Ale widok na miejscu warty jest lekkiego wysiłku. Szczególnie ten hamak i huśtawka. Miałem problem by się zmusić do powrotu... Potem krótki wypad do jaskini Gadao, gdzie znajdują się różne piktogramy wyrysowane przez Chamorro. Jakieś 10 minut od samochodu, ale idzie się częściowo po skałach, więc trzeba uważać. A potem, nakłoniony przez forumowiczów, udałem się do niemieckiej knajpy. Co prawda wciąż uważam że jazda do piwnego miejsca będąc kierowcą ma w sobie coś z masochizmu - ale moja wewnętrzna ukryta opcja niemiecka była usatysfakcjonowana z kiełbaski. Po biedzie nadszedł czas na krótki relaks w Inarajan Natural Pool. Fajne miejsce, ale na pewno nie jest to żadna pozycja obowiązkowa. Plus skała ponoć w kształcie niedźwiedzia. Na koniec dnia wybrałem się na bardzo przyjemny szlak do Tarzan falls. Nie licząc dużej ilości błota oraz niezbyt uprzątniętych drzew po ostatnim huraganie. Może ostatnie 50 metrów jest trudniejsze, bo schodzi się dość stromo po błocie - ale nic co mogłoby przestraszyć przeciętnego okupanta kanapy. A w nagrodę czeka bardzo ładny wodospad gdzie można posiedzieć na kamieniu i podelektować się pięknym widokiem oraz ciszą i spokojem. Miodzio. No cóż, wszystko co dobre musi się skończyć i tak też jest z pobytem na Guam. Piszę te słowa z United Club w oczekiwaniu na lot to Tokio. Jeszcze będzie czas na podsumowania, więc wspomnę tylko o ostatnim akcie z wczoraj. Czyli powrocie do przeszłości [emoji16] wybrałem się do marketu Kmart - zrobić zakupy spożywcze, do przywiezienia do domu. A tam jak w Tesco w początkach lat 2000-nych. Mydło i powidło, czynne 24h, i dużo ludzi snujących się bez celu pomiędzy półkami... ale można było kupić koszulki z Guam (made in Bangladesz), kawę made in Guam (ale kawa z Jamajki), przekąski "Guam, USA" (ale made in Filipiny). Cóż, globalizacja... Na lotnisku też było ciekawie. Ponieważ oddawałem samochód, wchodziłem przez przyloty. Jak tylko wszedłem odezwał się alarm, i instrukcja by opuścić budynek - zacząłem się rozglądać, czy są oznaczone drogi ewakuacyjne bądź może wyjść tymi samymi drzwiami co wchodziłem - ale widzę, że te kilka osób obecnych w terminalu ignoruje alarm. Więc zrobiłem to samo i poszedłem do odlotów. Tam było ten alarm słuchać dość lekko, więc tylko spytałem przy odprawie o co kaman. Na co odpowiedź była "alarm? Rzeczywiście coś słychać" i zmiana tematu. Spoko. Przeszedłem przez kontrolę i znowu alarm. Jako doświadczona osoba również go olałem, ale po drodze do saloniku spotkałem patrol strażaków świecących po sensorach w suficie ( nie mam pojęcia po co). Spytałem co się dzieje - odpowiedź była podobna, "się pan nie przejmuje". Luz blues.
No ale, czas pożegnać Pacyfik.
Ps. Pierwszy raz od prawie tygodnia słyszałem język polski. Szkoda, że to jakaś pani średnio-starszego pokolenia robiąca wiochę w saloniku - gadając na głośnomówiącym na tyle głośno, że wiem iż niezbyt się cieszy na najbliższe 24h spędzone w podróży. Czasem człowiek cierpi na ojkofobię. Nawet jeśli wie, że ludzi różnych narodowości nie stać na słuchawki...(mam nadzieję że ten mega post się dobrze doda...) Lot pomiędzy Guam a Naritą był spokojny, nudny wręcz. Co prawda nie udało się dostać miejsca przy przejściu, ale środek przy ewakuacyjnym też nie jest taki zły. Dużo miejsca na nogi i w dodatku w United pozwalają na trzymanie rzeczy pod fotelem. Rozrywka pokładowa na bardzo kiepskim poziomie - kilka kanałów, filmy te same co tydzień temu. W moim przypadku dodatkowo ekran ubzdurał sobie, że jest 4:3 a po kolejnych 15 minutach padł. Aczkolwiek przy oferowanej rozrywce, nie był to duży problem. Lunch smakował równie nijako jak wyglądał - jeden z gorszych posiłków w samolocie, jakie zdarzyło mi się spożyć. A przecież nie można mieć zbyt dużych oczekiwań od pokładowego jedzenia. Tak na dobrą sprawę, tylko fasolka szparagowa miała jakiś odcień smaku. Ale że to miał być mój ostatni posiłek dzisiaj - karnie go zjadłem. Zachowałem tylko batonik na wieczór. Pierwsze zderzenie z Japonią poza lotniskiem było brutalne. Autobus hotelowy spóźnił się prawie o 15 minut. Z drugiej strony, nie ma co się dziwić. Jak ruszyliśmy spod terminalu 1, była informacja że droga do hotelu zajmie 25 minut. Jak ruszyliśmy spod terminalu 2 (jakieś 10 minut później) - oczekiwany czas podróży się nie zmienił... Człowiek miał pewne oczekiwania, nadzieje, a tu się okazało że kraj taki jak inne [emoji16]
Zameldowałem się w hotelu i ruszyłem do Narity - bez planu, żeby tylko poczuć atmosferę. I spotkało mnie coś, co było bardzo ciekawym zderzeniem z Obcą Kulturą. Proszę:
Super się zapowiada ! Ja wróciłem ze swojej wyprawy z tej samej wrzutki tydzień temu i chętnie wrócę w twojej relacji na GUAM. Poniżej fotki z Island Hoopera UA155.
Hmm, na Guam jestem od 4,5h i w życiu nie szukałem (ani nie byłem - no chyba że uznać za wariację na temat kilkugodzinny pobyt w saloniku [emoji16]) all- więc nawet nie wiem na co się powinno patrzeć. Przepraszam @konkwisotr ale nie jestem dobrym adresatem twojego pytania.Aktualnie jestem w hotelu, który ma 8 miejsc parkingowych na kilkadziesiąt pokoi, z czego jedno to niebieskie a na drugim stoi służbowy wóz. A i dostałem ponoć upgrade, ale i tak "bliźniacy flippingu" czy jak się tam nazywa ten program, na którym bliźniacy podrasowują mieszkania - jakby tu weszli, to od razu chwycili za młoty i z wigorem by to skończyli...
@kumkwat_kwiat miałeś szansę, niedawno były promocyjne loty z PL na Guam [emoji16] a tak poważnie, ta IPA była solidna, ale nic wartego specjalnej podróży.
Szkoda, że Marianas Southern Airways już nie latają. Miałam nadzieję polecieć z nimi ponownie z Saipan na Tinian. Rota też mam zamiar odwiedzić przy następnym pobycie. Tajemnicą latania United z Guam jest posiadanie ich mil, inaczej można przewrócić się na widok cen za gotówkę. Otworzyli już Ypao Road na Guam? Ile miałeś przesiadki w Tokyo? Mój bilet ma tylko 1h, więc spodziewam się lecieć kolejnym lotem parę godzin później. Dostałam też z United email o zmianach lotów Swiss, zobaczę później czy to daje możliwość zmiany innych lotów i zrobienia stopover w TYO.
@Aga_podrozniczka Dokładnie - ceny United były takie, że nie miało sensu z nich korzystać...Miałem 2h na przesiadkę - przy transferze międzynarodowym wydaje mi się, że godzina też może starczyć.Nie mam pojęcia czy Ypao Road jest otwarta. Jest tam coś ciekawego?
Byłam na tym szlaku przy jaskini Pagat. Faktycznie rozdziela się na dwa. Była tam grupa żołnierzy, którzy poszli w dwie różne strony. Ja poszłam z nimi w lewo, nad wode. Powrót nie był tragiczny, aczkolwiek można było zmęczyć się pod górkę. Podczas mojej wizyty bylo sucho, więc łatwo wchodziło się. Jak wróciłam do samochodu, to ta druga grupa już czekała przy drodze i niecierpliwiła się. Nie wiem jak daleko zaszli.Ritidian Point byl zamkniety rowniez w lutym. O Ypao Road pytałam się, bo bez niej ciężko dostac się do zatoki z Days Inn. Uzywam Days Inn do krótkich postojów i bylam rozczarowana, ze nie mogę dojść nad wodę.Gun Beach jest polecane jako miejsce do snorkowania. Wchodzi sie do wody przy rurze, bo wszędzie indziej są rafy. Ewentualnie przy hotelu, mają tam kładkę drewnianą. Nie widziałam tam nic nowego w wodzie oprócz jednego żyjątka przyklejonego do rafy, ale nie sprawdzałam jak się nazywa.Nie snorkowales nigdzie czy nie doczytałam?
@konkwisotr może takie coś Cię zainteresuje: https://www.picresorts.com/guam/ (ich złoty pakiet), aczkolwiek nie jest to "pełne" all-. Takiego typu tutaj nie widziałem.@Aga_podrozniczka tym razem nie ma snorkuję. Teraz się przeniosłem do Wyndham Gardens - który polecam, bo ma całkiem rozsądne ceny i ładne, nowoczesne pokoje - o rzut beretem od Days Inn, więc pewnie jutro się przekonam jakie jest dojście
:)
Przynajmniej pokazujesz, że jest co zwiedzać na Guam, bo tak to na forum ciągle były wypowiedzi, że nie ma nic ciekawego i wystarczy tam 1-2 dni. Ja tam lubię latać i pojeździć po okolicy.Wyndham Gardens jest prawie obok Days Inn. Days Inn nie jest super jakości, ale po tygodniu na kampingu było dla mnie wręcz luksusowe. Dobre miejsce na tani stopover.
Chyba bardziej to metalowe coś z ostatniego zdjęcia. Może tego nie widać, ale przy kółku jest rączka i można kręcić tak, że aż państwo zademonstrują pewne czynności...
Kmart nie jest zły, można kupić dużo tanich rzeczy i co ważne jest otwarty całą dobę. Ale ta knajpa przy wejściu, która również tak się reklamuje, była nieczynna jak pojechałam zjeść śniadanie o 4.00 rano.
Nie korzystałem z żarłodajni w Kmarcie, ale widziałem, że w Micronesia mall - przy głównym wejściu - była jakaś knajpa z jedzeniem reklamująca się, że jest czynna 24h. Tak na przyszłość [emoji846]
Ale widok na miejscu warty jest lekkiego wysiłku. Szczególnie ten hamak i huśtawka. Miałem problem by się zmusić do powrotu...
Potem krótki wypad do jaskini Gadao, gdzie znajdują się różne piktogramy wyrysowane przez Chamorro. Jakieś 10 minut od samochodu, ale idzie się częściowo po skałach, więc trzeba uważać.
Po biedzie nadszedł czas na krótki relaks w Inarajan Natural Pool. Fajne miejsce, ale na pewno nie jest to żadna pozycja obowiązkowa.
Plus skała ponoć w kształcie niedźwiedzia.
Na koniec dnia wybrałem się na bardzo przyjemny szlak do Tarzan falls. Nie licząc dużej ilości błota oraz niezbyt uprzątniętych drzew po ostatnim huraganie. Może ostatnie 50 metrów jest trudniejsze, bo schodzi się dość stromo po błocie - ale nic co mogłoby przestraszyć przeciętnego okupanta kanapy.
A w nagrodę czeka bardzo ładny wodospad gdzie można posiedzieć na kamieniu i podelektować się pięknym widokiem oraz ciszą i spokojem. Miodzio.
Czyli powrocie do przeszłości [emoji16] wybrałem się do marketu Kmart - zrobić zakupy spożywcze, do przywiezienia do domu. A tam jak w Tesco w początkach lat 2000-nych. Mydło i powidło, czynne 24h, i dużo ludzi snujących się bez celu pomiędzy półkami... ale można było kupić koszulki z Guam (made in Bangladesz), kawę made in Guam (ale kawa z Jamajki), przekąski "Guam, USA" (ale made in Filipiny). Cóż, globalizacja...
Na lotnisku też było ciekawie. Ponieważ oddawałem samochód, wchodziłem przez przyloty. Jak tylko wszedłem odezwał się alarm, i instrukcja by opuścić budynek - zacząłem się rozglądać, czy są oznaczone drogi ewakuacyjne bądź może wyjść tymi samymi drzwiami co wchodziłem - ale widzę, że te kilka osób obecnych w terminalu ignoruje alarm. Więc zrobiłem to samo i poszedłem do odlotów. Tam było ten alarm słuchać dość lekko, więc tylko spytałem przy odprawie o co kaman. Na co odpowiedź była "alarm? Rzeczywiście coś słychać" i zmiana tematu. Spoko.
Przeszedłem przez kontrolę i znowu alarm. Jako doświadczona osoba również go olałem, ale po drodze do saloniku spotkałem patrol strażaków świecących po sensorach w suficie ( nie mam pojęcia po co). Spytałem co się dzieje - odpowiedź była podobna, "się pan nie przejmuje". Luz blues.
No ale, czas pożegnać Pacyfik.
Ps. Pierwszy raz od prawie tygodnia słyszałem język polski. Szkoda, że to jakaś pani średnio-starszego pokolenia robiąca wiochę w saloniku - gadając na głośnomówiącym na tyle głośno, że wiem iż niezbyt się cieszy na najbliższe 24h spędzone w podróży. Czasem człowiek cierpi na ojkofobię. Nawet jeśli wie, że ludzi różnych narodowości nie stać na słuchawki...(mam nadzieję że ten mega post się dobrze doda...)
Lot pomiędzy Guam a Naritą był spokojny, nudny wręcz. Co prawda nie udało się dostać miejsca przy przejściu, ale środek przy ewakuacyjnym też nie jest taki zły. Dużo miejsca na nogi i w dodatku w United pozwalają na trzymanie rzeczy pod fotelem.
Rozrywka pokładowa na bardzo kiepskim poziomie - kilka kanałów, filmy te same co tydzień temu. W moim przypadku dodatkowo ekran ubzdurał sobie, że jest 4:3 a po kolejnych 15 minutach padł. Aczkolwiek przy oferowanej rozrywce, nie był to duży problem.
Lunch smakował równie nijako jak wyglądał - jeden z gorszych posiłków w samolocie, jakie zdarzyło mi się spożyć. A przecież nie można mieć zbyt dużych oczekiwań od pokładowego jedzenia. Tak na dobrą sprawę, tylko fasolka szparagowa miała jakiś odcień smaku. Ale że to miał być mój ostatni posiłek dzisiaj - karnie go zjadłem. Zachowałem tylko batonik na wieczór.
Pierwsze zderzenie z Japonią poza lotniskiem było brutalne. Autobus hotelowy spóźnił się prawie o 15 minut. Z drugiej strony, nie ma co się dziwić. Jak ruszyliśmy spod terminalu 1, była informacja że droga do hotelu zajmie 25 minut. Jak ruszyliśmy spod terminalu 2 (jakieś 10 minut później) - oczekiwany czas podróży się nie zmienił... Człowiek miał pewne oczekiwania, nadzieje, a tu się okazało że kraj taki jak inne [emoji16]
Zameldowałem się w hotelu i ruszyłem do Narity - bez planu, żeby tylko poczuć atmosferę. I spotkało mnie coś, co było bardzo ciekawym zderzeniem z Obcą Kulturą. Proszę: