Errata do poprzedniego postu
Po niezbyt satysfakcjonującym śniadaniu przyszedł czas na sprawdzenie pogody i planowanie dnia. Ponieważ pierwotny plan wizyty na tank farm trzeba było odwołać - szlak tam ponoć bardziej się nadaje do zapasów błotnych, to zdecydowałem się na jaskinię Pagat. Ponoć jeden z najpiękniejszych szlaków tutaj. Sam szlak nie jest trudny (poza jednym czy dwa miejscami gdzie trzeba użyć rąk i są liny), ładny też nie jest... ale to co na końcu - zdecydowanie rekompensuje drogę. Sama jaskinia jest warta odwiedzenia i pomoczenia się - ale nie próbowałem dotrzeć do ujścia. Fakt, że inni mieli kamizelki ratunkowe troszkę mnie zdeprymował. W jaskini, jako jedynym miejscu, jest ślisko i trzeba miecz wodoodporne źródło światła. Przy jaskini jest troszkę konfundujące rozwidlenie - znaki prowadzą w prawo, a szlak idzie w lewo. W prawo, po 10 metrach nie ma sensu iść bez maczety. Ale w lewo warto, bo wkrótce docieramy do wybrzeża i końca jaskini. Piękne widoki - a jak się chce troszkę pochodzić po skałkach i ma się odpowiednie buty i rękawiczki - to można zejść do samej wody. Naprawdę jest tam pięknie.
Gorzej z powrotem. Pisałem że nie jest trudny szlak? Cóż, z powrotem idzie się ciągle pod górę, w pełnym słońcu, bez wiatru i cienia... wyssało dość szybko ze mnie wszystkie siły i wodę. Koszulka szybko była mokra a ja zużyłem zapas wody. Powrót do rozgrzanego samochodu był dużą ulgą.
Następny punktów programu to był Ritidian Point - wyglądało pięknie... ...a wyszło tak [emoji16] Popatrzyłem co ciekawe jest w okolicy, i zobaczyłem - na alltrails - szlak do mushroom beach oraz shark cove beach. Nic wielkiego, ale nie za długie i z plażą. I rzeczywiście takie było. Całkiem przyjemnie się szło, poza początkiem, gdzie trzeba było iść pomiędzy skałami i w środku, gdzie wygląda jakby tornado miało chwilkę zapomnienia. A na końcu pusta plaża, skorupiaki, deszcz i ja. Po drodze można ponoć też odwiedzić ruiny wioski ludu Chamorro. Ale że średnio była ścieżka i trzeci kolejny pająk miał ubarwienie w stylu "masz problem?". Stwierdziłem, że chyba jednak aż tak mnie historia nie interesuje... (Aczkolwiek chyba aparat też nie miał ochoty skupiać się na pająku)Skoro jest środa, to i czas na nocny targ lokalnej społeczności. Znaczy się od 17, ale kto by się tam czepiał szczegółów. Warzyw nie było, z owoców tylko kokosy. Najpierw było tradycyjne, wszyscy chcieli podjechać jak najbliższej wejścia. Co powodowało lekki chaos. Szczególnie że po drugiej stronie ulicy było miejsc parkingowych całkiem sporo. No ale to było 50 metrów dalej. I światła. Na samym targu dużym powodzeniem cieszyła się lokalną kuchnia... Młodzieńcy próbowali swoim kunsztem zaimponować płci odmiennej... Pamiątki niezbyt odbiegały od tych, dostępnych w Zakopanem... Można było pomęczyć zwierzęta... A nawet dzieci... Lokalny pies miał dość wszystkiego, hałasu, upału i turystycznych dzieci mi przeszkadzających... Tak, poważnie, poza powyższymi standardami, było lokalne jedzenie, z ogromnymi kolejkami. https://uploads.tapatalk-cdn.com/202309 ... e95f04.jpg Była potańcówka dla dorosłych Oraz, uroczo czasem nieporadny, pokaz lokalnej kultury - który nie dawał poczucia że robią to zawodowcy 3 razy dziennie. Na koniec nawet wciągnięto "ochotników" (to znaczy czy wyciągający niezbyt znali pojęcie "nie") z widowni. Muszę powiedzieć że nigdy nie miałem poczucia rytmu, a w ostatnich latach mi się to pogorszyło. @konkwisotr może takie coś Cię zainteresuje: https://www.picresorts.com/guam/ (ich złoty pakiet), aczkolwiek nie jest to "pełne" all-. Takiego typu tutaj nie widziałem.
@Aga_podrozniczka tym razem nie ma snorkuję. Teraz się przeniosłem do Wyndham Gardens - który polecam, bo ma całkiem rozsądne ceny i ładne, nowoczesne pokoje - o rzut beretem od Days Inn, więc pewnie jutro się przekonam jakie jest dojście
:)Stella bay - punkt widokowy Potem nastąpił czas na najwyższą górę świata (tm). Mount Lamlam. A przynajmniej miejsce, które jest tak reklamowane przez lokalne biuro turystyczne i instagramerów. W końcu na przestrzeni troszkę ponad 300 kilometrów znajdują się dwa punkty, których różnica wysokości to prawie jedenaście i pół kilometra. Czyli więcej niż gdyby Everest wziął na barki Rysy. O jakieś 30 metrów. Oczywiście, nie da się dotrzeć zbyt łatwo do najgłębiej położonego punktu na dnie Rowu Mariańskiego, ale już na nadwodną część tego gigantycznego wzniesienia można bez użycia skomplikowanego sprzętu. Dlatego tą wyprawę zdecydowałem się odbyć nie w stylu himalajskim (z wieloma obozami i wielotygodniową aklimatyzacją), nie w stylu alpejskim (w miarę lekko i szybko) – tylko w stylu bieszczadzko-beskidzkim. Czyli niezbyt wczesna pobudka, wygodny dojazd samochodem do parkingu, spacerek na szczyt i potem powrót na kwaterę na gryla i browara. Aczkolwiek bez klapek, nie jestem w końcu ortodoksem. Z kilkoma słitfociami po drodze. Ach, zapomniałbym. Mount Lamlam ma wysokość brutto 11540 metrów. Czyli 406 metrów netto – npo.
Szlak nie jest trudny, kilkoma ale. Po pierwsze, lepiej mieć długie spodnie - ja wyglądam jakbym był po randce z nadaktywnym kotem, po drugie rękawiczki też się przydadzą - koniec szlaku to niezbyt trudna, ale z użyciem rąk, wspinaczka po skałach. A po trzecie, trzeba się pilnować. W jednym miejscu jest rozwidlenie szlaku, i ten drugi jest dużo lepiej oznaczony. Jako, że na dostępnych mi mapach nie było drugiego szlaku więc poszedłem za tym lepiej oznaczonym. Który z czasem przestał być dobrze oznaczany. A jak przestałem wiedzieć oznaczenia, popatrzyłem w GPS. I wyszło mi że jestem mocno w bok od "mojego" szlaku. Gorzej, że nie widziałem już oznaczeń i po jakimś czasie dałem sobie spokój z poszukiwaniami. A iście na przełaj na azymut w dżungli zbyt przyjemne nie jest. Ale jakoś się udało [emoji846] Wracając, można w promocji zdobyć drugi szczyt w cenie przejścia jednego czterokilometrowego szlaku. Drugi najwyższy szczyt wyspy to Jumullong Manglo, gdzie co roku odbywa się droga krzyżowa – stacje mija się po drodze. Mieszkańcy wyznający katolicyzm stanowią około 75% populacji, razem z protestantami, chrześcijanie stanowią ponad 90 procentową większość. ...oczom ich ukazał się las... @pajacyk Rów Mariański ma jakieś 11 kilometrów. A marketing przyjmie wszystko [emoji16]Jak wspomniałem przy okazji wizyty na Rota, "odkrywcą" Guam i okolic był Magellan - odwiedził te okolice w marcu 1521 roku. Ponoć wylądował w Umatac, gdzie jest kamień to upamiętniający, ale zgodnie z rysunkami i zapiskami nawigatora, raczej były to okolice Tumon na północ stąd. Ale, kamień jest, zapisków nie widziałem, więc uznam że stąpałem śladami Magellana tutaj. Pierwotna nazwa wysp to "Islas de los Ladrones" - Wyspy Złodziei. Dlaczego? Wtedy, pojęcie własności wśród lokalnej ludności było dość innego do tego, do którego przyzwyczajeni byli żeglarze. Otóż, jeśli coś się komuś podobało - to sobie mógł to zabrać, bowiem jemu to było potrzebne. Ma to sens, ale spowodowało to pewne napięcia... Zresztą, wklejałem planszę z komiksu przy okazji wizyty w Muzeum Guam Magellan Magellanem, ale nastepny hiszpański galeon przybył na Guam dopiero w 1565 roku i od tego czasu uznaje się wyspę(y) za hiszpańską kolonię. Wtedy też zaczęła się religijna koloniazacja i teraz katolicy są naliczniejszą grupą wyznaniową na wyspach.
Super się zapowiada ! Ja wróciłem ze swojej wyprawy z tej samej wrzutki tydzień temu i chętnie wrócę w twojej relacji na GUAM. Poniżej fotki z Island Hoopera UA155.
Hmm, na Guam jestem od 4,5h i w życiu nie szukałem (ani nie byłem - no chyba że uznać za wariację na temat kilkugodzinny pobyt w saloniku [emoji16]) all- więc nawet nie wiem na co się powinno patrzeć. Przepraszam @konkwisotr ale nie jestem dobrym adresatem twojego pytania.Aktualnie jestem w hotelu, który ma 8 miejsc parkingowych na kilkadziesiąt pokoi, z czego jedno to niebieskie a na drugim stoi służbowy wóz. A i dostałem ponoć upgrade, ale i tak "bliźniacy flippingu" czy jak się tam nazywa ten program, na którym bliźniacy podrasowują mieszkania - jakby tu weszli, to od razu chwycili za młoty i z wigorem by to skończyli...
@kumkwat_kwiat miałeś szansę, niedawno były promocyjne loty z PL na Guam [emoji16] a tak poważnie, ta IPA była solidna, ale nic wartego specjalnej podróży.
Szkoda, że Marianas Southern Airways już nie latają. Miałam nadzieję polecieć z nimi ponownie z Saipan na Tinian. Rota też mam zamiar odwiedzić przy następnym pobycie. Tajemnicą latania United z Guam jest posiadanie ich mil, inaczej można przewrócić się na widok cen za gotówkę. Otworzyli już Ypao Road na Guam? Ile miałeś przesiadki w Tokyo? Mój bilet ma tylko 1h, więc spodziewam się lecieć kolejnym lotem parę godzin później. Dostałam też z United email o zmianach lotów Swiss, zobaczę później czy to daje możliwość zmiany innych lotów i zrobienia stopover w TYO.
@Aga_podrozniczka Dokładnie - ceny United były takie, że nie miało sensu z nich korzystać...Miałem 2h na przesiadkę - przy transferze międzynarodowym wydaje mi się, że godzina też może starczyć.Nie mam pojęcia czy Ypao Road jest otwarta. Jest tam coś ciekawego?
Byłam na tym szlaku przy jaskini Pagat. Faktycznie rozdziela się na dwa. Była tam grupa żołnierzy, którzy poszli w dwie różne strony. Ja poszłam z nimi w lewo, nad wode. Powrót nie był tragiczny, aczkolwiek można było zmęczyć się pod górkę. Podczas mojej wizyty bylo sucho, więc łatwo wchodziło się. Jak wróciłam do samochodu, to ta druga grupa już czekała przy drodze i niecierpliwiła się. Nie wiem jak daleko zaszli.Ritidian Point byl zamkniety rowniez w lutym. O Ypao Road pytałam się, bo bez niej ciężko dostac się do zatoki z Days Inn. Uzywam Days Inn do krótkich postojów i bylam rozczarowana, ze nie mogę dojść nad wodę.Gun Beach jest polecane jako miejsce do snorkowania. Wchodzi sie do wody przy rurze, bo wszędzie indziej są rafy. Ewentualnie przy hotelu, mają tam kładkę drewnianą. Nie widziałam tam nic nowego w wodzie oprócz jednego żyjątka przyklejonego do rafy, ale nie sprawdzałam jak się nazywa.Nie snorkowales nigdzie czy nie doczytałam?
@konkwisotr może takie coś Cię zainteresuje: https://www.picresorts.com/guam/ (ich złoty pakiet), aczkolwiek nie jest to "pełne" all-. Takiego typu tutaj nie widziałem.@Aga_podrozniczka tym razem nie ma snorkuję. Teraz się przeniosłem do Wyndham Gardens - który polecam, bo ma całkiem rozsądne ceny i ładne, nowoczesne pokoje - o rzut beretem od Days Inn, więc pewnie jutro się przekonam jakie jest dojście
:)
Przynajmniej pokazujesz, że jest co zwiedzać na Guam, bo tak to na forum ciągle były wypowiedzi, że nie ma nic ciekawego i wystarczy tam 1-2 dni. Ja tam lubię latać i pojeździć po okolicy.Wyndham Gardens jest prawie obok Days Inn. Days Inn nie jest super jakości, ale po tygodniu na kampingu było dla mnie wręcz luksusowe. Dobre miejsce na tani stopover.
Chyba bardziej to metalowe coś z ostatniego zdjęcia. Może tego nie widać, ale przy kółku jest rączka i można kręcić tak, że aż państwo zademonstrują pewne czynności...
Kmart nie jest zły, można kupić dużo tanich rzeczy i co ważne jest otwarty całą dobę. Ale ta knajpa przy wejściu, która również tak się reklamuje, była nieczynna jak pojechałam zjeść śniadanie o 4.00 rano.
Nie korzystałem z żarłodajni w Kmarcie, ale widziałem, że w Micronesia mall - przy głównym wejściu - była jakaś knajpa z jedzeniem reklamująca się, że jest czynna 24h. Tak na przyszłość [emoji846]
Sama jaskinia jest warta odwiedzenia i pomoczenia się - ale nie próbowałem dotrzeć do ujścia. Fakt, że inni mieli kamizelki ratunkowe troszkę mnie zdeprymował. W jaskini, jako jedynym miejscu, jest ślisko i trzeba miecz wodoodporne źródło światła.
Przy jaskini jest troszkę konfundujące rozwidlenie - znaki prowadzą w prawo, a szlak idzie w lewo. W prawo, po 10 metrach nie ma sensu iść bez maczety. Ale w lewo warto, bo wkrótce docieramy do wybrzeża i końca jaskini. Piękne widoki - a jak się chce troszkę pochodzić po skałkach i ma się odpowiednie buty i rękawiczki - to można zejść do samej wody. Naprawdę jest tam pięknie.
Gorzej z powrotem. Pisałem że nie jest trudny szlak? Cóż, z powrotem idzie się ciągle pod górę, w pełnym słońcu, bez wiatru i cienia... wyssało dość szybko ze mnie wszystkie siły i wodę. Koszulka szybko była mokra a ja zużyłem zapas wody. Powrót do rozgrzanego samochodu był dużą ulgą.
Następny punktów programu to był Ritidian Point - wyglądało pięknie...
...a wyszło tak [emoji16]
Popatrzyłem co ciekawe jest w okolicy, i zobaczyłem - na alltrails - szlak do mushroom beach oraz shark cove beach. Nic wielkiego, ale nie za długie i z plażą. I rzeczywiście takie było. Całkiem przyjemnie się szło, poza początkiem, gdzie trzeba było iść pomiędzy skałami i w środku, gdzie wygląda jakby tornado miało chwilkę zapomnienia.
A na końcu pusta plaża, skorupiaki, deszcz i ja.
Po drodze można ponoć też odwiedzić ruiny wioski ludu Chamorro. Ale że średnio była ścieżka i trzeci kolejny pająk miał ubarwienie w stylu "masz problem?". Stwierdziłem, że chyba jednak aż tak mnie historia nie interesuje...
(Aczkolwiek chyba aparat też nie miał ochoty skupiać się na pająku)Skoro jest środa, to i czas na nocny targ lokalnej społeczności. Znaczy się od 17, ale kto by się tam czepiał szczegółów. Warzyw nie było, z owoców tylko kokosy.
Najpierw było tradycyjne, wszyscy chcieli podjechać jak najbliższej wejścia. Co powodowało lekki chaos. Szczególnie że po drugiej stronie ulicy było miejsc parkingowych całkiem sporo. No ale to było 50 metrów dalej. I światła.
Na samym targu dużym powodzeniem cieszyła się lokalną kuchnia...
Młodzieńcy próbowali swoim kunsztem zaimponować płci odmiennej...
Pamiątki niezbyt odbiegały od tych, dostępnych w Zakopanem...
Można było pomęczyć zwierzęta...
A nawet dzieci...
Lokalny pies miał dość wszystkiego, hałasu, upału i turystycznych dzieci mi przeszkadzających...
Tak, poważnie, poza powyższymi standardami, było lokalne jedzenie, z ogromnymi kolejkami.
https://uploads.tapatalk-cdn.com/202309 ... e95f04.jpg
Była potańcówka dla dorosłych
Oraz, uroczo czasem nieporadny, pokaz lokalnej kultury - który nie dawał poczucia że robią to zawodowcy 3 razy dziennie. Na koniec nawet wciągnięto "ochotników" (to znaczy czy wyciągający niezbyt znali pojęcie "nie") z widowni. Muszę powiedzieć że nigdy nie miałem poczucia rytmu, a w ostatnich latach mi się to pogorszyło.
@Aga_podrozniczka tym razem nie ma snorkuję. Teraz się przeniosłem do Wyndham Gardens - który polecam, bo ma całkiem rozsądne ceny i ładne, nowoczesne pokoje - o rzut beretem od Days Inn, więc pewnie jutro się przekonam jakie jest dojście :)Stella bay - punkt widokowy
Potem nastąpił czas na najwyższą górę świata (tm). Mount Lamlam. A przynajmniej miejsce, które jest tak reklamowane przez lokalne biuro turystyczne i instagramerów. W końcu na przestrzeni troszkę ponad 300 kilometrów znajdują się dwa punkty, których różnica wysokości to prawie jedenaście i pół kilometra. Czyli więcej niż gdyby Everest wziął na barki Rysy. O jakieś 30 metrów. Oczywiście, nie da się dotrzeć zbyt łatwo do najgłębiej położonego punktu na dnie Rowu Mariańskiego, ale już na nadwodną część tego gigantycznego wzniesienia można bez użycia skomplikowanego sprzętu.
Dlatego tą wyprawę zdecydowałem się odbyć nie w stylu himalajskim (z wieloma obozami i wielotygodniową aklimatyzacją), nie w stylu alpejskim (w miarę lekko i szybko) – tylko w stylu bieszczadzko-beskidzkim. Czyli niezbyt wczesna pobudka, wygodny dojazd samochodem do parkingu, spacerek na szczyt i potem powrót na kwaterę na gryla i browara. Aczkolwiek bez klapek, nie jestem w końcu ortodoksem. Z kilkoma słitfociami po drodze. Ach, zapomniałbym. Mount Lamlam ma wysokość brutto 11540 metrów. Czyli 406 metrów netto – npo.
Szlak nie jest trudny, kilkoma ale. Po pierwsze, lepiej mieć długie spodnie - ja wyglądam jakbym był po randce z nadaktywnym kotem, po drugie rękawiczki też się przydadzą - koniec szlaku to niezbyt trudna, ale z użyciem rąk, wspinaczka po skałach. A po trzecie, trzeba się pilnować. W jednym miejscu jest rozwidlenie szlaku, i ten drugi jest dużo lepiej oznaczony. Jako, że na dostępnych mi mapach nie było drugiego szlaku więc poszedłem za tym lepiej oznaczonym. Który z czasem przestał być dobrze oznaczany. A jak przestałem wiedzieć oznaczenia, popatrzyłem w GPS. I wyszło mi że jestem mocno w bok od "mojego" szlaku. Gorzej, że nie widziałem już oznaczeń i po jakimś czasie dałem sobie spokój z poszukiwaniami. A iście na przełaj na azymut w dżungli zbyt przyjemne nie jest. Ale jakoś się udało [emoji846]
Wracając, można w promocji zdobyć drugi szczyt w cenie przejścia jednego czterokilometrowego szlaku. Drugi najwyższy szczyt wyspy to Jumullong Manglo, gdzie co roku odbywa się droga krzyżowa – stacje mija się po drodze. Mieszkańcy wyznający katolicyzm stanowią około 75% populacji, razem z protestantami, chrześcijanie stanowią ponad 90 procentową większość.
...oczom ich ukazał się las...
Pierwotna nazwa wysp to "Islas de los Ladrones" - Wyspy Złodziei. Dlaczego? Wtedy, pojęcie własności wśród lokalnej ludności było dość innego do tego, do którego przyzwyczajeni byli żeglarze. Otóż, jeśli coś się komuś podobało - to sobie mógł to zabrać, bowiem jemu to było potrzebne. Ma to sens, ale spowodowało to pewne napięcia... Zresztą, wklejałem planszę z komiksu przy okazji wizyty w Muzeum Guam
Magellan Magellanem, ale nastepny hiszpański galeon przybył na Guam dopiero w 1565 roku i od tego czasu uznaje się wyspę(y) za hiszpańską kolonię. Wtedy też zaczęła się religijna koloniazacja i teraz katolicy są naliczniejszą grupą wyznaniową na wyspach.