytet i puszcza wszystkie inne. Gdy inne mają opóźnienia nasz też bierze je na siebie. Dzielny jest. Mamy więc czas na spacer.. dużo czasu:
Do Hue docieramy już po zmroku. Idziemy na piechotę do hotelu bo to blisko.
Nie, nie do tego powyżej, to nie nasz. Ale nasz też jest niezły. Mamy apartament na 8 piętrze z fajnym widokiem:
Nasz hotel nazywa się Biały Lotos ;) Upatrzyłem go już dawno temu, bo wyróżniał się relacją jakości do ceny, ale polowałem na jakieś zniżki i w końcu upolowałem. Mamy pokoje łączone z widokami na 3 strony świata.
Hue rano wita nas widokami na miasto. Hue znajduje się blisko dawnej granicy pomiędzy Wietnamem pólnocnym i południowym, wielokrotnie było areną bitew i dlatego dużo jest tutaj nowych budynków, a ulice szersze:
Śniadanie hotelowe jest bardzo dobre, duży wybór, duża sala. Widzimy, że większość gości hotelowych to Chińczycy. Obojętnie jakie będą prognozy niebo rano i tak zrobi się zamglone. Nie wybrzydzamy i idziemy zwiedzać. Podczas trwającej wiele wieków okupacji Wietnamu przez Chiny tutaj była rezydencja cesarzy. Podczas wojen większość zabudowy pałacu została zniszczona, oglądać można raczej rekonstrukcje, ale i te robią wrażenie:
Wizualnie ciekawsze są poukrywane w okolicach Hue mauzolea. Zachowały się lepiej i otoczone są zielenią, a nie ogromnymi placami. Odwiedzamy jedno z bardziej znanych, poświęcone cesarzowi Tu Duc:
Połowę czasu przeznaczonego na zwiedzanie poszło na karmienie rybek:
Wracając zatrzymujemy się jeszcze w pobliskiej starej buddyjskiej świątyni Chua Tu Hieu:
Nasz wyjazd to był 16-29 stycznia ;)
Nastepnego dnia po sniadaniu mamy lot do Hanoi. Na śniadanie idziemy wcześniej, właśnie wschodzi słońce.
Potem szybko Grab na lotnisko. Hue to niewielkie miasto, lotnisko jest blisko. Odlatujemy z nowego terminala, wygląda dobrze. Z ciekawości czytam o kosztach budowy i są stosunkowo niskie jak na ten rozmach, a nie korzystano przy tym z pomocy inwestorów zagranicznych. Poznań mógłby się uczyć:
Lot trwa około 1h, dostajemy tylko napoje. Gdy lądujemy w Hanoi miasto pogrążone jest w chmurach. Lotnisko jest dosyć daleko od miasta, po jego północnej stronie, ale dojazd jest dobry. Łapiemy Graba i jedziemy do centrum. Obrazy miasta przy tej pogodzie nieco przerażają:
Większość ludzi szuka noclegu w starej dzielnicy, ale nam był potrzebny w zasięgu spaceru od dworca i to był dobry wybór. Hotel dał nam upgrade do apartamentu i od razu wszystko wygląda lepiej:
To bardzo fajny i przyjemny hotel:
Idziemy na miasto. Hanoi potrafi przytłoczyć i zauroczyć jednocześnie. Z jednej strony jest hałas i duży nieskoordynowany ruch na ulicach, nie jest zbyt czysto, a z drugiej jest dużo zieleni i niektóe miejsca są bardzo klimatyczne. To miasto tętni życiem.
Blisko hotelu mamy kolejową uliczkę. W Hanoi są dwie takie. Oryginalna to ta na południe od dworca, tam pociągi jeżdżą często i dlatego miasto niechętnie widzi tam turystów. Dla turystów jest druga uliczką, gdzie pociąg jedzie tylko 2-3x dziennie i dużo tam knajp, dużo turystów. Wygląda kiczowato, dlatego uciekamy.
Później zwiedzamy cytadelę. Obszar gdzie kiedyś stało zakazane miasto z pałacem cesarskim. Tutaj była siedziba chińskiego cesarza do czasu przeniesienia stolicy do Hue na przełomie XVIII i XIX wieku, być może z powodu zniszczeń wojennych w tym okresie. Pozostałości rozebrali francuzi.
W oddali widać pałac prezydencki (wybudowany jako dom dla francuskiego gubernatora):
Największe w Hanoi jezioro:
Wracamy przechodząc obok mauzoleum Ho Chi Minha. Podobno regularnie robią mu wycieczki do Moskowy gdzie podawany jest zabiegom bardziej doświadczonych balsamistów.
I nowu mgła zaczyna się przerzedzać, ale już tak nie do końca. Świątynia na jednej nóżce:
Niektóre ulice Hanoi wyglądają nieco nieprzyjaźnie:
Najfajniejsza jest Świątynia Literatury gdzie udaje się nam wejść jako ostatnim, bo właśnie zamykali. Obecny kompleks to koniec XVIIIw, ale świątynia i związana z nią szkoła dla urzędników zaczęły działać prawie 1000lat temu. Zbliża się wietnamski nowy rok i z tej okazji wszyscy robią sobie zdjęcia.