Chyba muszę kończyć, bo słyszę kibiców na meczu - albo nie w sumie mecz trochę trwa.
Jeszcze proponuję obejrzeć bibliotekę z kręconymi schodami i ciekawymi świetlikami
Oraz drugie wcielenie nieodżałowanej pamięci CIECHu (w barwach ochronnych)
Tuż obok tych budowli znajduje się rezerwat przyrody. Wstęp za 5 kwacha. Pora słaba, większość drzew bez liści, ale nad rzeką jest już ciekawie. Dodatkowo są ładne (choć zaniedbane) tablice informacyjne.
Widzę, że wrzuciłem inne zdjęcie niż mostu wiszącego, więc się poprawiam, przy okazji on nie jest wiszący, tylko drewniany
To przy okazji jeszcze ten elegancki budynek. Pani ochroniarka pracująca tam pouczyła mnie, że nie wolno fotografować budynków, ja jej, że robię to od wczoraj i nikt nie zgłaszał pretensji, ona na to, że powinienem skasować wszystkie zdjęcia. Uśmiechnęłam się do niej i powiedziałem "dziękuję" - oni też tak robią Klub w Lilongwe w piątek to jest specjalne doświadczenie. Ale można potańczyć i muzyka jest afrykańskim miksem, więc fajowa.
Co jeszcze? Mnóstwo kobiet, chyba chętnych na wszystko.
I totalnie bezpiecznie. O tym zapewniano mnie wcześniej, ale sprawdzenie to potwierdziło.
Koszt imprezy z jedzeniem to jakieś 70 zł. Piwo 4,40 cola 3,30. Papu dowolne (znaczy świnka, krowa, koza, ryba) ok 5 zł.
Spokojnie mogło być drożej, bo co chwila byłem proszony o postawienie piwa, ale odmawiałem bo nie do końca wiedziałem, do czego to prowadzi.
W przeciwieństwie do klubów w których byłem w Kenii i Tanzanii tu się nie stoi przy stole tylko tańczy na parkiecie.
Zdjęć nie będzie, bo choć to miejsce bardzo fotogeniczne to jednak nie wypada.Jak można domyślić się po poprzednim wpisie dziś wstałem wcześnie rano. Zjadłem śniadanie i zebrałem się w drogę w kierunku Zambii. Wydawało mi się, że będzie to łatwe. Trzeba tylko znaleźć się na właściwej drodze.
I rzeczywiście, było nawet łatwiej niż myślałem. Podjechałem shared taxi do ronda przed właściwym rondem i już tam był samochód prawie pełny.
Trochę ciasno, ale droga nie była długa. W sumie nie wiedziałem dokąd jadę, ważne, że w dobrym kierunku. Zapłaciłem 5K. W miejscu do którego dojechaliśmy stała już prawie pełna Toyota Hiace. Znaczy tak mi się wydawało, bo chyba przez chwilę jechało w niej ze 30 osób. Jednak w pewnym momencie zarówno tu jak i w poprzednim aucie dano mi lepsze miejsce. W pierwszym w trzecim rzędzie - w tej małej Toyocie jechało max 12 osób i kura, w drugim z przodu. Zastanawiałem się czy mienie muzungu w pierwszym rzędzie nie działa przypadkiem korzystnie jeśli chodzi o łapówki - ale nie miałem wspólnego języka. Jednak kiedy jechałem z przodu nikt od nich nic nie wziął. Raz Pani policjantka bardzo ładnym angielskim poprosiła mnie o paszport i tyle było z kontroli.
W sumie o tym nie pisałem na każdej drodze co jakiś czas są blokady, stoją różne służby i biorą łapówki od wybranych według nieznanego mi klucza kierowców. Ci nawet specjalnie się nie denerwują.
Dojechałem do przygranicznej miejscowości Mchinji. Za busa zapłaciłem 10K czyli cenę z Lilongwe. Oznacza to, że przepłaciłem tylko 50%. W sumie mniej, bo do tego kolejnego ronda dostałbym się za nie mniej niż 1000.
Zostało mi ponad 100 zł w kwachach. Na granicy pewnie sprzedałbym je za 70. Uznałem więc, że zostaję w Mchinji, ale chyba nie uda mi się ich wydać. Natomiast z samej decyzji jestem zadowolony, bo mogłem znów się przejść po podmiejskim Malawi.
Oferta doktora, jak widać doktor się zmienił oferta pozostała
To foyer motelu dawniej pewnie bardzo przyzwoitego. Teraz pokój z łazienką (ale bez bieżącej wody) kosztuje niecałe 10 zł i wygląda malowniczo, ale źle, z bólem, ale musiałem zrezygnować, wziąłem pokój gdzie indziej za 22 zł, nie wiedziałem, że tam też nie ma bieżącej wody. Ale dostałem balię i wiadro ciepłej.
Szkoła wiejska (pod miastem)
A tak w ogóle to tam mają kolory jesieni
I niepalny
Amatorskie prace są jedną z przyjemniejszych do oglądania rzeczy w wielu afrykańskich państwach. Ta jest szczególna ze względu na technikę i tematykę
A na koniec typowe zdjęcie infrastruktury kolejowej
A nie na koniec będzie świnia
I świństwo
U nas tak nie piszą, ale jednak podatki są znacznie lepiej wykorzystywaneTrochę już mnie ta relacja zmęczyła - w przeciwieństwie do samego wyjazd - on już się prawie kończy, a ja chciałbym jeszcze.
Granica Malawi - Zambia to całkiem przyjemne doświadczenie. Wymieniłem po fatalnym kursie moje pozostałe 50K kwachów, nie udało się wydać mimo prób.
Zaraz za granicą stały shared taxi do Chipaty. Przy okazji zaobserwowałem ciekawy manewr.
W Zambii, zresztą podobnie jak w Malawi mają posterunki policji na drodze, gdzie trzeba zostać przepuszczonym, ewentualnie wręczyć łapówkę.
Zdaje się, że policji wszystko jedno ile osób jedzie z tyłu, ale z przodu ma być tyle, ile siedzeń.
My mieliśmy 2 razy więcej. W pewnym momencie samochód zatrzymał się w szczerym polu, gdzie były tylko taksówki rowerowe. Wysiadły dwie kobiety, nawet się zdziwiłem, że nie płaciły. Potem przejechaliśmy przez posterunek policji i zatrzymaliśmy się znowu nigdzie, i ponownie stały tam rowery.
Po chwili kobiety, które wyszły przyjechały do nas na rowerach - z przewoźnikami rozliczył się kierowca i ruszyliśmy dalej.
Co ciekawe cała ta operacja odbyła się bez słowa.
Sama Chipata przyjemna, choć malutka. Co ciekawe nawet jakiegoś Bonvoya tu mają.
Ja wybrałem stylowy motel. Byłoby fajnie, gdyby nie brak prądu - strasznie wiało, to może być przyczyną tej sytuacji, ale oni chyba generalnie tak mają.
Nocleg był ze dwa razy droższy niż w Malawi. Ceny żywności i napojów już tak bardzo się nie różnią. Co więcej tu miewają cenniki
Znalazłem ładny budynek, śliczną aleję, kościół z dużą ilością krzyży i mnóstwo malunków na sklepach (oraz reklamy)
Akurat obudził mnie karaluch przebiegający po brzuchu. I dobrze, bo okazało się, że prąd wrócił, można podładować sprzęty i zamknąć okno, żeby komary nie wlatywały.
Nie chciało mi się jechać bezpośrednio do Lusaki, więc zatrzymałem się prawie w połowie drogi. W miejscowości, w której wydawać by się mogło, że nie ma żadnych atrakcji. Ja znalazłem kilka.
I jeszcze po drodze w autobusie leciała muzyka, nie zambijska co prawda, tylko od sąsiadów - polecam - ten klip jest z bardziej efektownych
A na koniec hasło do kiełbachy (w tych okolicach z jakiegoś powodu zwanej rosyjską)
A mój obiad dziś tak wyglądał
Poza tym mieszkam w prawie dworku, zwanym blokiem dla niepoznaki. Nie polecam tego miejsca jakoś szczególnie
Karaluch z tych sporych. Nawet mi się nie chciało go zabijać, bo bym sobie strasznie but pobrudził
Aaaa, zdaje się, że zapomniałem pokazać czym dojechałem do Nyimby (cena 250 kwachów, więc nie tak znowu tanio). I to jest ciekawe, bo oni znają angielski - chyba najlepiej krajów odwiedzonych w tej podróży
To jeszcze wieszak DiY z Bloku B mojego dworku
Rano poszedłem na dworzec, wiedząc że co chwilę będą przyjeżdżały autobusy. Tyle tylko, że pierwsze trzy były pełne. Już myślałem, że będę musiał łapać stopa, ale przyjechał Zambia - Malawi, używający tego hasła
W nim miejsce się znalazło, jadę zatem do Lusaki. Całość, mimo trzech odmów zajęła jakieś 30 min.
Zambia Malawi ma wygodniejsze fotele, ale miejsca na nogi poskąpiliW Lusace na hotele wydam chyba tyle co na całą dotychczasową afrykańską część wycieczki. Czyli trochę ponad 1000 zł za 3 noce w Best Western i 900 za dwie w Radissonie. Trudno, potrzebowałem tego. Na szczęście jest promocja 2x punkty w BW a w Radissonie 10% cashbacku plus promocja za 3 pobyty. Zacząłem od uprania swoich rzeczy. Były całe czerwone od afrykańskiej ziemi.
Teraz pora na kąpiel w wannie i zaczynam zwiedzanie Lusaki. Na razie mam ładniutką smukłą wieżę ciśnień za oknem.
Pierwszego dnia w Lusace jakoś nie czułem vibe, drugiego jest już znacznie lepiej. Modernizmów jest w Lusace do woli. Czasami czepiają się o robienie zdjęć.
W Maxie SCATa do Szymkentu mają tylko 40 pasażerów, ale nowy system i na razie nie potrafią przydzielić mi żadnego z wolnych miejsc.Jeeeeeej, udało się
@pabien nie chce wyjść na pana marudę
;) ale wystarczy wejść na twój profil i wszystko jest podane na tacy gdzie i kiedy lecisz, także nici z tajemnicy xD. Jak nie chcesz zdradzać wszystkiego to sobie chwilowo zmień profil na prywatny.
Na lot odprawiłem się wcześniej, ale oczywiście oni muszą tu pieczątki stawiać, miałem coś do wydrukowania, ale nie miałem drukarki, zresztą zauważyłem, że w danych mam stary numer paszportu.I to okazało się problemem, Pan spędził ze 40 min na odkręcaniu tego - od początku widać było, że chciał rozwiązać problem. W efekcie jednak okazało się, że straciłem moje miejsca oraz nr programu lojalnościowego, a przy bramce nie idzie wytłumaczyć o co mi chodzi. Trudno, dopiszę później
Całkiem to zabawne. Pojechałem nie na ten dworzec w Nanjing. Poszedłem wymienić bilet, pani sprzedala mi nowy i powiedziała, żebym sobie sam skasował stary kupiony w aplikacji. Akurat wybrałem tę z WeChat. Oczywiście się nie dało. Napisałem do nich - halo o co kaman, a oni że się nie da, choć ppwinno się dać. I jeszcze prosili o ocenę rozmowy.Złożyłem prośbę o chargeback. Nie za bardzo wierzę w pozytywny wynik, ale to głupio tracić 8 dyszek.Dziękując @gruby_inwersja za info z jego relacji o korzystaniu z rowerów, dodam jeszcze, że można je również wypożyczać jednorazowo, co kosztuje mniej niż złotówkę za 15 min jeśli odstawi się dobrze i ponad złotówkę jeśli gorzej.Jedyny problem z tymi rowerami jest taki, że one (choć przy regulacji siodełka jest 185 cm) są tak na max 160 cm wzrostu
jaco027 napisał:Rowery w Chinach....commoditized good [emoji3]To ciekawy temat, bo to właśnie na rowerach Chińczycy wchodzili w nowoczesność. potem przyszły motorowery, auta, później się to zelektryfikowano, a rowery są głównie w formie "nowoczesnej" czyli sharingowej
Pisałem, że Chiny ludowe są niefotogeniczne, z Tajwanem to zupełnie inna historia. Oni tu potrafią w żywe miasto, a i przyroda potrafi ładnie w nie wpełzać. Ale jednak są barbarzyńcami. Dziś pojechałem obejrzeć piękne futurystyczne domki, a zastałem zgliszcza. Szkoda. Zdjęcia będą później.A przy okazji napiszę o jednej rzeczy, o której wczoraj zapomniałem. W ludowych aplikacja Pekao odmówiła współpracy - nie dało się do niej zalogować. Muszą mieć jakąś blokadę, bo na Tajwanie wszystko OK. Dotyczy to tylko aplikacji, bo karta działała
Pisałem o problemach z odzyskaniem kasy za wymieniony bilet na pociąg. Rozpocząłem procedurę cashbacku, bo mi Chińczycy odpowiadali, że się nie da. Okazało się że to był chyba głównie problem komunikacyjny, ponieważ dziś 80% zapłaconej kwoty wpłynęło na mój rachunek.
A ja znów w ludowych. Pobyt na Tajwanie oceniam na 8/10, chętne się tam jeszcze wybiorę.Plan na Szanghaj jest prosty. Jadę do hotelu (pod lotniskiem), czytam książkę idę wcześnie spać, bo jutro o 8:50 mam kolejny lot
Ten salon jest świetny. Podczas mojej przesiadki obiecałem sobie,że nic nie zjem by nie zepsuć sobie pierwszego dnia urlopu w SIN. Cola ewentualnie drink o 5 rano to był plan. Jak zobaczyłem te kilka stacji live cooking to przepadłem. Wspaniałe rzeczy tam gotują i jeszcze jako zwiedzacz Mcdonaldów ( jem tylko rzeczy niedostępne w PL)zaliczyłem paneer cheese wrapa. Zero konsekwencji.
Potwierdzam. Tanzania scamerskie bankomaty. 4 transakcje. Wszystkie transakcje mialy byc bezprowizyjne... a byly 3 dodatkowe obciazenie albo kwotowo, albo procentowo. A podobno Nigeryjczycy scamuja... [emoji3]
A dziś był dzień transportowy. Pierwotny plan zakładał dotarcie do Mzuzu w Malawi.Nocleg miałem 5 min na piechotę od dworca z którego odjeżdżają busiki do granicy. Mogę to później dokładniej opisać. Busik tak jak ja wczoraj miał również postój techniczny. Stanął w kolejce do zapełnienia się w Tukuyu. Jeśli ktoś chciałby jechać z Mbeyi do granicy i mu się spieszy niech lepiej kupi przejazd do Tukuyu i tam się przesiądzie w pierwszy busik. Ja postanowiłem poczekać, zwłaszcza że dzięki temu miałem miejsce obok kierowcy.W przygranicznym Kasumulu na Muzungu rzucają się wymieniacze walut. Proponują oficjalny kurs 1 kwach za 1,5 szylinga. Udalo mi się wynegocjować bez problemu 1,2 Kwacha za szylinga, to znaczy że pewnie faktyczny czarnorynkowy kurs jest dużo wyższy, problem w tym, że internet nie podaje jaki. Dostałem 4 banknoty za mało, ale to moje gapiostwo (jakieś 24 zł straty) Udało mi się wytłumaczyć Boda Bodom, że ja się boję motorkiem i poszedłem piechotą do granicy, po drodze atakowany przez wymieniaczy walut.Przechodzenie granicy z Malawi to czysta przyjemność i jakieś 20 min. Super mili pogranicznicy po każdej stronie.Potem wsiadłem we właśnie odjezdzajacą dzieloną taksówkę do Karongi już nad jeziorem Malawi. Kosztowało mnie to jakieś 12 zł, choć czułem się oszukany.Taksówką była 7 osobowa, ale mała Toyota. Zaczęliśmy w 10, ale w najlepszym momencie jechało nas 11, w tym 4 osoby na przednich siedzeniach. Dwie na fotelu pasażera i dwie na fotelu kierowcy. Oczywiście jechaliśmy ponad 100 km/h. Najciekawsze w tym było, że w sumie ten przejazd okazał się całkiem wygodny.W Karondze postanowiłem przed dalszą drogą przejść się nad jezioro. I jestem zachwycony, aż szkoda że tyle czasu spędziłem w Tanzanii.Kiedy wróciłem powiedzieli mi, że nie ma już autobusu do Mzuzu (co potem okazało się nieprawdą), ale ja po tych słowach postanowiłem znaleźć sobie nocleg i zrobić spacerek po mieście.Na razie nadal pozostaję zachwycony. Zdjęcia pewnie pojawia się później, bo słabo u mnie z internetem. Na razie idę na wieczorny spacer i lulu, bo jutro mam autobus o godzinie nr 6
Właściwie to zapomniałem napisać najważniejszego. O ile bardzo mi się podoba w Malawi to jednak równocześnie czuję się tu dość niezręcznie. Bo to jednak miejsce, w którym najbardziej z dotychczas odwiedzonych widać, jak jest biedne. Po drodze np wielokrotnie widziałem ludzi w tym dzieci noszących wodę. Z drugiej strony wszystko to wygląda tak, jakby nasza cywilizacja przyniosła im głównie plastik, z którym nie wiadomo co zrobić więc zalega wszędzie.I jeszcze przychodzi mi na myśl takie porównanie. Rwanda, która ma dyktatora, ale nie jest skorumpowana nadal pozostaje biedna, ale ma dobre drogi, wygodny transport i jest tam czysto. Tu sytuacja wygląda inaczej.A propos polityki, to w Malawi przed kilkoma tygodniami odbyły się wybory. Przed nimi odwiedził kraj prezydent Botswany (tam demokratycznie zmienili władze na lepszą - prawdopodobnie) i apelował do rządzących żeby zaakceptowali wynik głosowania. Różnica jest taka, że tu wybrali starych (poprzednich) złych, jedyną zdobyczą jest akceptacja przegranej i demokratyczny mandat. Może następnym razem wybiorą lepiej - choć tu, zresztą nie tylko tu może być całkowita alienacja jakichkolwiek polityków od społeczeństwa
Wczoraj rano pojechałem do malawijskiego kurortu Nghata Bay i ... lekko się rozczarowałem. Znaczy są domki na wzgórzu nad zatoką i jest port, ale nie ma tam nic specjalnego. Wybrzeże w Karondze bardziej mi się podobało.Dodatkowo są egzotyczne activities. Plus można czasem popłynąć na wyspy - tylko mi się wydawało, że one należą do Mozambiku (bo leżą na jego wodach), a są malawijskie.Obejrzałem kurort i wróciłem do Mzuzu ma autobus do Lilongwe.Dzielone taksi kosztowało mnie 12K w każdą stronę, chyba powinno 10, albo mniej.Autobus ma oficjalną cenę o jest to 60k (po moim kursie poniżej 70 złotych, więc nie mało). Autobus miał odjechać o 12, ale złapał gumę więc wymiana koła (wzięli z autobusu jadącego w mniej ważnym kierunku), trochę zajęła.To spóznienie miało pewne znaczenie, bowiem powodowało, że część podróży odbywała się po zmroku, a w zasadzie w kompletnych ciemnościach, bo słońce zaszło księżyc jeszcze nie wyszedł. To jest jednocześnie czas wielkiego ruchu - prawie wszyscy wracają wtedy z pracy czym mają - od nóg poprzez różne jednoślady po auta wszelkiego rodzaju.Prawdopodobnie przez tę ciemność autobus miał wypadek. Wpadł na rowerzystę, który nagle zjechał na środek drogi. Autobus hamował, ale nie udało się do końca. Rowerzysta był pijany (prawdopodobnie tak wiotki od alkoholu, że nic poważnego sobie nie zrobił). Tym niemniej zabraliśmy go do szpitala, a potem czekaliśmy na policję. Zajęło to ponad 2h. W efekcie zamiast być o 18, byliśmy chwilę po 21:37. A stacja znajduje się na terenie chińskiego parku biznesowego na obrzeżach Lilongwe, w miejscu które ma być wybitnie niebezpieczne w nocy. Ja zarezerwowałem sobie lodge tuż obok, ale ze względu na ogrodzenia ponad 2 km na piechotę. Postraszony okolicą byłem zmuszony skorzystać z taksówki, która korzystała z okazji. Za ten dystans zapłaciłem 15K (16 zł - prawie jak Uber Airport). A lodge okazała się droga i beznadziejna,.miejsce kompletnym zadupiem. Musiałem zatem znów zapłacić za taxi jak za zboże - taksówki w Lilongwe są dramatycznie drogie na krótkich dystansach - nawet w aplikacji.Pojechałem do centrum, do hotelu rekomendowanego przez @zoli ale go sobie darowałem, bo mi lokalizacja nie pasowała, ruszyłem w kierunku centrum, które mnie mocno rozczarowało - może poza mostem wiszącym. Centrum to jedno wielkie targowisko w raczej mało atrakcyjnych budynkach i na ulicach.Pomyślałem jednak, że w Lilongwe miso być coś ładnego i zabrałem się za szukanie budynków administracji. Okazały się pięknym kompleksem zlokalizowany na Kapitał Hill. Na dodate dostępnym bez problemu i fotografowanym bez żadnych protestów.Przy jeździe w dól też było kilka atrakcyjnych budowli. Poruszałem się.pieszo lub jeździłem busikami. Kosztują w zależności od dystansu 1-2 K i mają bardzo przyjazną obsługę oraz pasażerów.Po pierwszych wątpliwościach i nawet myśleniu o ucieczce muszę dzień zaliczyć do udanych.Zdjęcie nie będzie bo w moim hoteliku za 45 K nie ma WiFi, znaczy jest, ale bez internetu
Klub w Lilongwe w piątek to jest specjalne doświadczenie. Ale można potańczyć i muzyka jest afrykańskim miksem, więc fajowa. Co jeszcze? Mnóstwo kobiet, chyba chętnych na wszystko. I totalnie bezpiecznie. O tym zapewniano mnie wcześniej, ale sprawdzenie to potwierdziło. Koszt imprezy z jedzeniem to jakieś 70 zł. Piwo 4,40 cola 3,30. Papu dowolne (znaczy świnka, krowa, koza, ryba) ok 5 zł.Spokojnie mogło być drożej, bo co chwila byłem proszony o postawienie piwa, ale odmawiałem bo nie do końca wiedziałem, do czego to prowadzi. W przeciwieństwie do klubów w których byłem w Kenii i Tanzanii tu się nie stoi przy stole tylko tańczy na parkiecie. Zdjęć nie będzie, bo choć to miejsce bardzo fotogeniczne to jednak nie wypada.
Już jestem na lotnisku, teraz czeka mnie najgłupsza i długa część podróży. I mnóstwo żarcia oraz piciaZambia jest zdecydowanie w top 3 państw afrykańskich. Chyba pierwsza. A ten ranking to:ZambiaRwandaMalawiEgipt Jednak wszystkie państwa są w nim wysoko, za wyjątkiem Tanzanii. Tam coś mi nie pasowało, jeszcze do końca nie rozumiem o co chodziW sumie Benin i Togo też byłyby nisko, ale mają ocean z falami i dają szansę na poduczenie się francuskiegoZambia byłaby lepsza, gdyby nie politycy. Tutejsi są bardzo źli.W Zambii karalne są m.in. homoseksualizm, krytykowanie rządu w social mediach.Zambia jest eksporterem energii elektrycznej przy czym w kraju prąd jest 2-4 godziny dziennie. Dla turysty jest to zazwyczaj niezauważalne, bo przybytki go obsługujące mają generatory.Niedawno zdarzyła się sytuacja, kiedy jakiś prezydent sąsiedniego państwa podziękował Zambii za to, że dzięki kupowanej od nich energii jego kraj nie wie co to wyłączenia prądu. Faux pas level maxLudzie tu są cudowni. Dodatkowo są piękni, znaczy tu i w Malawi. Dotyczy to zarówno kobiet jak i mężczyzn, przy czym szczególnie w Malawi ma to zastosowanie przede wszystkim do klasy najniższej - bogaci są grubi i brzydsi.Wracam wkrótce
1 mln km przeleciane gdzieś nad Etiopią. Teraz samolot ma techniczny stop w Rzymie. Ten lot z milionowym kilometrem w bardzo przyzwoitych warunkach. Kabina biznes w A350 Ethiopiana ma układ 1 -2-1 z poszczególnymi fotelami odizolowanymi od siebie i miejsce przy oknie. Po jedzeniu zasnąłem, nawet rumianku nie zdążyłem wypić. I piżamkę dają.
Toronto to niezły szok pod koniec podróży. Inny świat. Dużo dobrej architektury, mały ruch i używki. Ale można też znaleźć słoniaMają też najpiękniejsze wagony na świecie
Tak, ceny w Lizbonie od pewnego czasu kompletnie odleciały...A kiedyś, wcale nie tak dawno temu, była to jedna z najtańszych stolic w Europie, także pod kątem właśnie hoteli i innych opcji do spania.
Przyczyna: Golden visa...Portugal is one of Western Europe’s poorest countries, with government data showing more than 50% of workers earned less than 1,000 euros ($1,084) per month last year. The monthly minimum wage is 760 euros ($826).Rents in Lisbon, a tourist hotspot, have jumped 65% since 2015 and sale prices have sky-rocketed 137% in that period, figures from Confidencial Imobiliario, which collects data on housing, show. Rents increased 37% last year alone, more than in Barcelona or Paris, according to another real estate data company, Casafari.https://edition.cnn.com/2023/04/02/euro ... tugal-intl
Chyba muszę kończyć, bo słyszę kibiców na meczu - albo nie w sumie mecz trochę trwa.
Jeszcze proponuję obejrzeć bibliotekę z kręconymi schodami i ciekawymi świetlikami
Oraz drugie wcielenie nieodżałowanej pamięci CIECHu (w barwach ochronnych)
Tuż obok tych budowli znajduje się rezerwat przyrody. Wstęp za 5 kwacha. Pora słaba, większość drzew bez liści, ale nad rzeką jest już ciekawie. Dodatkowo są ładne (choć zaniedbane) tablice informacyjne.
To przy okazji jeszcze ten elegancki budynek. Pani ochroniarka pracująca tam pouczyła mnie, że nie wolno fotografować budynków, ja jej, że robię to od wczoraj i nikt nie zgłaszał pretensji, ona na to, że powinienem skasować wszystkie zdjęcia. Uśmiechnęłam się do niej i powiedziałem "dziękuję" - oni też tak robią
Co jeszcze? Mnóstwo kobiet, chyba chętnych na wszystko.
I totalnie bezpiecznie. O tym zapewniano mnie wcześniej, ale sprawdzenie to potwierdziło.
Koszt imprezy z jedzeniem to jakieś 70 zł. Piwo 4,40 cola 3,30. Papu dowolne (znaczy świnka, krowa, koza, ryba) ok 5 zł.
Spokojnie mogło być drożej, bo co chwila byłem proszony o postawienie piwa, ale odmawiałem bo nie do końca wiedziałem, do czego to prowadzi.
W przeciwieństwie do klubów w których byłem w Kenii i Tanzanii tu się nie stoi przy stole tylko tańczy na parkiecie.
Zdjęć nie będzie, bo choć to miejsce bardzo fotogeniczne to jednak nie wypada.Jak można domyślić się po poprzednim wpisie dziś wstałem wcześnie rano. Zjadłem śniadanie i zebrałem się w drogę w kierunku Zambii. Wydawało mi się, że będzie to łatwe. Trzeba tylko znaleźć się na właściwej drodze.
I rzeczywiście, było nawet łatwiej niż myślałem. Podjechałem shared taxi do ronda przed właściwym rondem i już tam był samochód prawie pełny.
Trochę ciasno, ale droga nie była długa. W sumie nie wiedziałem dokąd jadę, ważne, że w dobrym kierunku. Zapłaciłem 5K. W miejscu do którego dojechaliśmy stała już prawie pełna Toyota Hiace. Znaczy tak mi się wydawało, bo chyba przez chwilę jechało w niej ze 30 osób. Jednak w pewnym momencie zarówno tu jak i w poprzednim aucie dano mi lepsze miejsce. W pierwszym w trzecim rzędzie - w tej małej Toyocie jechało max 12 osób i kura, w drugim z przodu. Zastanawiałem się czy mienie muzungu w pierwszym rzędzie nie działa przypadkiem korzystnie jeśli chodzi o łapówki - ale nie miałem wspólnego języka. Jednak kiedy jechałem z przodu nikt od nich nic nie wziął. Raz Pani policjantka bardzo ładnym angielskim poprosiła mnie o paszport i tyle było z kontroli.
W sumie o tym nie pisałem na każdej drodze co jakiś czas są blokady, stoją różne służby i biorą łapówki od wybranych według nieznanego mi klucza kierowców. Ci nawet specjalnie się nie denerwują.
Dojechałem do przygranicznej miejscowości Mchinji. Za busa zapłaciłem 10K czyli cenę z Lilongwe. Oznacza to, że przepłaciłem tylko 50%. W sumie mniej, bo do tego kolejnego ronda dostałbym się za nie mniej niż 1000.
Zostało mi ponad 100 zł w kwachach. Na granicy pewnie sprzedałbym je za 70. Uznałem więc, że zostaję w Mchinji, ale chyba nie uda mi się ich wydać. Natomiast z samej decyzji jestem zadowolony, bo mogłem znów się przejść po podmiejskim Malawi.
Oferta doktora, jak widać doktor się zmienił oferta pozostała
To foyer motelu dawniej pewnie bardzo przyzwoitego. Teraz pokój z łazienką (ale bez bieżącej wody) kosztuje niecałe 10 zł i wygląda malowniczo, ale źle, z bólem, ale musiałem zrezygnować, wziąłem pokój gdzie indziej za 22 zł, nie wiedziałem, że tam też nie ma bieżącej wody. Ale dostałem balię i wiadro ciepłej.
Szkoła wiejska (pod miastem)
A tak w ogóle to tam mają kolory jesieni
I niepalny
Amatorskie prace są jedną z przyjemniejszych do oglądania rzeczy w wielu afrykańskich państwach. Ta jest szczególna ze względu na technikę i tematykę
A na koniec typowe zdjęcie infrastruktury kolejowej
A nie na koniec będzie świnia
I świństwo
U nas tak nie piszą, ale jednak podatki są znacznie lepiej wykorzystywaneTrochę już mnie ta relacja zmęczyła - w przeciwieństwie do samego wyjazd - on już się prawie kończy, a ja chciałbym jeszcze.
Granica Malawi - Zambia to całkiem przyjemne doświadczenie. Wymieniłem po fatalnym kursie moje pozostałe 50K kwachów, nie udało się wydać mimo prób.
Zaraz za granicą stały shared taxi do Chipaty. Przy okazji zaobserwowałem ciekawy manewr.
W Zambii, zresztą podobnie jak w Malawi mają posterunki policji na drodze, gdzie trzeba zostać przepuszczonym, ewentualnie wręczyć łapówkę.
Zdaje się, że policji wszystko jedno ile osób jedzie z tyłu, ale z przodu ma być tyle, ile siedzeń.
My mieliśmy 2 razy więcej. W pewnym momencie samochód zatrzymał się w szczerym polu, gdzie były tylko taksówki rowerowe. Wysiadły dwie kobiety, nawet się zdziwiłem, że nie płaciły. Potem przejechaliśmy przez posterunek policji i zatrzymaliśmy się znowu nigdzie, i ponownie stały tam rowery.
Po chwili kobiety, które wyszły przyjechały do nas na rowerach - z przewoźnikami rozliczył się kierowca i ruszyliśmy dalej.
Co ciekawe cała ta operacja odbyła się bez słowa.
Sama Chipata przyjemna, choć malutka. Co ciekawe nawet jakiegoś Bonvoya tu mają.
Ja wybrałem stylowy motel. Byłoby fajnie, gdyby nie brak prądu - strasznie wiało, to może być przyczyną tej sytuacji, ale oni chyba generalnie tak mają.
Nocleg był ze dwa razy droższy niż w Malawi. Ceny żywności i napojów już tak bardzo się nie różnią. Co więcej tu miewają cenniki
Znalazłem ładny budynek, śliczną aleję, kościół z dużą ilością krzyży i mnóstwo malunków na sklepach (oraz reklamy)
Nie chciało mi się jechać bezpośrednio do Lusaki, więc zatrzymałem się prawie w połowie drogi. W miejscowości, w której wydawać by się mogło, że nie ma żadnych atrakcji. Ja znalazłem kilka.
I jeszcze po drodze w autobusie leciała muzyka, nie zambijska co prawda, tylko od sąsiadów - polecam - ten klip jest z bardziej efektownych
https://youtu.be/geGwBjQaYJY?si=eNvnbJ5WaaAe8g7O
A oto znaleziska
Drzewo butowe
Mikro diabelski młyn
Ten kurczak jest słodziakiem
A na koniec hasło do kiełbachy (w tych okolicach z jakiegoś powodu zwanej rosyjską)
A mój obiad dziś tak wyglądał
Poza tym mieszkam w prawie dworku, zwanym blokiem dla niepoznaki. Nie polecam tego miejsca jakoś szczególnie
Karaluch z tych sporych. Nawet mi się nie chciało go zabijać, bo bym sobie strasznie but pobrudził
Rano poszedłem na dworzec, wiedząc że co chwilę będą przyjeżdżały autobusy. Tyle tylko, że pierwsze trzy były pełne. Już myślałem, że będę musiał łapać stopa, ale przyjechał Zambia - Malawi, używający tego hasła
W nim miejsce się znalazło, jadę zatem do Lusaki. Całość, mimo trzech odmów zajęła jakieś 30 min.
Zambia Malawi ma wygodniejsze fotele, ale miejsca na nogi poskąpiliW Lusace na hotele wydam chyba tyle co na całą dotychczasową afrykańską część wycieczki. Czyli trochę ponad 1000 zł za 3 noce w Best Western i 900 za dwie w Radissonie. Trudno, potrzebowałem tego. Na szczęście jest promocja 2x punkty w BW a w Radissonie 10% cashbacku plus promocja za 3 pobyty. Zacząłem od uprania swoich rzeczy. Były całe czerwone od afrykańskiej ziemi.
Teraz pora na kąpiel w wannie i zaczynam zwiedzanie Lusaki. Na razie mam ładniutką smukłą wieżę ciśnień za oknem.
Oni tu też są dobrzy w manekinowym porno
A to przykład, że lepiej jest kiedy malują
I odrobina archi