0
rob_sad 9 kwietnia 2025 15:15
Image

Image

Image

Image

Mocno zmęczeni wracamy do hotelu. A potem idziemy jeszcze poszukać jedzenia i sprawnego bankomatu. W Hue nie udało się wypłacić, tutaj też już 2 próby bez powodzenia, bo bankomaty albo nie działają, albo skończyła się w nich gotówka. Ale w końcu się udało.

Image

Image

Nasz hotel:

Image@FUX To my dotarliśmy do Hanoi 22 stycznia, a na 23 i 24 stycznia uciekliśmy do Ninh Binh i właśnie poniżej relacja z tych dni ;)
Pewnie o włos się mineliśmy lub byliśmy w Hanoi w tym samym czasie przez chwilę.
Nie wiem jak było w Hanoi 23 i 24 stycznia, ale 25 od rana padało i było bardzo brzydko ;)


Nastepnego dnia po sniadaniu ruszamy pociagiem do Ninh Binh. Głównym kryterium doboru hotelu była lokalizacja blisko dworca i dobre opinie w relacji do ceny. Hotel był rewelacyjny, sprawdził się bardzo dobrze. Całą okolica była świetna, intensywne życie miasta.
Jednak poranne przejście do dworca było już wyzwaniem, a to było mniej niż 1km ;)
Pociąg odjeżdża punktualnie. To tylko nieco ponad 2h jazdy. Na dworcu bierzemy Graba do hotelu, który nie jest daleko od miasta, ale jest już w górach otoczony przyrodą. Jesteśmy mocno przed godziną checkin. Nie było opcji dla 4 osób, więc świadomie wzieliśmy słabszy pokój na 3 osóby i lepszy bungalow na 2 osoby. Bungalow nie jest jeszcze dostępny, ale bez problemu dostajemy ten większy pokój przed czasem. Pan w recepcji szybko pomaga ułożyć nam plan zwiedzania na dziś i jutro. Do dyspozycji mamy rowery którymi możemy łatwo objechać większość atrakcji.
Niestety pogoda pozostawia wiele do życzenia. Spore chmury, które jak zwykle mają zanikać, ale nie wiadomo kiedy.
Trang An to miejsce atrakcyjne krajobrazowo, dużo małych stromych górek, a pomiędzy nimi pola ryżowe i rzeki. Zastanawialiśmy się czy jechać tutaj, czy do znanej zatoki Ha Long, ale w styczniu zatoka to mgły, a tutaj mamy szanse na lepsza pogodę. No i zatoka jest mocno skomercjalizowana, a Ninh Binh jeszcze nie. Większość turystów zatrzymuje się w miasteczku Tam Coc, na południowej stronie gór, gdzie jest lepsza oferta komercyjna (knajpy i sklepiki). Przyrodniczo ciekawsza jest jednak część północna, którą wybraliśmy - tu jesteśmy zdani na jedzenie w hotelu i taksówkom może się nie chcieć dojeżdżać co musimy uwzględnić w planowaniu.
Odpoczywamy długo, a potem jedziemy rowerami około 3km do Hoa Lu - miejsca które przez chwilę 10 wieków temu było stolicą Wietnamu.. Niewiele jest tu do oglądania, kilka małych świątynek.

Image

Image

Image

Image

Fajnie, że większość hotelików oferuje rowery w cenie i można nimi swobodnie jeździć po okolicy. Gdy wracamy poprawia się wreszcie pogoda. Dostajemy drugi lepszy pokój, wygląda fajnie:

Image

A potem szybko Grabem jedziemy na punkt widokowy Hang Mua. To popularne miejsce, pewnie dlatego, że blisko komercyjnego Tam Coc.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wracamy gdy jest prawie ciemno:

Image

I jemy dużą kolację:

Image

Drugiego dnia w Ninh Binh w planie jest wycieczka łódka pomiędzy górkami Trang An. Od rana pada jednak deszcz i co całkiem mocno. W prognozach w ogóle go nie było, a już około 11:00 ma wyjść słońce. Prognozy mają tu jednak bardzo niską sprawdzalność.
Mamy na szczęście sporo czasu i nie musimy się spieszyć. Gdy przestaje padać około 10:30 dojeżdżamy rowerami do przystani. Wycieczka łódką kosztuje około 10usd od osoby. Do wyboru są 3 trasy, każda w tej samej cenie, choć trwaja od 3 do 4h włącznie z zwiedzaniem swiątyń po drodze. Pływa się też jaskiniami. Do lodki wsiadają 4 osoby, i chyba w każdej steruje i wiosłuje pani. Niby pasażerowie tez maja prowizoryczne wiosła, ale nasza pani swoimi robi taka prędkość ze nasze są bezużyteczne. Te panie maja niezła krzepę.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Do końca pływania słońce nie wyszło. Wyszło jak wracaliśmy do hotelu.

Image

Mamy jeszcze sporo czasu na obiad i dopiero wtedy jedziemy na wieczorny pociąg do Hanoi (pierwszy kierowca Graba zrezygnował w połowie drogi, więc straciliśmy prawie 15min czekając na kolejnego, mieliśmy to jednak uwzględnione). Dojeżdżamy do dworca na czas, pociąg ma tylko niewielkie opóźnienie:

Image

Przed samym Hanoi z głośników puszczają jakieś piosenki chwalące Hanoi. Brzmi to bardzo sowiecko.

Image

Jesteśmy już zmęczeni i nie chce nam się czekać na Graba. Pokazujemy stawkę pierwszemu lepszemu kierowcy przy dworcu, pasuje mu więc od razu jedziemy. Tym razem śpimy w turystycznej dzielnicy Old Quarter i jest tu tak sobie. Spora komercja, dużo kiczu. Tylko dookoła jeziora Miecza jest fajnie. Jezioro to perła, dookoła jest dużo zieleni i to zadbanej. Szczególnie od strony południowej budynki dookoła jeziora mają reprezentacyjne elewacje. Mieszkańcy przychodzą tu na spacery. Z jeziorem związana jest legenda o rybaku, którego żółw z jeziora obdarował cudownym mieczem, który pozwolił mu pokonać chińskiego okupanta.

Image

Image

Image

ImageTo był najsłabszy nocleg całego wyjazdu. Jedyny w którym spaliśmy wszyscy w 1 pokoju. Prawdę mówiąc, chciałem z tego noclegu zrezygnować, ale źle zapamiętałem datę po której już nie mogę i spóźniłem się kilka godzin. Śniadanie też jest raczej skromne. Idziemy jeszcze na spacer po okolicy, pada niestety lekka mżawka. która nie zachęca do zwiedzania. Fajny jest tylko stary Heritage House:

Image

Ta okolica to dobre miejsce na kupno pamiątek. Wydajemy więc całą gotówkę i wracamy do hotelu by jakoś się spakować. Nie wiem jak to zrobiłem, ale nadal mieścimy się w 2 bagażach podręcznych ale każdy z nich waży już raczej powyżej 10kg. Grabem jedziemy na lotnisko. Bez żalu, bo dziś pogoda jest najgorsza i nie zanosi się na jakąkolwiek poprawę. Po drodze wjeżdża w nas z tyłu jakiś gość na motorku, ale wstaje i jedzie dalej, a nasz kierowca w ogóle się tym nie przejął. Lecimy do Kambodży do Siem Reap. Cieszyliśmy się, że mamy mobilne karty, ale ta radość skończyła się przy pierwszej weryfikacji, bo nas cofneli i wysłali do checkin. Vietnam Airlines ma na szczęście wspólne okienka do wszystkich swoich lotów, ale tylko 2 są otwarte i jest kolejka. Nie nadajemy bagażu i dzięki temu nie musieliśmy stać w tej kolejce. Szybko, już odprawieni możemy wrócić do imigration. Tam jednak zebrało się już więcej pasażerów i tracimy ponad pół godziny w kolejce, ale to nic bo chwilę później okazuje się, że nasz lot jest opóźniony. Idziemy do salonika na Priority Pass, ten jest duży i dobrze wyposażony.

Image

Specjalnie na ten lot wybrałem droższe połączenie Vietnam Airlines, bo te linie maja znacznie lepsze wyniki punktualności, niż tani VietJet z restrykcyjna polityka bagażową. Nasz lot rozkładowo powinien dotrzeć na miejsce prawie 2h wcześniej niż VietJet, więc powinniśmy dojechać do hotelu jeszcze przed zachodem słońca. Wreszcie najedzeni na około 40min przed odlotem idziemy do gejta, a tam informacja, że odlot jest jeszcze później. Wkurzeni wracamy do salonika. Mamy dziś pecha, okazuje się, że wszystkie loty Vietnam Airlines mają dziś opóźnienia. Ostatecznie odlatujemy po dużo tańszym VietJet, ale na pocieszenie dostajemy na pokładzie posiłek którego w ogóle się nie spodziewałem. Gdy lądujemy zachodzi już słońce:

Image

Trafiamy na jakaś falę przylotów i łapiemy na lotnisku dodatkowe opóźnienie. Kambodza ma niestety drogie wizy po 30usd, przy wniosku online płaci się jeszcze kilka dolarów więcej, więc wizy online nie mamy i musimy iść do dodatkowych okienek, a w tym czasie kolejka do imigration urosła. Gdy w końcu wyszliśmy Grab pokazuje stawkę 35usd do miasta, szukamy alternatywy i bez problemu znajduje się kierowca, który zawozi nas od ręki za 30usd.
Nowe lotnisko w Siem Reap jest bardzo daleko od miasta, jedzie się 1h.
Kierowca w średnim wieku, bardzo rozmowny. Najpierw rozmawiałem z grzeczności, ale potem zaczęło mi się podobać, bo facet sprawiał wrażenie ogarniętego. Mówił, że inwestycje w Kambodży od kilku lat są imponujące, ale to w większości kapitał z Chiny, turystów z Chin nie lubi, bo jego zdaniem często oszukują i nie chcą płacić ustalonej stawki. Ma żal, że Tajlandia czerpie z kultury Kambodży i przedstawia ją jako swoją. Boi się pomysłów Trumpa. Dzieci z tyłu już śpią. W końcu zmęczeni meldujemy się w recepcji hotelu.

Image

W Kambodży byłem niemal równo 20lat temu. Wygląda na to, że nadal funkcjonuje tu dolar, a lokalna waluta stosowana jest raczej w kwotach poniżej 1usd.
Rano idziemy na hotelowe śniadanie. Hotel wygląda fajnie:

Image

Na dziś mamy w planie podstawowe kolko po świątyniach Angkor Wat. Wieczorem nie mieliśmy już siły na organizowanie tego w dobrych cenach, wzięliśmy więc kierowcę z tuktukiem po stawkach hotelu (przepłacając pewnie 5usd za dzień). Bilety do Angkoru są drogie obecnie to 62usd za bilet na 3dni i 37usd za bilet na 1dzień, ale na szczęście dla dzieci do 12lat wstęp jest za darmowe (to był argument za, by w ogóle tu przylecieć akurat teraz). Ruiny na szczęście niewiele się zmieniły przez 20lat - mam nawet wrażenie, że są bardziej zadbane, jest mniej wydeptanych trawników, parkingi i sklepiki są bardziej odsunięte i ukryte. Jest niec więcej turystów, porobiono trochę drewnianych kładek i balustrad by uregulować zwiedzanie. Widać też sporo wycieczek zorganizowanych - tego 20lat temu nie było w ogóle. Co dziwne w taki sposób podróżują tu głownie hindusi i Polacy (w Wietnamie Chinczycy i... też Polacy).
Zaczynamy od Angkor Wat. Obszar kompleksu jest spory, to największy zabytek religijny na świecie, jest więc trochę do przejścia. Wyjechaliśmy późno, więc jest już gorąco. Idziemy w cieniu skrajem drzew, a tam już czekają małpy. Trzeba bardzo uważać, bo zabierają z rąk i dobierają się z plecaków. Angkor Wat był pierwszą świątynia tutaj, ale w XII przebudowano go. Jest świetnie zachowany, ilość detali na rzeźbach jest niesamowita. Największa płaskorzeźba ma około 900m długości i znajduje się na niej prawie 20tys postaci.

Image

Image

Image

Image

Nadal można wejść na samą górę, ale zbudowano drewniane schody.

Image

Jedziemy w stronę starożytnego miasta Angkor Thom powstałego na przełomie XII i XIII wieku. Przejeżdżamy przez południową bramę i docieramy do Bayon, świątyni znajdującej się w samym srodku dawnego miasta. Bayon znany jest z wyrzeźbionych w kamieniu twarzy znajdujących się z każdej strony każdej z kilkudziesięciu wież. Do dziś zachowało się 200 wizerunków.

Image

Image

Image

Image

Po zwiedzaniu świątynii Bayon robimy sobie krótki odpoczynek. Jest bardzo gorąco. W tej okolicy małpy robią prawdziwe polowania na jedzenie. Przeszukują zaparkowane motory i tuktuki. Dojadają i dopijają to co znajdą. Jedna wskoczyła nawet do jadącego tuktuka, by coś ukraść i uciec:


Dodaj Komentarz

Komentarze (21)

fux 10 kwietnia 2025 12:08 Odpowiedz
Oooo. Wspomnienia z końca stycznia wróciły.Super.
fux 10 kwietnia 2025 17:08 Odpowiedz
23-24.01 byliśmy w Hanoi.
fux 11 kwietnia 2025 12:08 Odpowiedz
Gwiazdki na mapie porobione. Wszędzie nie dało się być. Wietnam jest ok.W samym Hanoi było mgliście ale bez deszczu. Bardzo nam się podobało. Inny świat.
tescik 11 kwietnia 2025 23:08 Odpowiedz
ładne zdjęcia, kiedy kupowaliście bilety, po ile i ile mniej więcej wyszedł wasz wyjazd? myślę nad feriami 2026 :)
fux 12 kwietnia 2025 12:08 Odpowiedz
No pięknie.
rob-sad 12 kwietnia 2025 12:08 Odpowiedz
No i wersja z mapka: https://robertsadlowski.com/index.php?trip=vietnam(Slabo na malych ekranach mobilnych w pionie)
m-karol 12 kwietnia 2025 23:08 Odpowiedz
Jak wyjazd odbierały dzieci? Co dzieciom najbardziej podobało się w trakcie wyjazdu?Czy dzieci doceniały inność kultury, jedzenia , zabytków etc i fakt bycia w egzotycznej Azji?
dryblas 12 kwietnia 2025 23:08 Odpowiedz
Fajna relacja, my planujemy z przyjaciółmi ferie 2026 tez z POZ :)
rob-sad 12 kwietnia 2025 23:08 Odpowiedz
Zauwazylem ze oni totalnie nie czytaja odmiennosci kulturowej. Wiekszosc tego co widza nie odbieraja jako duza odmiennosc. Czasem pytaja o jakis szczegol ale dla nich nie jest to cos bardzo odmiennego. Szoku nie ma.W ogole dzieci z roznych czesci swiata potrafia szybko sie porozumiec i od razu razem bawic.Dzieci podchodza do wyjazdow zupelmie inaczej.Przynajmniej moje. Im wisi gdzie leca. Liczy sie to co ich wkreci i rozbawi. Wiec (kolejnosc przypadkowa)- ekrany w SQ- ryby w stawach (szczeglnie karmienie i jak ryby sie bija o jedzenie)- malpy kradnace jedzenie, a najbardziej te napadjace na tuktuki- robot zbierajcy naczynia na tace w saloniku na Changi- dojazd otwartym elektrycznym samochodzikiem z parkingu do ruin My Son- jaskinie w gorach Marmurowych- wagon kulturalny w pociagu ale tylko przez chwile- przypadkowo znaleziony lisc w formie maski na twarz- szlafroki w hotelach- kotki ktore machaja lapka w taksowkach- jazda rowerem w ninh binh- punkt widokowy w ninh binh (to ze sie spieszylismy zeby zdazyc przed zachodem slonca)- angkor wat (chyba jedyna powazna rzecz)- szukanie dinozaura w Ta Prohm- wlazenie na wysokie swiatynie- jazda tuk tukiem- wodospad na ChangiCo im sie nie podobalo?- lokalne jedzenie - ich zdaniem bylo obrzydliwe - za to lokalna pizza dla nich byla ok- zwiedzanie starych budynkow (poza Siem Reap)- halas i ruch na drogach w HanoiCiagnac watek to rok temu na wypadzie przez Hawaje, Guam i Japonie, podobalo im sie:- zwierzeta chodzace dookola domu w okolicy Hilo: kury, psy, male DZIKI - corka wspomina to jako swoje najwieksze przezycie wakacyjne, skonczylo sie na tym ze wszystkie psy z okolicy czekaly pod drzwiami.- plaze i fale na Oahu z taka mala deska do.plywania na brzuchu- mustang ale tylko przez chwile- komora w ktora sie wchodzilo a w niej byl wentylator niby symulujacy tornado (LA)- akwarium na Okinawie- przejazd kolejka z HanedyTego chyba nie da sie przewidziec, ani zaplanowac. Co dziwne w ogole nie rusza ich jetlag. Ich zdaniem to problem starych ludzi.
agagy 13 kwietnia 2025 12:08 Odpowiedz
Bardzo ładne zdjęcia i relacja. Ciągnie mnie w tamte rejony, ale nie umiem znaleźć przystępnych cenowo biletów.
dryblas 13 kwietnia 2025 12:08 Odpowiedz
@AgaGy Ceny są zazwyczaj w miarę równe między 2200 a 3 200 zależy od serwisu myśmy w ubiegłym roku kupowali za 2700 z Poznania do Bangkoku na Singapur airlines więc godziwy serwis za rozsądne pieniądze
rob-sad 13 kwietnia 2025 23:08 Odpowiedz
Trzeba polowac. BKK zwykle jest tanszy, ale potem trzeba dokupic osobne bilety. Na jednym bilecie Wietnam i Kambodze z regionow juz ciezki wylapac w dobrej cenie.
agagy 13 kwietnia 2025 23:08 Odpowiedz
Problem z dolotem do innego państwa niż od razu do Wietnamu jest taki, że czasowo to ciut dłużej wychodzi, a my musimy się zmieścić w 13/14 dniach łącznie z lotami, wtedy już na miejscu zostaje mniej czasu. Ale może lepszy rydz niż nic. ;)
rob-sad 14 kwietnia 2025 12:08 Odpowiedz
Dokladni z tego powodu szukalem lotow tylko na jednym bilecie i uznalem ze nieco ponizej 2900 na osobe jest ok.Wyszukiwarki srednio sobie radza z biletami SQ - czasem w ogole ich nie widza. Lepiej szukac bezposrednio na stronie SQ.
bruce09lili 14 kwietnia 2025 12:08 Odpowiedz
Dzięki za relację, jedziemy na ferie 2026. W kwestii lotów to braliśmy TK za niecałe 3000 z BER (było też WAW ale dla nas dalej) z wygodnymi przesiadkami i łącznym czasem podróży 15-17 godzin. Teraz tylko przyczaić się na loty wewnętrzne.
alag 9 maja 2025 12:08 Odpowiedz
Świetny opis podróży i piękne zdjęcia. My wybieramy się z mężem i wnukiem (my 60+, wnuk 16 lat) do Azji w tegoroczne ferie zimowe. Już kilka razy podróżowaliśmy razem i jest fajnie. Podróżujemy z mężem sporo ale nie udało mi się do tej pory rozgyżć wizyt w salonikach lotniskowych. Czy ponosicie za to dodatkowe opłaty, czy korzystacie z nich bonusowo?
abelincoln 9 maja 2025 12:08 Odpowiedz
I tak I nie. Upraszczając:Są saloniki na karty dodatkowe (jak priority pass) I saloniki linii lotniczych. Te drugie można odwiedzić mając odpowiedni status w danym sojuszu bardzo lecąc w Business Class (lub first). Te pierwsze wymagają dodatkowej karty uprawniającej do wstępu. Część osób ma ją jako dodatek do karty kredytowej, część kupuje osobno. No i do niektórych z takich saloników można dokupić dostęp za gotówkę.
bodzio54 17 maja 2025 17:08 Odpowiedz
My w lutym zrobilśmy podobną trasę: Wroclaw-Singapur-Kambodża- Malezja-Singapur-Wrocław ale z Air France/KLM. Ciekawa wskazówka z Singapore Airlines, wyszukiwarka nie pokazywała nam takiej opcji, moze dlatego że szukalismy Premium Economy.
rob-sad 20 maja 2025 17:08 Odpowiedz
alag napisał:Podróżujemy z mężem sporo ale nie udało mi się do tej pory rozgyżć wizyt w salonikach lotniskowych. Czy ponosicie za to dodatkowe opłaty, czy korzystacie z nich bonusowo?Niektóre saloniki (te prowadzone przez linie głónie) są dostępne tylko dla pasażerów lecących w biznesie lub posiadających status w danej linii lub sojuszu (warunki zależą od programu lojalnościowego). Tak jest z salonikiem Polonez w WAW i salonikami LH w MUC, FRA.Są tez saloniki prowadzone przez lotniska lub w ogóle podmioty trzecie. Tam wstęp jest regulowany indywidualnie. Można wejśc płacąć (nie opłaca sie zwykle). Albo mając jakąś wejściówkę. I tu pojaia się najszerszy temat, bo istnieje wiele programów które dają takie wejściówki limitowane lub nie. Można je zdobyć kupując abonament lub są one dodatkiem do produktów bankowych. Najbardziej znanym jest chyba program Priority Pass. By móc wchodzić z rodziną mamy łącznie aż 5 takich kart, ja mam 3, żona ma 2. Chodzi o to, że mamy po 1 takiej bez limitów wejść, ale wtedy gość (dziecko) płaci i to się nie opłaca. Na wejścia limitowane, mamy pozostałe 3 karty i tam łącznie 18 wejść które można współdzielić z kimkolwiek. To co jak i gdzie się opłaca to już kwestia indywidualna.
dryblas 1 czerwca 2025 17:08 Odpowiedz
Ja się właśnie zastanawiam bo pokazały się loty z POZ do HKG w RT na AF i KL za 542€ taryfa lite (bez rejestrowego) myślę ze bez problemu w granicach 120-150 $ uda się doloty do SGN lub HAN upolować i będzie całkiem fajna cena w feryjnym okresie. ( czy w ogóle taka cena 120-150$ jest osiągalna?)